Clive Staples Lewis
Poczštki Narni
(fragment powieci Siostrzeniec czarodzieja)
Nagle zabłysło co jak ogień lub błyskawica. Niesamowity dreszcz przeniknšł dzieci aż do szpiku koci. Najgłębszy, najdzikszy głos, jaki kiedykolwiek słyszały, mówił: Tłumaczył Andrzej Polkowski
- Narnio, Narnio, Narnio, przebud się! Kochaj. Myl. Mów. Bšd chodzšcymi drzewami. Bšd mówišcymi zwierzętami. Bšd uduchowionymi wodami.
Był to, oczywicie, głos Lwa. Dzieci przeczuwały już od dawna, że Lew potrafi mówić, a jednak gdy wreszcie przemówił, doznały wstrzšsu, jednoczenie cudownego i strasznego.
Z drzew powychodziły dziwne, dzikie istoty - duchy i boginki lasu; wraz z nimi pojawiły się Fauny, Satyry i Karły. Z rzeki powstał Duch Rzeki ze swymi córkami, Najadami. A wszystkie te istoty, a z nimi wszystkie zwierzęta i ptaki, odpowiedziały chórem najróżniejszych głosów, niskich i wysokich, grubych i cienkich:
- Bšd pozdrowiony, Aslanie! Słuchamy cię i jestemy posłuszni. Jestemy przebudzeni. Kochamy. Mylimy. Mówimy. Wiemy.
- Wolne stworzenia, daję wam siebie nawzajem! - rozlegš się mocny, radosny głos Aslana. - Daję wam na zawsze tę krainę, Narnię. Daję wam lasy, owoce, rzeki. Daję wam gwiazdy i daję wam siebie. Nieme zwierzęta, te, których nie wybrałem, również do was należš. Traktujcie je dobrze, opiekujcie się nimi, lecz nie wracajcie do ich sposobu życia, jeli nie chcecie przestać być Mówišcymi Zwierzętami. Pamiętajcie, nie róbcie tego.
- Nie, Aslanie, nie zrobimy tego - odpowiedzieli wszyscy chórem.
Ale jedna zadzierżysta kawka dodała:
- Nie ma obawy! - A ponieważ wszyscy akurat umilkli, jej słowa zabrzmiały wyranie w całkowitej ciszy. Kawka tak się zawstydziła, że schowała głowę pod skrzydło, jakby miała zamiar spać.
Wszystkie pozostałe zwierzęta zaczęły się miać, każde na swój sposób, co sprawiało, że cała polana rozbrzmiewała dziwacznymi odgłosami, jakich, rzecz jasna, jeszcze nikt nigdy nie słyszał w naszym wiecie.
Z poczštku zwierzęta próbowały tłumić miech, ale Aslan powiedział:
- miejcie się do woli i nie lękajcie się! Teraz, kiedy już nie jestecie niemi i tępi, nie musicie być zawsze poważni. Bo żarty, tak jak i sprawiedliwoć, zaczynajš się wraz z mowš.
miano się więc do woli. I zapanowała taka wesołoć, że Kawka zdobyła się na odwagę, podfrunęła, usiadła na głowie Konia i machajšc skrzydłami zawołała:
- Aslanie! Aslanie! a więc to ja wynalazłam żarty?
- Nie, moja przyjaciółko - odrzekš Lew. - Nie stworzyła żartu. Sama jeste pierwszym żartem.
- A więc Narnia została założona - powiedział Aslan. - Teraz musimy uczynić jš bezpiecznym krajem. Kilku z was powołam do swojej rady. Musimy się naradzić. Bo chociaż ten wiat nie ma jeszcze pięciu godzin, już wkroczyło weń zło. To ten Chłopiec - rzekš patrzšc nie na Digorego, lecz na członków swojej rady. - To jest Chłopiec, który to zrobił.
"Och, cóż to znaczy? - mylał Digory. - Co ja takiego znowu zrobiłem?"
- Synu Adama - powiedział Lew. - w moim nowym kraju, w Narni, jest zła Czarownica. Powiedz tym dobrym stworzeniom, w jaki sposób się tu znalazła.
Tuzin różnych odpowiedzi przemknšł Digoremu przez głowę, lecz miał na szczęcie tyle rozsšdku, by powiedzieć, jak było naprawdę.
- Ja jš tu sprowadziłem - odpowiedział cicho.
- w jaki sposób, Synu Adama?
- Ona się obudziła -powiedział Digory z rozpaczš w głosie, a potem zrobił się biały jak papier i wyrzucił z siebie: - To znaczy, ja jš obudziłem. Obudziłem jš, bo chciałem zobaczyć, co się stanie, jak uderzę w dzwon. Wiem, że nie powinienem tego robić. Mylę, że byłem trochę zaczarowany.
- Tak? Byłe zaczarowany? - zapytał Aslan, wcišż bardzo cichym i bardzo głębokim głosem.
- Nie - odrzekš Digory. - Teraz już wiem, że nie. Ja tylko udawałem.
Kiedy Lew znowu przemówił, nie zwracał się już do Digorego.
- Tak więc widzicie, przyjaciele, że zanim minęło siedem godzin od narodzin tego nowego, czystego wiata, siły zła już znalazły do niego drogę. Obudzone i przywleczone tu przez tego oto Syna Adama.
Wszystkie zwierzęta zwróciły oczy na nieszczęsnego chłopca, który goršco pragnšł zapać się pod ziemię.
- Ale nie upadajcie na duchu - rzekš Aslan, wcišż zwracajš się do zwierzšt. - To zło na razie jest jeszcze daleko, a najgorsze spadnie na mnie, nie na was. Tymczasem zaprowadmy tu taki ład, by jeszcze przez setki lat był tutaj szczęliwy, radosny kraj w szczęliwym, radosnym wiecie. I jak rasa Adama spowodowała to zło, tak i rasa Adama pomoże je przezwyciężyć. Podejdcie bliżej, ty, chłopcze, i wy dwoje.
Ostatnie słowa odnosiły się do Poli i Dorożkarza, którzy włanie przybyli. Pola wpatrywała się w Aslana z otwartymi ustami, mocno ciskajšc dłoń Dorożkarza. Ten spojrzał krótko na Lwa i zdjšł swój melonik.
- Synu - rzekš Aslan do niego - jak ci się podoba ten kraj?
- To piękne miejsce, panie.
- Czy chciałby tu zostać na zawsze?
- No cóż, panie... - zaczšł Dorożkarz i urwał na chwilę, po czym zebrał odwagę i dodał: - Gdyby tu była moja żona, żadne z nas nie chciałoby za nic w wiecie wracać do Londynu. To pewne, jak amen w pacierzu.
Aslan podniósł swš kudłatš głowę, otworzył usta i wydał z siebie jaki dwięk, niezbyt głony, ale pełen mocy. Nagle znikšd zjawiła się młoda kobieta o miłej, szczerej twarzy i stanęła obok Dorożkarza.
- Moje dzieci - rzekš Aslan wpatrujšc się w nich oboje - to wy macie być pierwszym Królem i pierwszš Królowš Narni.
Dorożkarz przełknšł z trudem linę dwa lub trzy razy, a potem odchrzšknšł.
- Racz mi wybaczyć, panie - rzekł. - Dzięki ci stokrotne za ten zaszczyt, w imieniu moim i mojej żony, ale nie jestem z tych goci, co pasujš do takiej roboty. Prawdę mówišc, nie mam nawet odpowiedniej szkoły, ot co.
- Szkoły? - powtórzył Aslan. - A czy potrafisz posługiwać się pługiem? Czy potrafisz uprawiać ziemię?
- o tak, panie, na tym to się trochę znam, w końcu wychowywałem się na wsi.
- Czy potrafisz rzšdzić tymi stworzeniami sprawiedliwie i łagodnie, pamiętajšc, że nie sš niewolnikami jak nieme istoty w wiecie, w którym się urodziłe, lecz Mówišcymi Zwierzętami?
- Rozumiem, o co ci chodzi, panie. Mógłbym spróbować, a zrobię to rzetelnie.
- Czy tak wychowasz swoje dzieci i wnuków, by czynili to samo? i czy nie będziesz obdarzał szczególnymi względami jakich wybrańców sporód swoich dzieci lub sporód innych stworzeń? Czy nie będziesz pozwalał, by inni nadużywali swej władzy i wykorzystywali słabszych?
- O, co to. to nie, nigdy nie znosiłem czego takiego, mówię szczerze. I nikomu na to nie pozwolę, taki już jestem.
- A jeli powstanš przeciw twemu państwu wrogowie i będzie wojna, czy będziesz pierwszy w ataku i ostatni w odwrocie?
- No cóż, panie - odparš Dorożkarz - nigdy się tego do końca nie wie, dopóki się nie popróbuje. Nie miałbym przysišc, że nigdy mnie strach nie obleci. Nigdy nie walczyłem, chyba że na pięci. Mógłbym spróbować... to znaczy żywię nadzieję, że chyba bym się starał jak najlepiej.
- A więc - rzekš Aslan - uczynisz to wszystko, co do Króla należy. Koronacja odbędzie się niebawem.
1.Siostrzeniec czarodzieja, z którego pochodzi ten fragment, jest częciš cyklu Opowieci z Narni. W zeszłym roku poznałe fragment innej powieci wchodzšcej w skład tego cyklu. Przypomnij sobie, o czym opowiadał tekst z 4 klasy. Co łšczy oba te teksty?
2.Czy znajdujesz w opowiadaniu o poczštkach Narni echa jakich innych znanych ci opowieci? Wymień je, wskaż cechy wspólne.
3.Na podstawie słów Aslana i Digorego oraz własnej wyobrani wymyl, w jaki sposób Czarownica przedostała się do Narni.
4.Odegrajcie w parach rozmowę Aslana z Dorożkarzem. Następnie zapiszcie w punktach, jakie sš obowišzki króla. Dlaczego Lew pyta kandydata, czy umie uprawiać ziemię?
5.Jak sšdzisz, czy Dorożkarz okaże się dobrym władcš? Uzasadnij swojš wypowied.
6.Wytłumacz, jak rozumiesz słowa:
Dlaczego żarty sš zestawione ze sprawiedliwociš?
Podręcznik 5 klasy
Język polski w szkole
Kanon literatury dla dzieci
Strona główna