ARKADY FIEDLER
Cała wstecz!
(fragment książki Dziękuję ci, kapitanie)


Reszta dnia upłynęła w spokoju, lecz cisza nie zwiodła nikogo. Nieprzyjaciel dostatecznie przekonał się o szczupłej obronie konwoju. W nocy należało spodziewać się piekła.
Gdy po zachodzie słońca mroki zapadały na morze, w duszach ludzkich budził się lęk. Przeżycia ostatniej nocy wracały z uporem do pobudzonej wyobraźni. Przypominano sobie nędzny los rozbitków w szalupach, porzuconych na łaskę morza. Mało kto myślał o ich ratunku. Eskorta nie mogła ratować, zbyt nieliczna i uwikłana w walkę, statki zaś nie kwapiły się. Statki, które idą jako ostatnie na końcu kolumn, mają obowiązek zabierania rozbitków. Nie zabierały. Wolały uciekać, ratując własną skórę. Groza była silniejsza niż moralna powinność.
Toteż pierwszy tego wieczoru atak okrętu podwodnego krótko po zapadnięciu ciemności targnął nerwami marynarzy jak rozpalone żelazo. Uciekać! Należało na gwałt uciekać od straszliwych bestii, od zionących torped. Oby mieć skrzydła!...
O godzinie ósmej pięćdziesiąt siedem wieczorem przed dziobem "Wisły" storpedowano brytyjski tankowiec. Wysoki jak zwykle słup ognia i silna detonacja, która wszystkich sąsiadów poderwała na nogi. Kapitan Szworc był właśnie w swym salonie. Jednym susem wyskoczył na mostek. Po drodze słyszał dzwonek okrętowego telegrafu. To trzeci oficer posyłał jakiś rozkaz do maszynowni.
- Zwolniłem biegu! Dałem w prawo!... - młody oficer zawiadomił kapitana, który nagle, wściekły, wrzasnął:
- Dlaczego pan zwolniłeś?!
- Jesteśmy przecież ostatni w kolumnie...! - tłumaczył się wachtowy.
- To wiem!
Kapitan pożarłby go na surowo. Potępiał manewr oficera. Z oczu jego tryskały gromy. Huknął przez tubę na dół:
- Cała naprzód!
Do sternika:
- Lewo na burtę!
- Lewo na burtę powtórzył spokojnie sternik. W kilkunastu sekundach "Wisła" zatoczyła ćwierć koła i była już niemal na wysokości tankowca, około dwieście metrów na lewo od niego. Tankowiec palił się teraz na dziobie zwykłym, miarowym ogniem i szedł naprzód już tylko siłą dotychczasowego rozpędu.
Wtedy kapitan znów się odezwał. Padł rozkaz:
- Całą wstecz!...
Woda dokoła rufy naraz zaczęła syczeć, zabulgotała. Statek jakby zajęczał. Rzekłbyś: zapasy dwóch potwornych mocy, jednej prącej wciąż naprzód, drugiej coraz silniej hamującej. "Wisła" przystawała. Rzuciła wrogowi rękawicę. Wyzywała los.
Na mostku zadźwięczał dzwonek telefoniczny. Drugi oficer spytał:
- Co będziemy robić?
- Ratować ludzi! - warknął kapitan i zawiesił słuchawkę.
Tankowiec palił się jak pochodnia i w jej różowym blasku "Wisła", jaskrawo oświetlona, stanowiła wprost wymarzony cel dla torpedy. Oczekiwano jej lada chwila, a jednak nikt na statku nie tracił przytomności umysłu, wszystko odbywało się zadziwiająco składnie i rozkazy były celowe, a wykonanie ich szybkie.
Rozbitkowie, zaledwie weszli na pokład, wszyscy jak na komendę rzucili się w kierunku szalup i otoczyli je murem z ludzkich ciał. Czekali. Mieli twarze zamknięte, lecz w oczach ich palił się obłęd i zdecydowanie na wszystko. Nie spuszczali wzroku z szalup. Patrzyli w nie jak w ołtarze. Byli cisi, przerażeni i groźni. Strach odebrał im poczucie rzeczywistości, prócz jednego: szalupy "Wisły" stały się dla nich symbolem życia. Byli przygotowani. Czekali na następny atak torpedy, by zawładnąć szalupami.


1. O jakich czasach opowiada tekst A. Fiedlera? Dokąd płynie "Wisła" i inne statki? Kto na nie poluje?
2. Jaką decyzję w pierwszej chwili podjął kapitan? Dlaczego? z jakiego powodu ją zmienił? Uzasadnij.
3. Oceń kapitana i jego postępowanie.
4. Wytłumacz zachowanie rozbitków na pokładzie "Wisły".
5. Jak oceniasz ten krótki tekst? Czy wzbudził on twoje emocje? Przeczytaj go jeszcze raz i zastanów się, jakimi środkami autor buduje napięcie.

Podręcznik 6 klasy

Język polski w szkole

Strona główna