ADAM BAHDAJ

Gangsterzy!
(fragment powieści Podróż za jeden uśmiech)


Wracałem z pustą łubianką. Po drodze zebrałem kilka drobnych prawdziwków i tak byłem zajęty zbieraniem, że nie wiedziałem, gdzie jestem i dokąd idę. Jeżeli człowiek nie wie, gdzie jest, to wydaje mu się, że zbłądził. I mnie się tak zdawało.
Zacząłem się denerwować, bo trochę dziwnie jest samemu chodzić po starym lesie. Spojrzałem na słońce. Wisiało jeszcze wysoko nad lasem. Poszedłem więc w kierunku słońca.
Naraz stanąłem jak urzeczony. Dwie sarny wyszły na przesiekę. Na mój widok zatrzymały się gwałtownie. Chwilę patrzyły w moją stronę, unosząc wysoko łby, a potem mignęły jak dwie rude smugi i zniknęły po drugiej stronie przesieki.
Byłem oczarowany tym widokiem. Pierwszy raz ujrzałem sarny na wolności... I zaraz odezwała się we mnie żyłka trapera. Postanowiłem iść ich śladami, tropić dziką zwierzynę. Zaszyłem się w las, ale jak tu iść śladami sarn, skoro takich śladów w ogóle nie widać.
Mimo to poszedłem jeszcze głębiej w puszczę. I naraz ujrzałem przed sobą polankę, a na polance samochód. Wprawnym okiem znawcy stwierdziłem, że jest to piękny peugeot. Bardziej aniżeli samochód zaciekawili mnie ludzie, którzy rozsiedli się na kocu w cieniu jodły. Od razu wydali mi się podejrzani, bo mieli niespokojne spojrzenia i zupełnie nie interesowali się sarnami.
Było ich troje, dwaj mężczyźni i kobieta. Jeden z nich, młody, w zamszowej kurteczce, siedział, opierając się o samochód, a na kolanach trzymał maszynę do pisania. Drugi, starszy, w koszuli w kratę, leżał na kocu i palił fajkę. Obok niego siedziała kobieta, młoda, z fryzurą rudą, jak sierść wiewiórki i spiętrzoną na wysokość młodych świerczków. Kobieta ziewała. Od razu spostrzegłem, że jest bardzo rozpieszczona i nic nie chce się jej robić.
Ogromnie zaciekawiło mnie to podejrzane towarzystwo, więc z trapera zmieniłem się momentalnie w Sherlocka Holmesa i pod osłoną gęstych zarośli podkradłem się niemal pod sam wóz. Potem położyłem się na ziemi i podczołgałem tak blisko, że mógłbym z łatwością połechtać w piętę tego starszego w kraciastej koszuli.
Nastawiłem aparat podsłuchowy (uszy) i czekałem, co z tego wyniknie. Chwilowo nic nie wynikało, bo młody stukał coś na maszynie. Dopiero gdy przestał, zaczęło wynikać.
Ten starszy wyjął fajkę z ust i powiedział:
- Mam pomysł. Trzeba będzie go ukatrupić, zanim Monika wsiądzie do samochodu.
Zimne ciarki przebiegły mi po plecach, skóra ścierpła, tam gdzie powinna, ale nawet nie drgnąłem, bo byłem przekonany, że gdyby mnie ujrzeli, ukatrupiliby mnie zamiast tego, którego mieli ukatrupić.
- Czy to nam nie popsuje głównego wątku? Odezwał się młodszy.
Kobieta z rudą piramidą na głowie zachichotała.
Człowiek z fajką skinął głową.
- Wyobraź sobie, Monika myśli, że wiezie ukradziony kufer, otwiera bagażnik, a tu trup w smokingu.
Zaśmiali się grubo i dziwnie podejrzanie. Ohyda. Tu trup w bagażniku, a oni się śmieją. Chcą z zimną krwią zamordować człowieka i jeszcze sobie stroją figle. Czułem, że biją na mnie siódme poty i nie mogę powstrzymać straszliwej drżączki.
Młody znowu wystukiwał coś na maszynie, a potem powiedział:
- Czy to nie będzie zbyt uproszczone? Bo pomyślcie, kiedy my zdążymy sprzątnąć faceta?
Fajczarz odparą z cynicznym uśmiechem:
- Wtedy, kiedy Monika będzie w barze z tym sekretarzem z ambasady meksykańskiej, kapujesz?
- Nie bardzo, ale możemy spróbować.
Ruda machnęła ręką, jakby to chodziło o zabicie komara.
- Nie ma się nad czym zastanawiać. Zobaczycie, jaki będzie ubaw.
- A co zrobimy z tym facetem z ambasady? - zapytał młody człowiek. - Przecież mieliśmy go sprzątnąć w hotelu.
- Drobnostka - zaśmiał się fajczarz. - Możemy go zahaczyć samochodem na szosie. Będzie nawet oryginalniej.
- Doskonały pomysł - rzekła ruda. - Zahaczymy go delikatnie, żeby można upozorować wypadek.
- Świetnie! - fajczarz zatarą ręce. Wstał. - A więc do roboty, bo szkoda czasu.
Wycofałem się z kryjówki, potem, gdy już byłem w odpowiedniej odległości od szajki gangsterów, zerwałem się i zacząłem biec w stronę leśniczówki. Jestem pewny, że w tej chwili nie dogoniłby mnie nawet mistrz świata w sprincie. Zdawało mi się, że mam wmontowany silnik odrzutowy i biegnę z szybkością ponaddźwiękową. Nie wiedziałem jedynie dokąd.
Na szczęście, tuż za sosnowym lasem zobaczyłem dwa sombrera, pod którymi kryły się głowy Rudzielca i Dryblasa.
- Na pomoc! - zawołałem. - Mordują!
Ruszyliśmy biegiem. Po drodze spotkaliśmy jeszcze dwóch Meksykańczyków i jedną Meksykankę. Przyłączyli się do nas. Teraz w szóstkę biegliśmy w stronę polany. W biegu wyłamywaliśmy tęgie kije, maczugi, wyjmowaliśmy finki, noże i scyzoryki. Uzbrojeni po same zęby, zjawiliśmy się na polanie.
Peugeot stał jeszcze w cieniu sosny, a cała szajka zbierała się właśnie do odjazdu. Odsapnąłem z ulgą. Wymachując maczugą, zagrodziłem im drogę odwrotu.
- To oni! - zawołałem dzikim głosem. - Nie uciekniecie, mordercy! To banda gangsterów!
Na mój widok i widok uzbrojonych w maczugi Meksykańczyków gangsterzy zbledli jak zgrzebne prześcieradła, oczy stanęły im w słup i daję słowo słyszałem, jak im się włosy jeżą na głowie, a najbardziej to tej rudej gangsterce. Zaskoczenie było tak nagłe, że stracili mowę i byliby jej nie odzyskali, gdyby nie Ruda, która zdjęła z ręki złotą bransoletkę i rzuciła Dryblasowi pod nogi.
- Bierzcie - wybełkotała - tylko zostawcie nas w spokoju.
- A nie zamordujecie tego sekretarza meksykańskiej ambasady? - rzuciłem im celnie, prosto w twarz.
Spojrzeli po sobie porozumiewawczo i nagle zaczęli się śmiać. A ten z fajką zapytał:
- Przepraszam, ale to chyba pomyłka?
- Ładna pomyłka - zawołałem oburzony. - A ten facet, którego chcecie schować w bagażniku, to się nie liczy? To pies?
Zdemaskowałem ich. Myślałem, że teraz rzucą się do ucieczki albo wyciągną spluwy i zaczną pluć ogniem, ale oni zamiast tego roześmiali się jeszcze głośniej.
- Panowie! - zawołał gangster z fajką. - Zrozumcie, że my piszemy scenariusz kryminalnego filmu.


1. Na czym polegała pomyłka bohatera? Czy wynikła tylko ze zbiegu okoliczności, czy może jeszcze z jakiś innych przyczyn. Jak zachował się, gdy zobaczył nieznajomych? Jak ich ocenił? Dlaczego?
2. Które fragmenty rozmowy scenarzystów powinny naprowadzić bohatera na właściwy trop? Przeczytaj je i wyjaśnij dlaczego uważasz, że informują one o zawodzie "podejrzanego towarzystwa".
3. Za kogo wzięli bohaterów opowiadania scenarzyści filmowi? Co w takiej pomyłce pomogło? Zastanów się, dlaczego narrator nazywa bohaterów Meksykanami. Jeśli nie będziesz umiał odpowiedzieć, znajdź w tekście informację na temat ich nakrycia głowy.
4. Na podstawie informacji z tekstu spróbuj ustnie zrekonstruować scenariusz filmu, którzy pisze "fajczarz" z towarzyszami. Następnie oceń ten film.
5. Przeczytaj jeszcze raz pierwszą stronę opowiadania. Zwróć uwagę na dwa opisy. Powiedz, czym się różnią. Napisz równie krótki opis przyrody lub postaci.
6. Motyw podsłuchania i wynikających z niego nieporozumień to częsty chwyt literacki. Zastanów się, jakie warunki muszą być spełnione, aby doszło do nieporozumienia. Następnie wymyśl podobną scenę i nagraj krótkie słuchowisko (nakręć film?) z kolegami w rolach głównych.

Podręcznik 6 klasy

Język polski w szkole

Strona główna