MAŁGORZATA MUSIEROWICZ
ESD czy LSD?
(fragment książki Kwiat kalafiora)
Najpierw wszedł Dmuchawiec, a za nim Pieróg. Razem z nimi weszła nieuzasadniona obawa i zupełna konsternacja. 1. Zastanów się, kiedy toczy się akcja tego fragmentu - zupełnie współcześnie czy raczej około 30 lat temu? Uzasadnij. 2. Pełna nazwa Grupy ESD brzmi: Dyskusyjna Grupa: Eksperymentalny Sygnał Dobra. Domyśl się, na czym polegała działalność grupy, a następnie sprawdź w powieści Kwiat kalafiora prawdziwość swojego domysłu. Co sądzisz o samym pomyśle spotykania się w celu przedyskutowania ważnych spraw, a nie tylko dla zabawy? 3. Jak członkowie grupy powinni zachować się wobec sąsiadki-donosicielki? Weź pod uwagę, że jest to osoba starsza i bardzo samotna. 4. Oceń zachowanie dorosłych występujących w tym fragmencie powieści. Kto zrobił na tobie najlepsze wrażenie? a czy jest wśród bohaterów ktoś ewidentnie zły? Zastanów się, na ile prawdziwe są książki M. Musierowicz. 5. Znajdź w tekście fragmenty humorystyczne. W jakim celu wprowadziła je pisarka? 6. Czy znasz książki Małgorzaty Musierowicz? Przygotuj sam lub w grupie prezentację sylwetki i twórczości tej pisarki.
Aniela zamarła z jedną nogą prostopadle wystawioną przed siebie i z rozcapierzonymi palcami obu rąk.
- Dzień dobry - powiedzieli nauczyciele razem i bardzo uprzejmie.
Z ośmiu obecnych członków Grupy ESD czworo było uczniami Liceum Poligraficznego, Ida zaś chodziła do
podstawówki. A jednak nieuzasadniony przestrach Gabrieli, Danki i Pawła udzielił się całej reszcie grupy. Wszyscy mieli za sobą długoletnią praktykę szkolną, która nauczyła ich jednego: że nie jest dobrze, kiedy nauczyciele pojawiają się znienacka, z minami kwaśnymi i surowymi. Nic też dobrego nie wyniknie z ich nadmiernej uprzejmości, gdyż, jak wiadomo, nauczyciel nadmiernie uprzejmy - to nauczyciel szykujący podstępną niespodziankę.
Aniela Kowalik jako jedyna z poligrafów znała Dmuchawca - była wszak podporą jego kółka teatralnego. Na równi z jego własnymi wychowankami wiedziała, że polonista sam w sobie nie przedstawia poważniejszego zagrożenia. Lecz i ona w ułamku sekundy pojęła, że jaki by Dmuchawiec nie był nieszkodliwy - jego pojawienie się tak nagłe i niespodziewane - nie może wróżyć niczego dobrego.
- Czy możemy usiąść? - spytał Pieróg z przewrotnym uśmieszkiem, napawając się żywym obrazem grozy, jaką wzbudził. Dopiero jego głos targnął jestestwami zastygłych uczniów. Wszyscy z cichym westchnieniem powrócili do życia.
- Proszę bardzo - ocknęła się Gabriela, podsuwając profesorom dwa krzesła.
Usiedli, rozglądając się wokół. Zza uchylonych drzwi dał się słyszeć męczeński kaszelek taty Borejki, który wygrzebał się z łóżka i przeczłapał ze swego pokoju do kuchni.
- I cóż? - spytał Pieróg, gładząc delikatnie swą łysą czaszkę. - Co tu się dzieje, hm?
Dmuchawiec westchnął z niechęcią, pokiwał się na krześle i założył nogę na nogę, całym sobą wyrażając moralny sprzeciw.
- A czemu ta uczennica jest w prześcieradle? - chciał wiedzieć Pieróg, przypatrując się podejrzliwie Anieli.
Aniela drgnęła jak wyrwana z letargu i opuściła nogę na ziemię.
- Przecież to Kowalikówna - powiedział Dmuchawiec takim tonem, jakby fakt, że uczennica w prześcieradle nazywa się Kowalik, mógł cokolwiek wyjaśnić.
- To co? - zbił go z pantałyku Pieróg. - Pytałem, dlaczego ona jest w prześcieradle?
- Panie kolego... - przemówił łagodząco Dmuchawiec. -To przecież Kowalikówna... nasz Hamlet...
- Panie kolego, tylko bez pobłażania. Pan wie, czym to grozi. Jesteśmy tu po to, by wyjaśnić sprawę. Hm, tak. A więc, może młodzież nam powie, co tu się działo?
Zapadło krępujące milczenie.
Nikt się nie kwapił z odpowiedzią. Bo cóż można było odpowiedzieć, u licha? Że Aniela prezentowała Taniec Lotosu? Że Robrojek był piszczałką? Co można było powiedzieć, będąc kilkunastoletnim człowiekiem z pretensjami do dojrzałości i nie lubiącym się narażać na śmieszność lub zarzut infantylizmu?
Ni stąd, ni zowąd przemówił Pyziak.
- Przepraszam - rzeką swobodnie. - Myślę, że mamy prawo spytać, o co właściwie chodzi?
Pieróg nie był zdania, że ktokolwiek poniżej trzydziestki ma prawo wiedzieć, o co właściwie chodzi, i zwracać się do nauczyciela zbyt swobodnym tonem. Skarcił śmiałka wzrokiem.
- Odbywamy tu miłe spotkanie towarzyskie - nie zraził się Pyziak - Nie ma w tym niczego złego. A jednak wydaje mi się, że pan profesor ma nam coś do zarzucenia.
Cisza.
- Dyrekcja dostała donos - wyrwał się Dmuchawiec, nim z otwartych ust Pieroga zdołał paść grom.
- Panie kolego! - grom padł jednak, ale w stronę Dmuchawca. - Nie donos, nie donos, a powiadomienie.
- Co za różnica - powiedziała mina Dmuchawca, lecz on sam milczał.
- Może to pani Szczepańska?! - krzyknęła Gabrysia, którą nagle olśniło.
- Co to ma do rzeczy - zdekonspirował autorkę listu Pieróg. - Czy to ważne, kto napisał ten... to powiadomienie?
W zapadłej ciszy do pokoju weszła Nutria.
- Gabusiu, jeden pan przyszedł - powiedziała życzliwie.
- Dzień dobry - ukłonił się zza jej pleców krępy obywatel z rumieńcami i teczką. Powiedział, że nazywa się Kaczmarek i jest przedstawicielem Komitetu Blokowego. Wśród rosnącego zdumienia i pomieszania obecnych oświadczył on, że Komitet Blokowy otrzymał pismo od obywatelki Szczepańskiej w sprawie hałasów urządzanych w pokoju i piwnicy przez gości państwa Borejków. Wyraził także pragnienie zbadania wzmiankowanej w liście dziury między mieszkaniami.
Przeprowadzono więc wizję lokalną, Gabriela oświetliła latarką dziurę w ścianie za piecem i opowiedziała trzem oskarżycielom o kłopotach, jakie do tej pory otwór ten nastręczał. Mówiąc, czuła wprost fizycznie utajoną za ścianą obecność sąsiadki. Była tam, na pewno.
- Taak - rzeką Pieróg. -To tylko pogarsza waszą sytuację. W rzeczy samej, otwór jest tak duży, że sąsiadka ma ułatwioną, hm, kontrolę nad waszymi zebraniami. I w związku z tym... lepiej się sami przyznajcie.
- Do czego? - zdumiała się grupa ESD.
- Radziłbym do wszystkiego - rzeką poufnie Pieróg.
- O, przepraszam... - te przeprosiny wyszły z ust speszonego ojca Borejki, który stanąwszy w drzwiach zielonego pokoju ujrzał się nagle niechlujnym starcem w szlafroku. -Bardzo przepraszam...
- Tato! - powiedziała Gabrysia tonem ni to błagalnym, ni to uszczęśliwionym. - Tato! Chodź do nas! Panie profesorze... panie dyrektorze... to nasz tata.
- Jestem z Komitetu Blokowego - przypomniał o sobie pan Kaczmarek.
- Co tu się dzieje? - zdumiał się ojciec, witając się z trzema panami krótkim uściskiem dłoni. - Co panów do nas sprowadza?
- Donos sąsiadki - rąbnęła Gabriela.
- Ach, ach! - zamachał dłońmi Pieróg. Ojciec zignorował go odruchowo.
- Wszystko przez ten otwór! - rzeką domyślnie. -Z wrodzonym niedbalstwem zapominamy wciąż, że trzeba go zapchać. Obiecuję jednak już niebawem...
- Nie o to idzie - Dmuchawiec poddał się przypływowi sympatii do pana Borejki. - Sąsiadka wniosła oskarżenie dość poważne... chodzi, krótko mówiąc, o narkotyki.
Ojca zamurowało.
Zamurowało też grupę ESD.
Nawet Pieróg ucichł z lekka, jakby okropność zawarta w słowie "narkotyki" już go pozbawiła stanowiska wicedyrektora.
Dmuchawiec speszony ciągnął dalej:
- Oczywiście ja, jako wychowawca, zmuszony zostałem - wbrew przekonaniu - do przyjścia tu...
- Panie kolego!
- ...jakkolwiek znam dobrze kilkoro spośród tych dzieci... I nie wierzę, żeby...
- Gabrielo - odzyskał mowę ojciec. - Czy masz coś wspólnego z narkotykami?
- Nie, tato - odparła Gabriela spokojnie i stanowczo.
- Panowie - rzeką ojciec. - Od tego powinniście byli zacząć. Jeśli moja córka twierdzi, że nie ma nic wspólnego z narkotykami, to bądźcie pewni, że istotnie nie ma.
Młodzież wypełniająca pokój spojrzała na tatę Borejkę w spontanicznym odruchu uznania.
- To zapewnienie nie może nam wystarczyć - poważnie powiedział Pieróg. - Mamy polecenie od dyrekcji, żeby zbadać dokładnie tę sprawę. W czwartej klasie miesiąc temu...
- Cokolwiek by się zdarzyło w czwartej klasie miesiąc temu - wtrącił ojciec logicznie - nie sądzę, żeby był to dowód przeciwko mojej córce.
- Proszę - zirytował się Pieróg. - Może niech pan najpierw przeczyta list obywatelki Szczepańskiej.
Ojciec przeczytał.
- Stwierdzam - rzeką z niesmakiem - że pismo to zawiera wyłącznie insynuacje. Nie rozumiem, jak można na podstawie listu chorej kobiety oskarżać uczciwą i szlachetną młodzież?
- Proszę pana, nie jest pan pierwszym ojcem, który idealizuje własne dziecko.
- Być może - odparą z powagą tata Borejko. - Ale ta okoliczność nie zmusi mnie, bym przestał wierzyć Gabrieli. Ręczę panu słowem honoru, że żadne z twierdzeń zawartych w tym liście nie jest prawdziwe.
- Niestety, to nie może mi wystarczyć - westchnął Pieróg. - Proszę zrozumieć moją sytuację, dyrektor będzie żądał czegoś bardziej konkretnego niż pańskie słowo.
Gabrysia wzięła list z rąk ojca i zagłębiła się w lekturze, podczas gdy grupa ESD zaglądała jej przez ramię, a przedstawiciel Komitetu Blokowego robił swoje, opukując dyskretnie ściany.
- Tato, przepraszam - skończyła czytać Gabriela. - Jest jednak w tym liście twierdzenie zgodne z prawdą. Myśmy rzeczywiście założyli grupę.
Pierogowi zapaliły się oczy.
- A! Grupę!
- Tak. Ale nie jest to grupa nielegalna.
- Jak to - nie jest nielegalna? Czyżbyście ją legalizowali?
- No... nie... to była taka zabawa...
- Zawsze - rzeką Pieróg. - Zawsze zaczyna się od zabawy. No to, proszę, mów, Gabrielo. Posłuchamy - rozsiadł się w fotelu i z trudem powstrzymał się od wyjęcia notesu.
Na czoło zwartego szyku młodzieży wypchnęła się bojowa Aniela Kowalik. Jej czarne włosy były w nieładzie, sari z prześcieradła podeptane i naderwane, oczy pozbawione okularów miały wyraz szklisty, policzki płonęły.
- Ja powiem - oświadczyła, wyglądając na ofiarę haszyszu. - To jest Dyskusyjna Grupa Eksperymentalny Sygnał Dobra.
Nauczyciele i przedstawiciel Komitetu Blokowego spojrzeli po sobie znacząco, jakby nazwa ta skojarzyła im się natychmiast z koloniami hippisów w Tybecie.
- No i co? - nacisnął Pieróg.
- No...- peszyła się z wolna Aniela.- Po prostu... Zresztą, może ja pokażę protokół z poprzedniego zebrania.
- A, pokaż, pokaż - zgodził się Pieróg. Rozpoczęło się gorączkowe szukanie protokołu. Wreszcie Gabrysia znalazła go w podręczniku geografii i przekazała w ręce wicedyrektora.
- Dużo tego - zdziwił się Pieróg. Przeleciał oczami po kartkach zeszytowych, jakby szukał wśród nich kwitów za marihuanę.
- Dziwna nazwa - Eksperymentalny Sygnał Dobra.
- ESD - zauważył ojciec. - Tu ma pan klucz do nieporozumienia. Dzieci używają skrótu ESD, a podsłuchująca sąsiadka słyszy LSD. I tylko na tej podstawie pisze donosy...
- Przepraszam, to co wobec tego? - wtrącił przedstawiciel Komitetu Blokowego. - Mamy uznać, że nie ma sprawy?
- Rzeczywiście - Dmuchawiec przerwał sobie lekturę sprawozdań i z gasnącym powoli uśmiechem mówił dalej: - z tego, co zdołałem wyczytać... dość pobieżnie zresztą... Widzę, że program grupy ESD zakłada działalność całkowicie jawną i, powiedziałbym, nie zawoalowaną. Kolega Pieróg zgodzi się na pewno ze mną, że możemy umorzyć postępowanie.
- O, nie - rzeką Pieróg. - Ja nic nie umarzam. Ja muszę bardzo dokładnie przestudiować to sprawozdanie. Potem trzeba będzie zdać sprawę dyrekcji... A potem - zobaczymy, co będzie.
Podręcznik 6 klasy
Język polski w szkole
Kanon literatury dla dzieci
Strona główna