ALEKSANDER MINKOWSKI

Pies-widmo
(fragment powieści Ząb Napoleona)


Babka Helena w milczeniu smarowała masłem cieniutką kromkę chleba.
- Źle wyglądasz - powiedziała do mnie. - Masz podkrążone oczy, Jarosławie. Nie jesteś wyspany?
- Nie - mruknąłem. - Babcia nic nie słyszała?
- Cóż miałabym słyszeć?
Spuściła przy tym oczy, jakby pochłonięta bez reszty rozprowadzaniem twarożku na chlebie.
- To samo, co ja! - zaatakowałem. -Niemożliwe, żeby babcia nie słyszała!
Babka Helena wolniutko podniosła głowę i popatrzyła mi w oczy melancholijnie, ze spokojną zadumą.
- w takim razie jest to nasza choroba rodzinna - powiedziała. - Przywykniesz i nie będziesz zwracał uwagi.
- Więc babcia sądzi, że nam obojgu się przesłyszało? - spytałem ze zdumieniem.
- Uprzedziłam cię, że wiatr płata czasami figle.
- Tej nocy nie było wiatru - rzuciłem posępnie. - Natomiast był pies w ogrodzie.
- Bzdura!
- Widziałem go - powtórzyłem z uporem.
- Czy nie lepiej przestać myśleć o psie, którego nie ma od dwustu prawie lat?
Popatrzyłem na babkę Helenę z nagłym zaciekawieniem. Zdaje się, że powiedziała więcej, niż zamierzała powiedzieć. Teraz jednak wycofać się już nie mogła.
- Opowiedz mi - poprosiłem.

Działo się to zimą 1812 roku. Zwyciężona armia francuska wycofała się z Rosji, znacząc swój smętny szlak ciałami poległych od chorób, mrozu i głodu.
Btitleazar Obłomski, pradziad babki Heleny, mógł z ganku oglądać nie kończący się sznur jeźdźców i pieszych, wynędzniałych, owiniętych szmatami.
Stał tak i patrzył, poklepując czarny łeb swego ulubionego owczarka Nero, gdy od traktu oderwała się grupka jeźdźców, kierując konie na drogę wiodącą do dworu.
Po kilku minutach znaleźli się przed domem. Młody oficer zeskoczył z konia i zasalutował.
- Szukamy noclegu dla Jego Cesarskiej Mości - powiedział, uważnie wpatrując się w twarz Obłomskiego. - Czy zechciałby pan udzielić gościny Cesarzowi?
Nie każdy ma ochotę gościć u siebie pokonanego wodza. Nie każdy żywi sympatię dla tego, kto przegrał i ucieka. Ale Btitleazar Oblomski kochał Napoleona.
- Tak - odrzekł, z trudem powstrzymując drżenie głosu. - Będzie to dla mnie najwyższy zaszczyt.
...Mały pucołowaty człowieczek o rzadkich, ciemnych włosach, ledwo dotknął widelcem złociście przyrumienionej kaczki. Wypił tylko szklanicę, czerwonego wina i skrzywił się, a twarz Btitleazara Obłomskiego zrobiła się czerwieńsza niż wino.
- Czyżby kwaśne, Wasza Cesarska Mość? - zapytał łamiącym się głosem.
- Dobre - mruknął Cesarz. - Ząb mnie boli.
Btitleazar Obłomski zerwał się z krzesła.
- w mojej wsi jest cyrulik, który słynie z leczenia zębów.
Napoleon zmarszczył się: zapewne nie miał zaufania do kwalifikacji medycznych cyrulika. Potem skrzywił się jeszcze bardziej z bólu i to przechyliło szalę.
- Niech pan go sprowadzi - mruknął. - Byle prędzej.
Wkrótce zjawił się wysoki, chudy starzec o twarzy tak pomarszczonej, jakby ją suszono przez wieki na słońcu i wietrze. Zażądał miednicy z gorącą wodą i umył w niej ręce, a jego dziwaczne narzędzia kipiały tymczasem we wrzątku. Napoleon nieufnie obserwował przygotowania.
- Niech siądzie pod lampą - rozkazał cyrulik skrzeczącym głosem; osoba wielkiego Napoleona zdawała się nie robić na nim wrażenia.
Btitleazar Obłomski ustawił lampę naftową obok fotela, w którym spoczywał Cesarz.
- Niech otworzy usta - zlecił cyrulik - A nie zamyka, choćby i bolało.
Obłomski przełożył polecenie, ubierając je w formę możliwie najwykwintniejszą. Napoleon otworzył usta, z niepokojem zerkając na cyrulika, i wskazał palcem bolący ząb. Cyrulik zanurzył w ustach Cesarza jedno ze swoich narzędzi.
- Auaaa! - jęknął Napoleon.
- Cichaj... - uspokoił go cyrulik. - Chłop jesteś, nie baba...
Cesarz nie jęknął już więcej, tylko na wielkie jego czoło wystąpiły krople potu i zaczęły ściekać po skroniach. Cyrulik wyprostował się, popatrzył ze smutkiem na pacjenta.
- Źle jest - powiedział. - I będzie jeszcze gorzej, jak zaraz nie wyrwać.
Napoleon wstał z fotela i przespacerował się po salonie, zakładając prawą dłoń za połę kamizelki. Obłomski wpatrywał się w niego z nabożeństwem i wciąż nie dowierzał, że ma oto przed sobą, we własnym domu, wielkiego Cesarza.
Napoleon przystanął przed cyrulikiem i badawczo zajrzał mu w oczy. Być może decyzję przyspieszył nowy atak bólu, a pergaminowa twarz cyrulika o wyrazie znudzonej obojętności wydała mu się godna zaufania.
- Rwać! - rzucił zasiadając w fotelu.
Cyrulik wyjął z wrzątku ciężkie, żelazne obcęgi. Napoleon zerknął na nie z ukosa i po twarzy przebiegą mu skurcz przerażenia. Szybko zamknął oczy.
Cyrulik lewą ręką zaparą się w czoło Napoleona, prawą zacisnął mocno na obcęgach.
Szarpnął.
Btitleazar Obłomski usłyszał chrzęst wyrywanej kości. Skronie Cesarza zrobiły się mokre od potu.
Cyrulik cisnął do miednicy wyrwany ząb. Napoleon ciężko dźwignął się z fotela i jakiś czas stał z zamkniętymi oczyma..
- Merci - mruknął. - Dobrze zrobione.
Gdy Cesarz udał się na spoczynek, Obłomski wyciągnął z miednicy ząb. Oczyścił pieczołowicie i zawinął w chusteczkę, aby później przełożyć do żelaznej szkatuły, którą na specjalne zamówienie wykonał słynny majster krakowski.
Napoleon wstał o świcie w humorze wybornym, zjadł obfite śniadanie w towarzystwie gospodarza.
Potem, już przygotowany do drogi, wyszedł na ganek w asyście Btitleazara Obłomskiego i wtedy przydarzył się ów okropny wypadek. Nadleciał skądś owczarek Nero i nim gospodarz zdążył go powstrzymać, z wściekłym warczeniem skoczył na Cesarza. Kły przebiły cholewę wysokiego buta. Dosięgły łydki.
Btitleazar Obłomski był człowiekiem porywczym i w swym przekonaniu sprawiedliwym; owczarek Nero musiał zapłacić za "zbrodnię"...

Siedzieliśmy w ogrodzie na ławce, babka Helena zwinnie poruszała drutami, co parę chwil kontrolując ścieg przyszłego sweterka.
- Więc ten czarny owczarek... - odezwałem się w zadumie.
- Młodszy syn Btitleazara, a mój dziadek, Apolinary Obłomski, twierdził, że nocami Nero błąka się po ogrodzie - powiedziała babka. - Był bardzo stary, nikt nie traktował poważnie jego opowiadań, zwłaszcza że już niedowidział i nie dosłyszał.
- Kto jeszcze widział Nero, babciu?
- Mój ojciec - rzuciła niechętnie. - Ale nikt inny skowytu nie słyszał, choć wszyscy domownicy pilnie nasłuchiwali. Daj temu spokój, Jarosławie.
Nastąpiła długa chwila ciszy, wypełniona szelestem wiatru w gałęziach i ćwierkaniem wróbli, które obsiadły daszek werandy.
Babka Helena poprawiła na kolanach kłębek błękitnej wełny. Potem zademonstrowała mi fragment przyszłego swetra:
- Podoba ci się, Jarosławie?
- Owszem - przytaknąłem. - Ale co się stało z zębem Napoleona?
Babka Helena znów milczała chwilę.
- Szkatuła z zębem była przechowywana w domu jako relikwia rodzinna - odezwała się wreszcie. - Kiedy Niemcy wkroczyli do Polski, twój dziadek gdzieś ją ukrył. Potem został aresztowany i wywieziony na roboty do Niemiec. Nie wrócił już stamtąd.
- Nie szukała babcia szkatuły?
- I to jak jeszcze. Razem z twoim ojcem zaraz po wojnie przeszukaliśmy cały budynek, od piwnic do strychów.
- Może dziadek zakopał szkatułkę w ogrodzie?
- Nie przypuszczam. Tej nocy, kiedy ją chował, nie opuszczał domu. Przyszedł do mnie i powiedział, że dobrze ukrył naszą relikwię. Nikt jej nie znajdzie bez jego pomocy.
- I babcia nie zapytała, gdzie ją ukrył?
- Nie. - Babka Helena milczała kilka chwil. - Ale istnieje pewna wskazówka... Mąż powiedział, że nasz stary zegar stojący na kominku dopomoże w odszukaniu szkatułki z zębem.
- Jasne! - zerwałem się z ławki. - Szkatułka jest ukryta w zegarze!
- Niestety - uśmiechnęła się babka Helena, poprawiając na kolanach kłębek wełny. - Puzdro było niemal tak wielkie, jak tarcza zegara.
- Gdzie jest ten zegar? - zapytałem.
- Leży na strychu - odparła babka. - Przestał chodzić dobre dwadzieścia lat temu.
- Chciałbym obejrzeć ten zegar - poprosiłem. - Pozwoli mi babcia?
Babka Helena skrzywiła się lekko.
- Na strych nikt nie zaglądał od dobrych dwudziestu lat - powiedziała. - Utonąłbyś w kurzu.
- Babciu!... - Błagalnie zajrzałem jej w oczy. - Wyszoruję się potem szczotką ryżową. Pójdę tam w spodenkach kąpielowych, więc nie zabrudzę ubrania. Będzie można?
- Dobrze - zgodziła się w końcu. - Chociaż nie widzę sensu grzebania w starych rupieciach.

Zanim nastąpił upadek, były lata triumfu. (Na obrazie Napoleon jeszcze nie jako cesarz, ale już jako Pierwszy Konsul, czyli faktyczny dyktator kraju.) Francja pod rządami Bonapartego trzęsła całą Europą. Wojska napoleońskie zmiatały kolejne armie wystawiane przez Austrię, Prusy, Anglię, Rosję... Ale spowodowało to wykrwawienie i osłabienie ekonomiczne Francji. Poza Polakami nie miał też Napoleon sprzymierzeńców, na których mógł polegać. Wydaje się, że cesarz mógł wygrać jeszcze wiele bitew i tak jego upadek był nieunikniony.
A wszystko zaczęło się w roku 1796. Młody, 27-letni generał Napoleon Bonaparte odnosił we Włoszech zwycięstwo za zwycięstwem. Jako uwielbiany wódz 3 lata później został dyktatorem Francji, a potem cesarzem. Uwielbiali go Francuzi i... Polacy. Dziś coraz częściej krytykuje się ten sojuszu Polaków z Napoleonem. Wydaje się jednak, że walcząca ze wszystkimi naszymi zaborcami napoleońska Francja była jedynym logicznym sojusznikiem nieistniejącej Polski.


1. Kiedy toczy się akcja tego utworu? a o jakich czasach opowiada bohaterowi babka Helena? Ile mniej więcej lat dzieli czas akcji od czasu opowiadanych wydarzeń?
2. Jak nazwałbyś opowieść babki Heleny? Nadaj tytuł temu fragmentowi.
3. Czy twoja rodzina posiada swoja rodową opowieść? Porozmawiaj z dziadkami. Jeśli nie macie takiej opowieści wymyśl ją.
4. Czego na podstawie opowieści babki Heleny dowiedziałeś się o Napoleonie? Oddziel wydarzenia fikcyjne i rzeczywiste. Czy wydarzenia fikcyjne są prawdopodobne? Uzasadnij.
5. Wymyśl zakończenie tej opowieści (lub przeczytaj powieść A. Minkowskiego).

Podręcznik 6 klasy

Język polski w szkole

Strona główna