JAK KSIĘŻNICZKA DOBROGNIEWA LICZYRZEPĘ OSZUKAŁA


Gdyby zapytać starych ludzi, kto jest władcą Karkonoszy, bez wahania odpowiedzą - Karkonosz, zwany też Liczyrzepą.
Karkonosz to duch i pan tych gór. Różnie o nim ludzie mówią. Jedni zarzekają się, że pod postacią krzepkiego staruszka wyprowadził ich na drogę, gdy zabłądzili wśród skał. Innym miał podobno grozić śmiercią i gonić ich cały dzień po górach.
Być może ci, których pan gór potraktował nieprzyjaźnie, zawołali na niego: - Liczyrzepo! a tego imienia Karkonosz wprost nie znosi.
Dlaczego? Przypomina mu ono jego jedyną miłość i największy wstyd, jakiego doznał. A było to tak:
Dawno temu nad leśnym jeziorkiem Karkonosz spotkał córkę księcia świdnickiego, Dobrogniewę. Panna to była piękna, powabna i niezwykle mądra. Kochali się w niej wszyscy rycerze na polskich i czeskich dworach. Nic więc dziwnego, że i duch Karkonoszy wielką miłością do niej zapałał. Postanowił zdobyć piękną pannę dla siebie.
Jak postanowił, tak zrobił. Zamieniony w wichurę porwał Dobrogniewę na oczach całego świdnickiego dworu i narzeczonego księżniczki - młodego Mieszka, księcia Raciborza.
Rzucili się do koni rycerze i - w pościg! Ale który koń wicher dogoni? Karkonosz umknął i Dobrogniewę do swego pałacu we wnętrzu góry Śnieżki zaniósł.
Ledwie panna do przytomności wróciła, zaczęła nad sposobami odzyskania wolności przemyśliwać.
Udała, że jej miłość Karkonosz bardzo pochlebia. Równocześnie grymasiła i wybrzydzała na wszystko.
- A cóż to za życie dla książęcej córy?! - płakała. - Gdzie moje dworki? Gdzie rycerze, którzy moją piękność będą podziwiać i głosić światu? Co z ciebie za pan gór, jeśli dworzan nie posiadasz? - kpiła.
Myślała, że w ten sposób zanudzi Karkonosza i zmusi go, by ją do ojca odstawił. Jednak duch tak był zakochany, że nie przeszkadzały mu grymasy Dobrogniewy.
Swoją mocą magiczną nawet dwór dla niej wyczarował. Wymknął się na powierzchnię ziemi i przyniósł młode, soczyste rzepki. Potem pozamieniał je w hoże dziewczęta i krzepkich młodzieńców.
Niestety, po kilku dniach rzepa zwiędła, więc dwórki i rycerze zestarzeli się i pomarli.
Poszedł Karkonosz po następne rzepki, a tu zima na dworze... W miłosnym zapatrzeniu nie zauważył nawet, że jesień się kończy i mrozy nadchodzą.
Nie był jednak głupi ten pan gór, o nie! Przybrał postać bogatego kupca i na skrzydłach wiatru popędził do Wrocławia. Tam nakupił mnóstwo prezentów dla swej ukochanej i co najważniejsze - zdobył nasiona rzepy.
Posiał je w specjalnie do tego celu przystosowanej górskiej pieczarze. Zagonił do roboty skrzaty i trolle, które wykuły w ścianach wielkie okna, by słońce świeciło roślinkom. Magicznym zaklęciem spętał górskiego smoka, żeby jaskinię ogrzewał. A wszystkie stworzenia żyjące u korzeni gór musiały rzepę podlewać.
Dobrogniewa tymczasem starała się powiadomić księcia raciborskiego, jak dotrzeć do jej więzienia. Wysyłała z wieściami pszczoły, jaskółki i kruki. Większość posłańców zaginęła po drodze, ale jeden przemyślny kruk doleciał do celu.
Ledwie się Mieszko dowiedział, gdzie jego ukochana przebywa, rumaka dosiadł i w drogę się puścił.
i stało się, że dotarł pod bramę zaczarowanego pałacu w tej samej chwili, w której dumny z siebie Karkonosz powiedział do księżniczki:
- Panno ze wszystkich najpiękniejsza! Moja rzepa dojrzała do wyrwania. Rozkaż, kogo ci wyczarować.
- Mieszka z Raciborza - odparła Dobrogniewa.
- Nie trzeba! - zabrzmiał silny głos od drzwi. - Jam tu, do usług twych, pani. Zaraz będziesz wolna!
- Nie tak zaraz - powiedział zupełnie niezmieszany Karkonosz. - Najpierw musisz udowodnić, że bardziej niż ja na miłość księżniczki zasługujesz. Oddam ci ją, jeśli wykonasz jedno moje zadanie.
- Niech i tak będzie - zgodził się Mieszko. - Ale i ja będę miał prawo cię sprawdzić.
- Dobrze. Oto mój rozkaz: udowodnij, że jesteś dość bogaty, by Dobrogniewie wszystkie luksusy zapewnić. Pokaż mi swoje skarby.
Polecieli z wichrem do Raciborza, gdzie Mieszko zabrał Karkonosza do swojego skarbca. Zobaczywszy worki ze złotem, pan gór wybuchnął śmiechem:
- To ma być bogactwo godne księżniczki Dobrogniewy?! Chodź, pokażę ci prawdziwe skarby.
Ledwie wymówił te słowa, znaleźli się znowu w komnacie górskiego pałacu, gdzie skrzaty usypywały kolejne góry brył złota, srebra i drogocennych kamieni. Spuścił głowę Mieszko, bo wobec bogactw Karkonosza zdawał się żebrakiem.
Pocieszył się jednak rychło i mówi:
- No dobrze, wygrałeś. Teraz kolej na moje zadanie. Zobaczymy, czy umiesz bronić swoich skarbów.
I miecz wyciągnął.
Daremnie Karkonosz próbował swoich czarodziejskich sztuczek i w najdziksze zwierzęta się zmieniał. Niedźwiedź, lew, a nawet smok, połamały pazury na tarczy Mieszka i umknęły przed ostrzem jego broni.
Na tę chwilę czekała Dobrogniewa.
- Jeśli żaden z was nie potrafił swej wyższości okazać, pozwólcie, że ja zwycięzcę wskażę - rzekła. - Mój mąż musi być mądry. Udowodnijcie swą biegłość w sztuce liczenia. Ty, Karkonoszu, policzysz rzepki, które dla mnie zasiałeś. A ty, Mieszku, masz zliczyć bogactwo, które w tej komnacie spoczywa. Wygra ten, kto szybciej zadanie wykona i ani o jeden się przy tym nie pomyli.
Ucieszył się Karkonosz, że ma dużo łatwiejsze zadanie, i do pieczary podążył. Szybko rzepki policzył, ale pod koniec się zawahał. "A jeśli się pomyliłem? - myśli sobie. - Lepiej będzie sprawdzić".
w tym samym czasie Dobrogniewa z Mieszkiem ani myśleli o dodawaniu bryłek złota do diamentów i rubinów. Na koń wsiedli i tyle ich widziano. Nie zatrzymali się aż w Świdnicy, gdzie prędko się ich wesele odbyło.
a Karkonoszowi po tej miłości pozostał tylko piekący wstyd i złośliwe miano Liczyrzepy, które mu karkonoscy górale nadali.
Jednak gdy młodej dziewczynie w Karkonoszach szczególnie dobrze się wiedzie, ludzie mówią:
- Tej to Liczyrzepa sprzyja. Pewnie jest do Dobrogniewy podobna.











Na poprzednią stronę

Na główną stronę