Karol May
Śmierć Winnetou
(fragment powieści Winnetou)



Gdyśmy się znaleźli z powrotem przy towarzyszach, słońce zapadało już za widnokręgiem. Zaraz też zaczęliśmy się przygotowywać do walki. Wszystkie sznury spleciono w jedną linę. Winnetou wybrał dwudziestu najzwinniejszych ludzi, a pozostałym polecił objechać górę i daleko na prerii rozniecić kilka ognisk. Te ogniska miały odwrócić od nas uwagę Indian.
Słońce wreszcie zniknęło zupełnie, zachód zabarwił się jaskrawą czerwienią, która stopniowo przeszła w głęboką purpurę, potem pobladła i zmieniła się w szarość wieczorną.
Winnetou opuścił miejsce, na którym się znajdowaliśmy. Wydał mi się on w ciągu ostatnich godzin zupełnie inny niż zwykle. Coś go gnębiło. Uznałem, że mam nie tylko prawo, lecz i obowiązek spytać go o przyczynę. Poszedłem więc, by go poszukać.
Nie tylko usłyszał moje kroki, lecz poznał od razu, kto się do niego zbliża. Nie oglądając się, rzekł:
- Mój brat Szarlih szuka swego przyjaciela. Dobrze robi, gdyż niebawem go już nie ujrzy. Jutro zaświta nowy dzień, ale nie dla Winnetou. Słońce jego zgaśnie.
Przycisnąwszy go do serca, powiedziałem:
- Przeczucie twoje cię zwodzi. Czy przeżywałeś już kiedyś coś podobnego?
- Nie.
- Skąd więc możesz wiedzieć, że to przeczucie śmierci?
- Ach, ono jest takie wyraźne, takie wyraźne! Ono mi szepce, że Winnetou zginie.
Przycisnął mnie do serca i zamilkł. Byłem głęboko wzruszony. I mnie coś mówiło, że instynkt go nie zwodzi. Mimo to starałem się inaczej wyjaśnić powody jego obecnego stanu:
- Mój brat Winnetou jest przecież tylko człowiekiem. Dziś jest znużony, gdyż zbyt wiele zrobiliśmy w ciągu ubiegłych dni i nocy. Niech mój brat spocznie, niech poprowadzi tych, którzy mają rozpalić ognie.
On zaś potrząsnął z wolna głową i odrzekł:
- Mój brat nie mówi tego poważnie.
- Widziałem jaskinię i zmierzyłem ją dokładnie okiem. Wystarczy, gdy sam poprowadzę ludzi.
- I ja nie mam być przy tym? - zapytał, a oczy jego nagle nabrały blasku. Czy ma mi potem ktoś zarzucać, że Winnetou, wódz Apaczów, obawiał się śmierci?
- Nikt nie odważy się tego powiedzieć.
- Gdyby nawet wszyscy zamilkli, zostałby przecież jeden człowiek, którego wyrzut okryłby mnie rumieńcem.
- Któż taki?
- Ja sam! Takiemu Winnetou, który by spoczywał, kiedy jego brat Szarlih walczy, gardząc śmiercią, krzyczałbym nieustannie w uszy, że nie jest już godzien nazwy wojownika. Czy Winnetou ma pogardzać samym sobą?
Po chwili mówił dalej:
- Wiem, że nie przeżyję tej walki, pożegnajmy się więc mój drogi, kochany bracie! Dobry Manitou niechaj cię wynagrodzi za to, czym dla mnie byłeś. Serce moje czuje więcej, aniżeli mogą wyrazić słowa! Pomyśl czasem o swoim przyjacielu i bracie Winnetou, który cię błogosławi, ponieważ ty byłeś dlań błogosławieństwem!
Słyszałem, jak z trudem powstrzymywał szlochanie. Przyciągnąłem go oburącz do siebie i wybuchnąłem płacząc:
- Winnetou, mój Winnetou, to tylko przeczucie, cień, który przeminie. Musisz zostać przy mnie, nie możesz odejść!
- A jednak odchodzę - odpowiedział cicho, ale stanowczo i zawrócił ku obozowi.
Co bym dał wtenczas i dziś jeszcze za to, żeby znaleźć jakieś wyjście!
Byłem do głębi wzruszony, a on także, pomimo wielkiej władzy nad sobą, nie mógł opanować wzruszenia. Głos drżał mu jeszcze, gdy wzywał ludzi:
- Już całkiem ciemno. Ruszajmy! Niech moi bracia idą za mną!
Wspięliśmy się jeden za drugim pod górę, tą samą drogą, którą Winnetou odbył ze mną. Ciche wdrapywanie się było teraz, w ciemności, o wiele trudniejsze aniżeli przedtem i godziny upłynęły, zanim dostaliśmy się do krateru. W dole płonęło olbrzymie ognisko, a przy jego świetle ujrzeliśmy jeńców i ich dozorców.
Przymocowaliśmy najpierw linę do głazu i czekaliśmy na pojawienie się naszych ognisk. Wkrótce ukazało się na wschodzie pięć płomieni, podobnych do ognisk obozowych. Niebawem pojawił się jeden ze strażników i powiedział coś do pozostałych. Na to zerwali się oni natychmiast i udali się za nim.
Nasza godzina wybiła. Chwyciłem początek liny, aby być pierwszym, ale Winnetou wyjął mi go z ręki.
- Wódz Apaczów prowadzi - rzekł. - Niech mój brat idzie za nim!
Winnetou uczepił się liny. Gdy dotarą do pierwszego występu skalnego, zsunąłem się za nim.
Oczywiście strąciliśmy za sobą mnóstwo kamieni. Kamień uderzył jedno z dzieci, które zaczęło krzyczeć. Natychmiast ukazała się w szczelinie, oświetlonej ogniskiem, głowa Indianina. Spojrzał w górę i wydał głośny okrzyk ostrzegawczy.
- Naprzód, Winnetou! - zawołałem. - Inaczej wszystko przepadnie!
W pół minuty byliśmy na dole, ale równocześnie huknęły dwa strzały. Winnetou runął na ziemię.
Stanąłem, nie mogąc zrobić kroku z przerażenia.
- Winnetou, mój przyjacielu! - zawołałem.
- Winnetou umiera - odparą z bólem Apacz.


1. Powiedz, co wiesz o Indianach i o tzw. Dzikim Zachodzie. Czy słyszałeś o plemieniu Apaczów, których wodzem miał być Winnetou?

2. Dowiedz się jak najwięcej o Karolu Mayu i jego książkach. Ile powieści napisał? Które są najbardziej znane?

3. Oceń postępowanie Winnetou. Czy mówi ci ono coś o Indianach?
4. Kim jest Szarlih, "brat Winnetou"? Co wiesz o tym bohaterze?

Ciekawe
Przez kilka lat po wojnie książki Karola Maya o Dzikim Zachodzie były w Niemczech zakazane. Zamknięty był również dom autora, zamieniony w muzeum dopiero w latach 80. A to dlatego, że jego twórczość szczególnie upodobał sobie Adolf Hitler, który nawet kazał je czytać swoim oficerom, bo były pochwałą odwagi i prawości. Ponadto komunistyczne władze dostrzegały w nich zbyt wiele chrześcijańskich odniesień do miłości i poszanowania praw mniejszości.
Książki Karola Maya uwielbiał cesarz Wilhelm II. Czytali je namiętnie Albert Einstein, Albert Schweitzer, Franz Kafka i Fitz Lang. Pisarz napisał ich 74. Były tłumaczone na ponad 30 języków i wydane w łącznej liczbie ponad 200 mln egzemplarzy. Same niemieckie wydania osiągnęły nakład 80 milionów. Do dziś Karol May należy do grona najpopularniejszych i najlepiej sprzedających się pisarzy niemieckich na całym świecie.
Karol May jeszcze za życia spotykał się z krytyką, stał się ofiarą licznych procesów i prasowych spekulacji. Przez długi czas uparcie twierdził, że przygody Old Shatterhanda są po części jego własnymi. Tymczasem najsłynniejsze powieści napisał w więzieniu, dokąd trafił za drobne kradzieże. Mimo że bardzo wiernie oddał realia geograficzne, obyczajowe i kulturowe czasów, o których opowiadał, zarzucano mu, że miał przygotowanie czysto teoretyczne. Stany Zjednoczone odwiedził w wieku 66 lat, w 1908 roku, już po napisaniu swoich książek. Ograniczył się wtedy do kilku dni spędzonych w dziewiczych rejonach stanu Massachusetts, a pierwszego w życiu Indianina spotkał w Buffalo, po czym wrócił do rodzinnej Saksonii. Za to ze swoim bohaterem Old Shatterhandem pisarz utożsamił się niemal całkowicie. Odpowiadał na listy od czytelników w jego imieniu, a na drzwiach swojego domu na przedmieściach Drezna, umieścił wizytówkę: "Karol May zwany Old Shatterhandem".

Barbara Grabowska "Rzeczpospolita, 27-04-2008







Podręcznik 5 klasy

Język polski w szkole

Strona główna