ALEKSANDER DUMAS
W służbie króla (lub królowej)
(fragment powieci Trzej muszkieterowie)
D'Artagnan skłonił się panu de Treville, który wycišgnšł do niego rękę. D'Artagnan ucisnšł tę rękę z szacunkiem pełnym wdzięcznoci. Odkšd przybył do Paryża, zyskiwał wcišż nowe powody do podziwiania tego szlachcica, którego znajdował zawsze pełnym godnoci, lojalnym i wielkim.
Z pierwszš wizytš udał się do Aramisa.
Dwaj przyjaciele rozmawiali już od kilku chwil, kiedy do pokoju wszedł sługa pana de Treville, niosšc zapieczętowanš kopertę.
- Cóż to takiego? - spytał Aramis. - Urlop, o który pan prosił.
- Nie prosiłem o urlop.
- Milcz i bierz, co ci dajš - powiedział d'Artagnan. - A ty, mój przyjacielu, masz tu pół pistola za fatygę i zechciej, proszę, powtórzyć panu de Treville, że pan Aramis dziękuje goršco. Id już.
Sługa skłonił się aż do ziemi i wyszedł. - Co to ma znaczyć? - spytał Aramis.
- We wszystko, co ci będzie potrzebne w czasie dwutygodniowej podróży, i chod ze mnš.
- Ale ja nie mogę opucić Paryża, nie wiedzšc dokšd się udajemy.
- Na razie do Atosa, a jeli chcesz mi towarzyszyć, proszę, by się popieszył, ponieważ stracilimy już dużo czasu.
- Ruszajmy zatem - powiedział Aramis, bioršc płaszcz, szpadę i trzy pistolety i otwierajšc jedynie dwie czy trzy szuflady, aby sprawdzić, czy nie znajdzie w nich jakiego zagubionego pistola. Potem, upewniwszy się, że nie ma nic do znalezienia, poszedł za d'Artagnanem.
Kiedy weszli do Atosa, trzymał on w jednej ręce swój urlop, a w drugiej list od pana de Treville.
- Czy możecie mi wytłumaczyć, co znaczš ten list i ten urlop, które włanie otrzymałem? - powiedział Atos zdziwiony.
Mój drogi Atosie, uważam, że twoje zdrowie wymaga koniecznie, aby odpoczšł od służby przez piętnacie dni. Jed zatem do wód w Forges lub innych, bardziej ci odpowiadajšcych, i wracaj prędko do pełni sil.
Treville
- Cóż, ten list i ten urlop znaczš, że masz jechać ze mnš, Atosie.
- Do wód w Forges?
- Tam lub gdzie indziej.
- w służbie króla?
- Króla lub królowej. Czyż nie jestemy sługami Ich Królewskich Moci?
W tej chwili wszedł Portos.
- Do diaska - powiedział - spotkało mnie co piekielnie dziwnego. Odkšd to w kompanii muszkieterów daje się urlopy ludziom, którzy o nie nie prosili?
- Odkšd - odpowiedział d'Artagnan - ludzie ci majš przyjaciół, którzy starajš się o nie za nich.
- Ach! Ach! Zdaje się, że mamy co nowego?
- Tak, wyjeżdżamy - powiedział Aramis.
- Dokšd? - spytał Portos.
- Na mš duszę, nie mam pojęcia - odparš Atos.
- Do Londynu, panowie - powiedział d'Artagnan.
- Do Londynu! - wykrzyknšł Portos. - A cóż my mamy do roboty w Londynie?
- Tylko tyle mogę wam powiedzieć, panowie. Musicie mi zaufać. Ale bšdcie spokojni, nie dojedziemy do Londynu w komplecie.
- A dlaczegóż to?
- Dlatego że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa kilku z nas zostanie po drodze.
- Zatem nasze przedsięwzięcie jest prawdziwš wyprawš wojennš?
- I to z tych najniebezpieczniejszych, uprzedzam was.
- Ale - powiedział Portos - skoro ryzykujemy głowę, chciałbym przynajmniej wiedzieć, w imię czego?
- Na wiele ci się to przyda! - parsknšł Atos. - Jednakże ja zgadzam się z Portosem.
- Czy król tłumaczy się nam ze swoich zamiarów? Nie, mówi po prostu: "Panowie, bijš się w Gaskonii czy we Flandrii, idcie bić się z nimi" i idziecie bez słowa. Dlaczego? Nawet się nie zastanawiacie.
- D'Artagnan ma rację - powiedział Atos - oto trzy urlopy pochodzšce od pana de Treville. Jedmy więc, dokšd nam mówiš, że mamy jechać, i dajmy się zabić, jeli tak będzie trzeba. Czy życie warte jest tylu pytań? D'Artagnanie, jestem gotów podšżyć za tobš.
- Ja także - rzekš Portos.
- Ja także - powiedział Aramis. - Do diabła, nie jestem wcale niezadowolony, że opuszczam Paryż. Przyda mi się jakie urozmaicenie.
- Nie zabraknie wam urozmaicenia, panowie, o to możecie być spokojni - powiedział d'Artagnan.
- A teraz, kiedy ruszamy? - spytał Atos.
- Natychmiast - odparš d'Artagnan. - Nie ma chwili do stracenia.
- Musimy ułożyć plan wyprawy - powiedział Portos. - Dokšd pojedziemy najpierw?
- Do Calais - odparš d'Artagnan. -To najprostsza droga do Londynu.
- Dobrze - powiedział Portos. - Oto moje zdanie.
- Mów.
- Czterej ludzie podróżujšcy razem będš budzili podejrzenia. D'Artagnan da każdemu z nas instrukcje. Wyruszę pierwszy, aby dokonać zwiadu. Atos wyruszy dwie godziny póniej. Aramis podšży za nami. Co do d'Artagnana, pojedzie drogš, która mu będzie najbardziej odpowiadała, w ubraniu służšcego, za służšcy pojedzie za nami wszystkimi w stroju gwardzisty.
- Plan Portosa wydaje mi się niewykonalny - powiedział d'Artagnan - nie mam bowiem pojęcia, jakich instrukcji mógłbym wam udzielić. Mam zawieć list, to wszystko. Nie mogę zrobić trzech kopii tego listu, jest on bowiem zapieczętowany. Musimy więc, moim zdaniem, podróżować razem. Ten list jest tu, w tej kieszeni - I wskazał kieszeń, w której znajdował się list. - Jeli zostanę zabity, wemiecie go stšd i pojedziecie dalej. Jeli ten, który go wemie ode mnie, zginie, list przejmie następny i tak dalej. Ważne, by przynajmniej jeden z nas dotarš do celu.
- Brawo, d'Artagnan! Twoje zdanie jest moim - powiedział Atos. - Zresztš trzeba być konsekwentnym: jadę do wód, wy mi towarzyszycie. Zamiast do wód, pojadę nad morze, wolno mi. Jeli kto zechce nas aresztować, pokażę mu list pana de Treville, wy za pokażecie wasze urlopy. Jeli zostaniemy napadnięci przez ludzi kardynała, będziemy się bronić. Jeli postawiš nas przed sšdem, będziemy się upierali, że nie mielimy innych zamiarów jak zanurzyć się kilka razy w morzu. Zbyt łatwo byłoby naszym wrogom uporać się z czterema ludmi podróżujšcymi osobno, natomiast czterej ludzie razem to już armia. Uzbroimy naszych czterech służšcych, damy im pistolety i muszkiety. Jeli wylš przeciw nam armię, stoczymy bitwę, a ten, który przeżyje, jak to powiedział d'Artagnan, doręczy list.
- Dobrze powiedziane! - wykrzyknšł Aramis. - Nie odzywasz się często, Atosie, ale kiedy się już odezwiesz, to jakby przemówił sam więty Jan Złotousty. Przyjmuję plan Atosa. A ty, Portosie?
- Ja także - odparš Portos - jeli d'Artagnan się nań zgadza. D'Artagnan, właciciel listu, jest naturalnie dowódcš wyprawy. Niech on zdecyduje, my będziemy wykonywali rozkazy.
- Dobrze. Decyduję, że przyjmujemy plan Atosa i że wyruszamy za pół godziny.
- Ustalone! - powtórzyli trzej muszkieterowie.
I wszyscy zajęli się przygotowaniami do wyjazdu, by zdšżyć na wyznaczonš godzinę.