Edmund Niziurski
Pożar?
(fragment powieści Adelo, zrozum mnie!)

Myślałem, że Zyzio wycofa się teraz z ulicy Boleść, ale on przebił się przez tłum gapiów do karetki pogotowia i bezceremonialnie zajrzał do środka. Dwóch znudzonych sanitariuszy grało w karty.
Żadnego pacjenta nie było.
- Panowie nie pracują? - zapytał Zyzio niemile zaskoczony.
- Lekarz poszedł porozmawiać ze strażakami. Jak dotąd, nikogo nie wynieśli... - odparą sanitariusz niższy, ten, który miał bardziej znudzoną minę.
- Nikogo nie wynieśli?! - powtórzył Zyzio wciąż jeszcze z kamienną twarzą, ale jakimś zachrypłym, jakby o pół tonu niższym głosem. - Czy to znaczy, że... że już za późno? Że nie ma już kogo ratować?
- Tego to my nie wiemy - ziewnął sanitariusz - A ty nas nie nudź, kolego, bo i tak już jesteśmy znudzeni.
Zyzio chciał coś powiedzieć na ten temat dosadnego, ale pociągnąłem go za rękaw, bo w tym właśnie momencie tłum zakołysał się nerwowo i okrążył wóz pożarny, do którego strażacy pakowali nawinięte na bębny węże.
- Jak to? Panowie już odjeżdżają? - oburzył się roztrzęsiony obywatel w koszuli nocnej - przecież taki pożar!
- Co to za pożar - machnął rękę strażak w okularach - dużo huku, mało ognia!
- Jak to, przecież tyle dymu i ofiary...
- Pan sam jesteś ofiarą - powiedział strażak.
- Co?
- Ofiarą paniki, niezdrowej ciekawości i płotki. Idź pan do łóżka i śpij!
- Coś pan taki sufragan!
- Ja?! SufraganŚŚ? - oburzał się strażak. - Pan obraża funkcjonariusza na służbie. I zakłóca ciszę nocną!
- Pan mnie nie będzie pouczał, co ja mam robić w nocy. Jak przyjdzie mi ochota popatrzeć na ogień, to ja popatrzę!
- Pewnie! - poparą obrońcę swobód mężczyzna z przewiązaną szczęką. - Trzeba zrozumieć ludzi! Ludzie szukają silnych wrażeń.
- To niech idą do kina, a nie przeszkadzają w pracy - strażak zakręcił hydrant uliczny.
- Kino u nas nieczynne -jęknął emeryt w koszuli nocnej.
- Remont?
- Ogólna dezynsekcja i dezynfekcja oraz wymiana kierownika i krzeseł.
- To powinniście patrzyć w telewizory. - Strażak spojrzał surowo na gapiów. - Patrzyć w telewizory, a nie pętać się tutaj Pożar to nasza sprawa, my jesteśmy od pożaru!
- Pan nie ma prawa przywłaszczać sobie pożaru tylko z tego powodu, że pan strażak - zaprotestował mężczyzna z przewiązał na szczęką. - Pożar jest naszą wspólną własnością!
- Nikt nie ma prawa przywłaszczać sobie pożaru! - zakrzyknęli chórem emeryci, pokątni handlarze, półślepi krawcy, garbaty szewc oraz inni, mniej czcigodni mieszkańcy ulicy Boleść, łącznie z niebieskimi ptaszkami i dziwnymi typami czającymi się w bramach.
Ale gniewny strażak już nie słuchał. Wskoczył do czerwonego wozu i wóz odjechał zostawiając smutnych i wyraźnie zawiedzionych gapiów. Niektórzy z nich nie chcieli wciąż jeszcze uwierzyć że przedstawienie się skończyło, zaglądali do karetki Pogotowia i stwierdzali z rozczarowaniem, że nikt w środku nie jęczy, a znudzeni sanitariusze wciąż spokojnie grają w karty. Wreszcie wróci lekarz i oznajmił, że żadnych ofiar nie ma: ani trupów, ani poparzonych, ani nawet zaczadzonych - I karetka odjechała bez pacjentów.
- Idziemy - powiedziałem - sytuacja się wyjaśniła.


1. Określ problemy, jakie są poruszone w tekście. Zapisz je w formie pytań.

2. Dlaczego autor umiejscowił zdarzenia przy ulicy Boleść?

3. Oceń zachowanie sanitariuszy, strażaków, gapiów. Czy zgodzisz się ze stwierdzeniem, że ten fragment to satyra na pewne ludzkie zachowania? Jeśli tak - to jakie? Odpowiedź uzasadnij.

4. Trzeba zrozumieć ludzi! Ludzie szukają silnych wrażeń! (...) Pożar jest wspólną własnością - jakie jest twoje zdanie na ten temat? Pamiętaj, by dobrać odpowiednie argumenty.

5. Czy spotkałeś się w życiu z podobnymi sytuacjami, kiedy ludzka ciekawość i gapiostwo brały górę nad rozsądkiem i wrażliwością? Opowiedz o tym.

Podręcznik 6 klasy

Język polski w szkole

Kanon literatury dla dzieci

Strona główna