Otfried Preussler
Pamiętaj o uździe- !
(fragment powieści Krabat)

W szkole czarnoksięskiej Krabat bardzo się do nauki przykładał i wkrótce już w przyswajaniu sobie wiedzy tajemnej nie ustępował wcale przeważającej części swoich kolegów.
Mistrzowi wyraźnie spodobała się pilność Krabata. Chwalił go często i zachęcał, aby nie ustawał.
- Widzę już - powiedział po lekcjach któregoś piątkowego wieczoru w maju - że w wiedzy tajemnej do czegoś dojdziesz. Według mojej oceny masz do tego smykałkę jak rzadko kto.
- Krabat czuł się dumny z tego, że Mistrz był z niego zadowolony. Szkoda tylko, że nie nadarzała się okazja do stosowania zdobytych umiejętności!
- Temu możemy zaradzić - rzeką Mistrz. - Jutro pójdziesz z Jurem na targ i sprzedasz go za pięćdziesiąt guldenów jako karego ogiera. Ale dobrze uważaj, by ten dureń nie sprawił ci kłopotu!
Nazajutrz Krabat z Jurem udali się na targ. Krabat gwizdał beztrosko. Koński targ zapowiadał wesołą przygodę. Tym bardziej zdziwił się więc, gdy zauważył, że Jur był markotny i spuszczał głowę coraz niżej.
- Co ci jest? Masz minę jak skazaniec prowadzony na szubienicę.
- Nie wiem, jak to będzie - rzeką Jur. - Ja tego nie potrafię, Krabacie. Jeszcze nigdy nie przemieniałem się w konia.
- To nie może być - takie trudne, ja ci pomogę.
- A na cóż mi się to przyda? - Jur przystanął i spojrzał na Krabata smutno. - Mam przemienić się w konia, dobrze, potem sprzedasz mnie - I na tym cała historia się skończy... dla ciebie, Krabacie, ale nie dla mnie! w jakiż sposób wydostanę się z końskiej skóry bez twojej pomocy? Sądzę, że Mistrz nawarzył tego piwa, aby pozbyć się mnie.
- Kiedy tak stał z nosem spuszczonym na kwintę, uosabiał obraz nędzy i rozpaczy.
- - A gdybyśmy się tak zamienili rolami? - zaproponował Krabat. - Najważniejsze, aby Mistrz dostał swoje pieniądze.
Jur był uszczęśliwiony.
- Że też chcesz to dla mnie uczynić, bracie!
Pogwizdując, maszerowali gościńcem, aż ujrzeli przed sobą dachy domów. Skręcili w bok za stodołę.
- To świetne miejsce - powiedział Krabat. - Tu nas nikt nie podpatrzy. Wiesz, że w żadnym razie nie wolno ci sprzedać mnie taniej niż za pięćdziesiąt guldenów. Ale zanim wypuścisz mnie z rąk, zdejmij uzdę, bo inaczej będę musiał do końca życia pozostać szkapą, a chyba zasługuję na lepszy los!
- Nie obawiaj się - rzeką Jur. - Będę o tym pamiętał! Jestem głupi, ale nie aż tak.
- Dobra - rzeką Krabat. - Wierzę ci na słowo.
Potem wymamrotał zaklęcie czarnoksięskie i przemienił się w karego rumaka ze wspaniałym siodłem i rzędem.
- Do stu piorunów! - zawołał Jur. - Jest z ciebie rumak naprawdę jakby stworzony do defilad!
Na targu handlarze koni rozdziawili gęby i oczy wylazły im na wierzch, kiedy ujrzeli ogiera. Zbiegli się do niego ze wszystkich stron.
- Ile chcecie za tego konia?
- Pięćdziesiąt guldenów.
- Wkrótce pewien handlarz był gotów zapłacić żądaną cenę. Kiedy Jur chciał już zawołać "zgoda", wmieszał się do transakcji jakiś obcy pan.
- Jesteś w trakcie dokonywania kiepskiej transakcji - wyjaśnił Jurowi ochrypłym głosem. - Twój ogier jest o wiele więcej wart niż pięćdziesiąt guldenów, ja daję za niego sto.
Handlarza ogarnęła wściekłość. Po co ten szaleniec musiał mu wleźć w paradę! a w ogóle co to za jeden? Nikt nie znał obcego, który wyglądał na szlachcica, ale nim nie był, o czym wiedział tylko Krabat.
- Krabat od razu go poznał po przepasce na lewym oku i po głosie. Rozdymał więc nozdrza i tańczył w miejscu. Gdyby tylko mógł przestrzec Jura, który pochłonięty był całkowicie myślą o stu guldenach.
- Co się jeszcze wahasz - przynaglał obcy. Wyciągnął sakiewkę i cisnął ją chłopcu.
- Tysiąckrotne dzięki, jaśnie panie!
- w mgnieniu oka obcy wyrwał Jurowi cugle i jednym susem już siedział na grzbiecie Krabata, przy czym wbił mu ostrogi w boki z taką siłą, że Krabat, rżąc, stanął dęba.
- Nie odjeżdżajcie ode mnie, jaśnie panie! - zawołał Jur. - Uzda! Musicie mi ją zostawić!
- Nic z tego! - wybuchnął śmiechem obcy. I teraz nawet Jur go rozpoznał.
Mistrz, bo on to był, zdzielił Krabata szpicrutą i nie troszcząc się dalej o Jura, ruszył z kopyta.
Biedny Krabat! Mistrz pędził na nim wzdłuż i wszerz poprzez błonia, gnał przez krzaki i kamienie, płoty i rowy, ciernie i moczary.
- Nauczę cię być posłusznym!
Gdy Krabat ustawał, Mistrz chłostał go szpicrutą i kłuł ostrogami- .
Krabat usiłował zrzucić Mistrza, wierzgał, szargał cuglami i narowił się.
- Wierzgaj sobie! - wołał Mistrz. - Mnie nie zrzucisz!
- Aż w końcu szpicrutą i ostrogami poskromił Krabata. - Chłopak dał za wygraną i podporządkował się. Pot ściekał mu z grzywy, a piana z pyska. Całe ciało parowało, dyszał i drżał.
- No, jesteś już grzeczny!
- Mistrz zatrzymał się.
- Teraz przedzierzgnij się znów w człowieka.
- Krabat przybrał ludzką postać, ale pręgi i zadraśnięcia, rany i sińce pozostały na jego ciele.
- Przyjm to jako karę za swoje nieposłuszeństwo. Kiedy ci daję jakieś zlecenie, masz je wykonać dokładnie tak, jak ci kazałem, a nie inaczej. I jeszcze jedno! - teraz podniósł nieco głos. - Nikt ci nie przeszkodzi odegrać się za to na Jurze. Trzymaj!
- Wepchnął Krabatowi szpicrutę do ręki, odwrócił się i wzleciał w powietrze jako jastrząb.
- Po chwili gościńcem nadbiegą Jur, speszony i dręczony wyrzutami sumienia.
- Hej, Jur!
- Głupiec się przestraszył, kiedy usłyszał, że Krabat go woła.
- Czy to ty?
- Tak, to ja - odparą Krabat.
Jur cofnął się o krok. Jedną ręką wskazał na szpicrutę, zasłaniając sobie twarz drugą.
- Masz mnie tą szpicrutą wychłostać, prawda?
- Powinienem chyba! - odparą Krabat. - Mistrz w każdym razie tego się po mnie spodziewa.
- A więc szybko! - rzeką Jur. - Zasłużyłem na cięgi, to prawda, i wolałbym to już mieć za sobą.
Krabat zdmuchnął sobie kosmyk włosów z czoła.
- Czy moja skóra prędzej się od tego zagoi? Chodź tu, Jurze, i usiądź przy mnie na trawie.
- Jak uważasz - rzeką Jur.
Po czym wyciągnął z kieszeni kawałek drewna czy coś w tym rodzaju i nakreślił krąg dookoła miejsca, gdzie odpoczywali.
- Co ty tam robisz? - zapytał Krabat.
- Ach nic - odparą wymijająco Jur. - Zabezpieczam się tylko przed komarami i muchami, wiesz... Nie lubię, jak mi dokuczają. Pokaż no plecy! - mówiąc to zadarą Krabatowi do góry koszulę. - Oj, ależ cię ten Mistrz urządził!
Jur gwizdnął przez zęby i zaczął czegoś szukać po kieszeniach.
- Zdaje mi się, że miałem tu maść... Czy chcesz, abym cię posmarował?
- Jeżeli mi pomoże... - rzeką Krabat, a Jur zapewnił: - Na pewno nie zaszkodzi.
- Ostrożnie nasmarował Krabata maścią. Była przyjemnie chłodna i spowodowała, że ból szybko ustąpił. Krabat miał wrażenie, że odrosła mu nowa skóra.
- Że też coś takiego istnieje! - zawołał zdumiony.
I zgodnie wyruszyli razem w powrotną drogę. Jur niedaleko młyna zaczął kuleć.
- Powinieneś kuleć razem ze mną, Krabacie!
- Dlaczego?
- Ponieważ Mistrz nie może nic o tej maści wiedzieć. W ogóle nikt nie powinien o tym wiedzieć.
- A ty, dlaczego ty także kulejesz?
- Bo przecież wygarbowałeś mi skórę, nie zapominaj o tym!


1.Wskaż w tej opowieści elementy prawdopodobne. Jaki gatunek literacki reprezentuje ta opowieść?

2.Na podstawie tekstu scharakteryzuj Mistrza. Zastanów się, jakim był człowiekiem, czego uczył swoich uczniów. Do czego doszedłby Krabat, gdyby słuchał Mistrza?

3.Jak sądzisz, czy Jur był tak głupi, jak sam mówił i jak utrzymywali inni? Uzasadnij swoją odpowiedź. Zastanów się też, czy magiczny krąg narysowany przez niego wokół Krabata rzeczywiście służył do ochrony przed muchami.

4.Wymyśl, jak mogła się zakończyć nauka Krabata w szkole czarnoksięskiej. Stwórz dwie wersje - jedną, w której Mistrz jest takim samym człowiekiem jak w tym fragmencie, i drugą, w której będzie dobry. Zastanów się, jak zmiana charakteru jednego z bohaterów wpływa na wszystkie wydarzenia.

5.Co łatwiej byłoby zrealizować według tego tekstu: przedstawienie teatralne, słuchowisko radiowe czy film? Uzasadnij swoją odpwiedź.

6.W grupach po trzy osoby zagrajcie scenę powrotu chłopców i spotkania z Mistrzem. Nie umawiajcie się, co będziecie robić i mówić, improwizujcie. Niech reszta klasy oceni efekt waszej zabawy.

Podręcznik 5 klasy

Język polski w szkole

Kanon literatury dla dzieci

Strona główna