STANISŁAW KOWALEWSKI
Czy miałem rację...?
(fragment powieści Czarne okna)
Łaziłem po boisku i czułem się coraz idiotyczniej. Dzwonek przyszedł w samą porę. Wróciłem grzecznie do klasy. Usiadłem na swoim miejscu, koło Jurka, i nic nie mówiłem.
Jurek popatrzył na mnie ukosem.
- Miej wszystko w dużym poważaniu rzucił cicho. Niech inni robią, co mają robić, a ty się nie wychylaj.
Łatwo mu tak gadać. W gruncie rzeczy przez całe życie się nie wychylałem. Zawsze szedłem tam, gdzie inni. A jak mi się coś nie podobało, to umiałem sobie ładnie wytłumaczyć i dalej lazłem za innymi.
Na lekcji polskiego nic a nic nie rozumiałem, co się działo. Polonistka mówiła wiersze, a potem parę dziewczyn czytało coś na głosy. Pojęcia nie mam co. Wciąż miałem łeb jak rozbity garnek.
Kiedy wychodziłem po lekcjach, w drzwiach klasy złapała mnie Renia.
- Krzysiu popatrzyła na mnie tak, jak to ona potrafi. Muszę zaraz z tobą pomówić.
- Nie przyszła po ciebie mama? - zdziwiłem się.
- Na pewno chodzi koło bramy i ja muszę zaraz iść. Ale najpierw chcę z tobą pomówić.
Stanęliśmy w kącie sali rekreacyjnej, wszyscy nas mijali, ale na nic już nie zwracałem uwagi.
- Dlaczego bronisz Pantyki? - spytała i patrzyła mi uważnie w oczy.
- Jak to, dlaczego? Nie słyszałaś jego wykładu, nie widziałaś go?
- l co z tego?
- Co z tego? On chce być wdechowym belfrem. Na nikogo nie skarżył, nikogo nie wkopał.
- Może nie byłoby dla niego dobrze, żeby rozgłosił tamtą starą historię.
- Czemu niedobrze?
- Jak uczniowie robią zamach na belfra, znaczy, że taki belfer jest do niczego. Może on milczy, bo nie chce się kompromitować.
- Ależ wymyśliłaś!
- To nie ja. Inni tak mówią.
- No i co z tego? - wybuchnąłem. - Po naszej akcji on ciężko chorował.
- Może już przedtem był chory?
- Chcesz go pogrążyć.
- To nie ja. Inni.
- Inni mogą gadać niestworzone bzdury. Pantyka chce z nami zgody. To jest rozgrywka. Teraz jemu należy się szansa. Trzeba tak jak w sporcie, z honorem.
Renia patrzyła na mnie.
- Najgorsze, co można w budzie zrobić, to zdradzić kolegów.
- Ani mi się śni zdradzać.
- To czemu bronisz Pantyki?
- Przecież ci już powiedziałem.
- Nie chcę, żeby mi tobą wykłuwali oczy - powiedziała szeptem. - Wszyscy się bardzo dziwili, że go bronisz. Wiesz, jak jest w budzie. Nie zgodzisz się z innymi, ogłoszą cię zdrajcą.
Roześmiałem się, ale zrobiło mi się strasznie smutno.
- Reniu, nie mów głupstw. Żeby Pantyka wtedy zrobił hecę u dyra, żeby kogoś szurnęli z budy i paru zawiesili - wszystko byłoby w porządku. Pantyka dalej by mógł stawiać dwóje, a my bylibyśmy jak baranki. A on okazał się porządnym facetem. Porządnym, to znaczy słabym. Teraz byle pętak myśli, żeby wykończyć Pantykę.
- Nikt go tu nie chce.
- Reniu! - zawołałem. - Czy naprawdę ja nie mam racji?
Odwróciła się szybko, żebym nie widział jej oczu.
- Muszę iść - powiedziała cicho i zaraz odeszła.
Powlokłem się na obiad. Prawie go nie tknąłem.
Wszystko potem było jak zwykle. Kłótnia z Baśką. Wybiegłem na stację po mamę. Bardzo jej dziś potrzebowałem. Chciałbym jej wszystko, co się u nas dzieje w budzie, opowiedzieć. Ale jak tu gadać z mamą o tych sprawach? Sam muszę wiedzieć, co robić.
Ja wiem, doskonale wiem, że "pokorne cielę dwie matki ssie", i tak dalej. Od małego, słyszałem naokoło takie różne mądrości. Nie narażać się, nie wychylać się. Ciągle to gadają starsi, a za nimi powtarzają i młodzi. Cały nasiąkłem tymi myślami i na co dzień przecież tak żyję. Staram się, żeby się mnie nie czepiali.
A teraz? Co się raptem stało, że bronię Pantyki? Czy chcę się popisywać przed Renią? Chyba nie. Na pewno jest zupełnie inaczej.
Czy to, co mówi większość, jest zawsze słuszne i sprawiedliwe? a jeśli nie, to komu trzeba się podporządkować? Temu, co mówią wszyscy, czy temu, co mnie samemu wydaje się słuszne?
Czy naprawdę najważniejsza jest solidarność, a ten, kto ją łamie, jest parszywą owcą, zdrajcą! wyrzutkiem?
Solidarność może być różna! Mogę być solidarny z całą budą, ale mogę i z kim innym. Przypuśćmy, że jestem solidarny z Pantyka?!
To jednak nie tak. Przecież są dwa obozy. Uczniowie i belfrowie. Tak chyba było od początku świata, l jeśli ktoś z obozu uczniów przechodzi do obozu belfrów, bo wydaje mu się, że słuszność jest po tamtej stronie - staje się zdrajcą.
Naprawdę nic nie wiem. Gdybym miał robić tylko to, co mi się wydaje słuszne, musiałbym wypowiedzieć wojnę prawie całemu światu. Jakież to głupie... I w dodatku Renia. Wszystko jest proste. Chce, żebyśmy nie ściągali na siebie niczyjej złości, i tak dosyć mamy kłopotów. Niech się nikt nie przygląda ani mnie, ani jej. Nie ściągać na siebie uwagi innych, siedzieć jak mysz pod miotłą. Rozumiem Renię. Tylko dlaczego mi tak cholernie smutno, kiedy to właśnie ona radzi, żebym siedział cicho? Co innego, kiedy mówi to Jurek, już taki jest. Ale Renia!
Tylko czy naprawdę muszę robić to, co słuszne? Czy nie prościej robić to, co wygodne? Koniec końców przecież całe życie robiłem właśnie tylko tak. Kładłem uszy po sobie i to wydawało mi się dobre.
Więc o co mi teraz chodzi? Niech robią świństwa, niech wykańczają Pantykę, co mnie do tego? Byle mi dali spokój i pozwolili skończyć budę. Przecież to jest najważniejsza słuszność - skończyć budę i jeszcze coś tam później. Zarabiać pieniądze, żeby mama nie musiała już więcej harować.
Jak są dwie słuszności przeciwne, to chyba jedna musi być większa. Moja największa słuszność to skończyć budę. Niech się mnie nikt nie czepia.
Nie wiem, czy dziś w nocy zasnę.
28 kwietnia
Rano, kiedy wyszedłem na boisko, zobaczyłem Pantykę. Oczywiście stał sam i wszyscy go mijali, ale nikt nie zauważał.
Już przecież wiem. Szykuje się na niego jakiś nowy zamach. W całej budzie głośno od tego, że Pantykę się skończy. Tylko on sam jeszcze nic nie wie.
Stoi z taką głupią miną, jakby chciał wszystkich prosić, żeby go wreszcie zaczęli spostrzegać. Uśmiecha się od czasu do czasu. Chce być dobrym belfrem, lubianym belfrem.
Nagle, jakby mnie ktoś za rękę pociągnął, podszedłem do Pantyki. Widać się tego nie spodziewał.
- Dzień dobry, panie profesorze - powiedziałem.
W tej chwili na całym boisku pewno mi się przyglądali. Może już zapadły jakieś wyroki. Nie chciałem o tym myśleć. Pantyka już się cały rozjaśnił.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, więc tylko stałem koło niego, lekko się uśmiechając.
- Powiedz mi... Zaczął niepewnie. Wyszedłem trochę z wprawy przez ten urlop. Rozumiecie dobrze moje lekcje?
- Rozumiemy potaknąłem szybko. Wszystko jest zupełnie jasne.
- To dobrze. To dobrze. Jakby coś nie było jasne, pamiętajcie, mówcie mi od razu śmiało, a ja tak wytłumaczę, żebyście wszystko zrozumieli.
- Tak. Dobrze.
Nie wiedziałem, o czym z nim dalej mówić, więc się ukłoniłem i odszedłem. Zaraz potem był dzwonek.
Kiedy wracałem do budy, pierwszy minął mnie funkcyjny.
- Lizus i tchórz syknął mi w ucho.
A za chwilę ktoś, kto mnie mijał, znów szepnął:
- Lizus cholerny.
Kiedy siedziałem w ławce, Jurek na mnie spojrzał z obrzydzeniem.
- Idiota - powiedział tak, że mogli to słyszeć inni. Potem odwrócił się ode mnie i nic już więcej do siebie nie mówiliśmy. Ale już na następnej pauzie jeden pętak, podszedł do mnie.
- Pantykę wygonimy z naszej budy. I ciebie też.
Powiedział to i natychmiast uciekł.
Renia na mnie nie patrzy. Wszystko więc jest tak, jak było do przewidzenia. Mogę mieć pretensje tylko do samego siebie.
30 kwietnia
Pantyki dziś nie było w szkole. Oczywiście wielki triumf. Rozrabiają na lewo i prawo, strasznie dumni ze zwycięstwa.
Ja dalej występuję jako słup powietrza.
Chciałem podejść do Reni i spytać, czy bardzo się cieszy z wykończenia Pantyki. Już byłem przy niej, ale rozmyśliłem się i dałem spokój. Jeśli będzie chciała ze mną rozmawiać, zna do mnie drogę.
Przez wszystkie lekcje siedziałem cicho, a Jurek obok nie odzywał się do mnie ani słowem. Kiedy wychodziłem na boisko, też było koło mnie zupełnie pusto. Wszystko w porządku. Udało im się wykurzyć Pantykę, może teraz będą chcieli i mnie robić jakieś kawały.
Wygląda na to, że tylko mnie bojkotują. Trudno, będę żył jako słup powietrza. Nikt się nie odzywa do mnie, więc i ja nie będę się odzywał do nikogo.
Jedno jest ważne. Tylko jedno. Czy ja miałem słuszność, czy oni?
Dziś nikt mi nawet nie powiedział: "lizus", "tchórz" ani "szpieg".
Wszyscy, wszyscy, nawet Jurek i Renia, są przeciwko mnie. A może tylko boją się być ze mną? Nic nie przyjdzie z takich rozmyślań.
Może kiedyś zapomną, że się wyłamałem i nie poszedłem ze wszystkimi?
1. Jaki jest temat tego fragmentu powieści "Czarne okna"? Kim są bohaterowie? Co skłóciło głównego bohatera z przyjaciółmi?
2. Wymyśli i napisz początek tego tekstu tak, aby wyjaśnić wydarzenia dziejące się w tym fragmencie.
3. Jakich argumentów używają wobec narratora jego przyjaciele? Jak on próbuje kontrargumentować? Odegrajcie w klasie scenę rozmowy narratora z przyjaciółmi. Następnie wspólnie oceńcie, kto miał rację.
4. Zastanów się, na ile obejrzana scena wpłynęła na twoje zdanie. Przemyśl jeszcze raz argumenty i zdecyduj, czy podtrzymujesz opinię o tym, komu przyznać rację.
5. Teraz możesz odpowiedzieć na pytanie, na ile inni ludzie wpływają na twoje sądy. Czy coś jeszcze miało wpływ na twoja decyzję?
6. Czy twoim zdaniem bohater rzeczywiście ma nadzieję, że: "Może kiedyś zapomną, że się wyłamałem i nie poszedłem ze wszystkimi"? Jak określiłbyś jego słowa? Uzasadnij swoją odpowiedź.
Podręcznik 6 klasy
Język polski w szkole
Strona główna
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL