CYPRIAN KAMIL NORWID


(1821-1883), poeta; debiutował w kręgu Cyganerii warszawskiej; 1842-1848 we Włoszech i Niemczech; 1849 osiadł w Paryżu; 1852-1854 przebywał w USA; żył w osamotnieniu i nędzy, od 1877 w paryskim przytułku dla pol. Weteranów p.n. Dom Św. Kazimierza; używał także drugiego imienia Kamil przybranego przy bierzmowaniu. Twórczość Norwida, niezrozumiana przez współczesnych, w większości odkryta i udostępniana drukiem od 1901 przez Z. Przesmyckiego, stanowi oryginalne rozwinięcie i dopełnienie literatury pol. romantyzmu. Będąc romantykiem w zakresie ogólnej wizji świata, Norwid dążył jednocześnie do kryt. rewizji i przezwyciężenia romantyzmu przez polemiczne zanegowanie wartości (np. Absolutyzacji narodu), dylematów i estetyki literatury Wielkiej Emigracji oraz przez nowatorskie próby przezwyciężenia romant. Antynomii ideału i życia realnego, m.in. przez uznanie twórczości artyst. Za uwzniośloną formę pracy użytecznej (Promethidion 1851), a także postulowanie modernizacji funkcji i tematyki poezji (wprowadził pejzaż miasta i cywilizacji przem.). Związany gł. Ze środowiskiem konserwatywno-katol., rzecznik pojmowania historii w duchu chrześc. eschatologizmu (w rozwoju idei wolności i braterstwa widział sprawczą rolę opatrzności Bożej) i idei postępu jako indywidualnego doskonalenia się człowieka (poglądy te doszły do głosu m.in. W poematach z okresu Wiosny Ludów, np. Pieśni społecznej cztery stron 1849, zawierających m.in. polemikę ze Składem zasad Legionu Mickiewicza), był jednocześnie Norwid jednym z najostrzejszych krytyków szlachetczyzny, a zarazem antyhumanitarnych aspektów cywilizacji kapitalistycznej. Autor arcydzieł w dziedzinie dramatu (także teoretyk), w którym zawarł problematykę współcz. kultury ("fantazja" dram. Z lat 60. Za kulisami, wyd. 1912, Aktor 1862-1867, wyd. 1937, "biała" tragedia Pierścień wielkiej damy 1872, wyd. 1933), także nawiązując do minionych epok (Kleopatra 1872-1879, wyd. 1904), oraz poematów epickich o tematyce hist. (Quidam 1854-1859, wyd. 1863) i współcz.; najpełniej wypowiedział się w formach lirycznych, nowatorskich w aforystycznej zwięzłości i ironii, ascetycznym intelektualizmie (prekursorskim wobec poezji XX w.), także w umiejętności stylizacji (wiersze poświęcone jednostkom lub wydarzeniom o wyrazistej symbolice historiozoficzno-moralnej, np. Bema pamięci żałobny rapsod 1851, wyd. 1910, Do obywatela Johna Brown 1859, wyd. 1910, Fortepian Szopena 1865, oraz cykl liryków Vade-mecum, powstały gł. 1858-1866, wyd. 1947). Ponadto pisał liryki patriotyczne, traktaty filoz.-estet., utwory eseistyczno-wspomnieniowe (Czarne kwiaty 1857) i nowele (Ad leones 1881-1883, wyd. 1901). Uprawiał też malarstwo, rysunek, rytownictwo i rzeźbę; jego twórczość plast. najpełniej wyraziła się w licznych rysunkach (często podkolorowanych akwarelą); początkowo sztywne, konturowe, po 1855 stają się bardziej mal. I ekspresyjne, a po 1870 nabierają charakterystycznej nerwowości; akwaforty (np. Muzyk niepotrzebny 1867, Dialog zmarłych 1871) i litografie (np. Solo 1861) wyrażają treści symboliczne. Pisma zebrane (t. A, C, E 1912-1913, t. F 1946), Wszystkie pisma (t. 3-6 i 8-9 1937-1939), Pisma wszystkie (t. 1-11 1971-1976), Pisma wybrane (t. 1-5 1971, wyd. 2 zmienione 1980).

Twórczość Norwida

    [Klaskaniem mając obrzękłe prawice]

    Klaskaniem mając obrzękłe prawice,
    Znudzony pieśnią, lud wołał o czyny:
    Wzdychały jeszcze dorodne wawrzyny,
    Konary swymi wietrząc błyskawice.
    Było w Ojczyźnie laurowo i ciemno
    I już ni miejsca dawano, ni godzin
    Dla nie czekanych powić i narodzin,
    Gdy Boży-palec zaświtał nade mną;
    Nie zdając liczby z rzeczy, które czyni,
    Żyć mi rozkazał w żywota pustyni!


    *

    Dlatego od was... O! laury, nie wziąłem
    Listka jednego, ni ząbeczka w liściu,
    Prócz może cieniu chłodnego nad czołem
    (Co nie należy wam, lecz - słońca przyściu...).
    Nie wziąłem od was nic, o! wielkoludy,
    Prócz dróg zarosłych w piołun, mech i szalej,
    Prócz ziemi, klątwą spalonej, i nudy...
    Samotny wszedłem i sam błądzę dalej.


    *

    Po-obracanych w przeszłość nie pojętę -
    A uwielbionę - spotkałem niemało!
    W ostrogi rdzawe utrafiłem piętę
    W ścieżkach, gdzie zbitych kul sporo padało!
    Nieraz Obyczaj stary zawadziłem,
    Z wyszczérzonymi na jutrznię zębami;
    Odziewający się na głowę pyłem,
    By noc przedłużył, nie zerwał ze snami.


    *

    Niewiast, zaklętych w umarłe formuły,
    Spotkałem tysiąc; i było mi smętno,
    Że wdzięków tyle widziałem - nieczuły!
    Źrenicą na nie patrząc bez-namiętną.
    Tej, tamtej rękę tknąwszy marmurowę,
    Wzruszyłem fałdy ubrania kamienne,
    A motyl nocny wzleciał jej nad głowę,
    Zadrżał i upadł... I odeszły - senne...


    *

    I nic... nie wziąłem od nich w serca wnętrze,
    Stawszy się ku nim - jak one - bezwładny,
    Tak samo grzeczny i zarówno żadny,
    Że aż mi coraz szczęście niepojętsze!


    - Czemu? dlaczego? w przesytu-Niedzielę
    Przyszedłem witać i żegnać... tak wiele?
    Nic nie uniósłszy na sercu - prócz szaty -
    Pytać was - nie chcę i nie raczę: Katy!...


    *

    Piszę - ot! czasem... piszę na Babylon
    Do Jeruzalem! - i dochodzą listy -
    To zaś mi mniejsza, czy bywam omylon
    Albo nie?... piszę pamiętnik artysty -
    Ogryzmolony i w siebie pochylon -
    Obłędny!... Ależ - wielce rzeczywisty!
    . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .


    *

    Syn - minie pismo, lecz ty spomnisz, wnuku,
    Co znika dzisiaj (iż czytane pędem)
    Za panowania Panteizmu-druku,
    Pod ołowianej litery urzędem;
    I jak zdarzało się na rzymskim bruku,
    Mając pod stopy katakomb korytarz,
    Nad czołem słońce i jaw, ufny w błędzie -
    Tak znów odczyta on, co ty dziś czytasz,
    Ale on spomni mnie... bo mnie nie będzie!

    N A  G Ó R Ę

      Bema pamięci żałobny rapsod

      ...Iusiurandum patri datum
      usque ad hanc-diem ita servavi...

      Annibal

      I
      Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz,
      Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? -
      Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan;
      Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz.
      - Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie,
      Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie.
      Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą i znaki
      Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami
      Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki...
      Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami...

      II
      Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona
      Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa,
      Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa,
      Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona...
      Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia,
      Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia.

      III
      Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba,
      W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne;
      Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba,
      Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta pod-niebne...

      IV
      Wchodzą w wąwóz i toną... Wychodzą w światło księżyca
      I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął,
      I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca,
      Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął...

      V
      Dalej - dalej - aż kiedyś stoczyć się przyjdzie do grobu
      I czeluście zobaczym czarne, co czyha za drogą,
      Które aby przesadzić, Ludzkość nie znajdzie sposobu,
      Włócznią twego rumaka zeprzem jak starą ostrogą...

      VI
      I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody,
      W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów,
      Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody,
      Serca zmdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody...

      Dalej - dalej - -
      [Wiersz z 1851 r., w pierwszą rocznice śmierci gen. Józefa Bema]

      N A  G Ó R Ę

      Italiam! Italiam!

      1
      Pod latyńskich żagli cieniem,
      Myśli moja, płyń z aniołem,
      Płyń, jak kiedyś ja płynąłem:
      Za wspomnieniem - płyń spomnieniem...

      2
      Dookoła morze - morze -
      Jak błękitu strop bez końca:
      O! przejasne - pełne słońca.
      Łodzi! wioseł!... Szczęść ci, Boże...

      3
      Płyń - a nie wróć-że mi z żalem
      Od tych laurów tam różowych,
      Gdzie Tass śpiewał Jeruzalem,
      I od moich dni-laurowych...

      4
      O! po skarby cię wysłałem:
      Cóż! gdy wrócisz mi z tęsknotą -
      Wiem to, ale proszę o to -
      Niech zapłaczę, że płakałem...

      5
      Pod latyńskich żagli cieniem,
      Myśli moja, płyń z aniołem,
      Płyń, jak kiedyś ja płynąłem:
      Za wspomnieniem - płyń wspomnieniem...

      [Wiersz z przełomu roku 1845/46]

      N A  G Ó R Ę

      Aerumnarum plenus

      1
      Czemu mi smutno i czemu najsmutniej,
      Mamże ci śpiewać ja - czy świat i czas?...
      Och! bo mi widnym strój tej wielkiej lutni,
      W którą wplatany duch każdego z nas.

      2
      I wiem, ze każda radość tu ma drugę,
      Poniżej siebie, przeciw-rada łzę,
      I wiem, ze każdy byt ma swego sługę,
      I wiem, ze nieraz, błogosławiąc, klnę.

      3
      Czemu mi smutno? - bo nierad bym smucić,
      Ani przed sobą kłamstwa rzucać cień,
      By skryć, jak czego nie można odrzucić,
      By uczcić, czego trudno wyciąć w pień.

      4
      Więc to mi smutno - aż do kości smutno,
      I to - że nie wiem, czy ten ludzi stek
      Ma już tak zostać, komedią okrutną,
      I spać, i nucić, śpiąc: "To-taki wiek!"

      5
      Więc to mi smutno, i tak coraz gorzej,
      Aż od-człowiecza się i pierś, i byt
      I nie wiem, czy już w akord się ułoży,
      I nie wiem, czy już kiedy będę syt!...

      6
      I nie wiem - czy już będę mógł nie wiedzieć,
      Że coraz żywot mniej uczony tu -
      Że coraz łatwiej przychodzi powiedzieć,
      Ze snu się budząc: "Wróćmyż znów do snu!"

      N A  G Ó R Ę

      W Weronie

      I
      Nad Kapuletich i Montekich domem,
      Spłukane deszczem, poruszone gromem,
      Łagodne oko błękitu.

      II
      Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów,
      Na rozwalone bramy do ogrodów --
      I gwiazdę zrzuca ze szczytu;

      III
      Cyprysy mówią, że to dla Julietty,
      Że dla Romea -- ta łza znad planety
      Spada... I groby przecieka;

      IV
      A ludzie mówią, i mówią uczenie,
      Że to nie łzy są, ale że kamienie,
      I -- że nikt na nie... nie czeka!


      N A  G Ó R Ę

      W pamiętniku
      I.

      Nie tylko, pierw się najadłszy mandragor,
      Błądziły w limbach szalone kobiety,
      Nie tylko Dante i trzeźwy Pythagor,
      Byłem i ja tam... pamiętam, niestety!

      II.

      Że byłem, tomów dwunastu na dowód
      Pisać... sił nie mam, bo myśl mię udławia.
      Jestem zmęczony! Wolę jechać do wód -
      Nie na wyjezdnem się o piekle mawia!


      III.

      Wolę gdzieś jechać, w pilnym interesie,
      Patrząc przed siebie z obłędu wyrazem,
      Wieki potrącać, jako grzyby w lesie,
      Ludzi, epoki, mieszać wszystko razem -


      IV.

      Być tam i owdzie, wonczas, dziś i potem,
      Jako się wyżej albo niżej rzekło,
      A nie równiejszym wracać kołowrotem,
      A nie odpomnić, że zwiedziłem piekło!...


      V.

      Lecz pytasz, co tak wielce trudzi
      I które z bliskich spotkałem postaci
      Tam braci nie ma, ni bliźnich, ni ludzi,
      Tam tylko studia nad sercami braci!


      VI.

      Tam uczuć nie ma, tylko ich sprężyny,
      Zdające z siebie wzajemny rachunek,
      Do nieużytej podobne machiny,
      Puszczonej w obieg przez pęd lub trafunek.


      VII.

      Tam celów nie ma, lecz same rutyny
      Pozardzewiałe - i nie ma tam wieków,
      Dni, nocy, epok - tam tylko godziny
      Biją, jak tępych utwierdzanie ćwieków.


      VIII.

      Nieokreślone pierwej cyfrą stałą,
      Lecz fatalności pchnięte raz ostrogą.
      Nie znaczą wcale, co, kiedy się działo -
      W godzinę wybić liczby jej nie mogą!


      IX.

      Rzekłbyś, w tytańskim z wiecznością zapasie,
      Mniejsza czy biją minuty czy lata.
      Iż każda wątpi o sobie i czasie,
      Każda dogania się, lecz nie ulata...


      X.

      Jakby wcielonej ciągle puls ironii
      Słysząc, wiesz naprzód i wiesz ostatecznie,
      Że z godzin żadna siebie nie dogoni,
      Że nie wydzwoni siebie, dzwoniąc wiecznie.


      XI.

      A ten systemat sprężyn bez ich celu,
      Jakby tragedia bez słów i aktorów,
      Jak wielu nudów i rozpaczy wielu
      Muzyka, gwałtem szukająca chórów


      XII.

      Raz wraz porywa spazmem za wnętrzności,
      Jak niezwykłego do morza człowieka;
      Tylko nie spazmem nudy, lecz wściekłości,
      Który, sam nie wiesz, skąd i po co wścieka.


      XIII.

      Wtedy to próba jest, wtedy jest waga,
      Ile nad sobą wziąłeś panowania;
      Wartość się twoja ci odsłania naga -
      I oto widzisz, ktoś ty, bez pytania.


      XIV.

      I ileś zwał się tym lub owym w czasie,
      Lub byłeś zwany imieniem twych dziadów,
      Widzisz - i ile nabrałeś sam na się
      Z tradycji, tonu, stylu, lub przykładów.


      XV.

      Coraz to z ciebie, jako z drzazgi smolnéj,
      Wokoło lecą szmaty zapalone;
      Gorejąc, nie wiesz, czy stawasz się wolny,
      Czy to, co twoje, ma być zatracone.


      XVI.

      Czy popiół tylko zostanie i zamęt,
      Co idzie w przepaść z burzą? Czy zostanie
      Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament,
      Wiekuistego zwycięstwa zaranie?...



      XVII.

      Lecz prawić o tem i prawić na dowód,
      Że byłem owdzie - myśl sama udławia!
      Jestem zmęczony... Wolę jechać do wód,
      Nie na wyjezdnem o piekle się mawia.<


      XVIII.

      Wolę wsiąść na koń z jakim drabem, który,
      Prócz ze swoimi, nierad bywać z nikiem,
      Historii nie zna, ni architektury,
      Milczy, jak pomnik, będąc sam pomnikiem.


      Na dwukrańcowe wolę ruszyć szlaki
      Krajów i wieków, gdzie przestrzeń granicą,
      Granica czasem... I gdzie, znad kulbaki
      Patrząc, firmament cały... Okolicą!

      N A  G Ó R Ę

      Moja piosnka [I]

      Źle, źle zawsze i wszędzie,
      Ta nic czarna się przędzie:
      Ona za mną, przede mną i przy mnie,
      Ona w każdym oddechu,
      Ona w każdym uśmiechu,
      Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie...

      Nie rozerwę, bo silna,
      Może święta, choć mylna,
      Może nie chcę rozerwać tej wstążki;
      Ale wszędzie - O! wszędzie -
      Gdzie ja będę, ta będzie:
      Tu - w otwarte zakłada się książki,
      Tam u kwiatów zawiązką,
      Ówdzie stoczy się wąsko,
      By jesienne na łąkach przędziwo,
      I rozmdleje stopniowo,
      By ujednić na nowo,
      I na nowo się zrośnie ogniwo.

      Lecz, nie kwiląc jak dziecię,
      Raz wywalczę się przecie.
      Niech mi puchar podadzą i wieniec!...
      I włożyłem na czoło,
      I wypiłem, - a wkoło
      Jeden mówi drugiemu: "Szaleniec!!"

      Wiec do serca o rade
      Dłoń podniosłem i kładę,
      Alić nagle zastygnie prawica:
      Głośno śmieli się oni,
      Jam pozostał bez dłoni,
      Dłoń mi czarna obwiła pętlica.

      Źle, źle zawsze i wszędzie,
      Ta nic czarna się przedzie:
      Ona za mną, przede mną i przy mnie,
      Ona w każdym oddechu,
      Ona w każdym uśmiechu,
      Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie..

      Lecz nie kwiląc jak dziecię,
      Raz wywalczę się przecie;
      Złotostrunna, nie opuść mię, lutni!
      Czarnoleskiej ja rzeczy
      Chcę - ta serce uleczy!
      I zagrałem...
      ... I jeszcze mi smutniej.
      Pisałem we Florencji 1844 r.

      N A  G Ó R Ę


      Moja piosnka [II]

      Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
      Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
      DladarówNieba....
      Tęskno mi, Panie...

      Do kraju tego, gdzie winą jest dużą
      Popsować gniazdo na gruszy bocianie,
      Bo wszystkim służą...
      Tęskno mi, Panie...

      Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony
      Są, jak odwieczne Chrystusa wyznanie,
      "Bądź pochwalony!"
      Tęskno mi, Panie...

      Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej,
      Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie,
      Równie niewinnej...
      Tęskno mi, Panie...

      Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,
      Do tych, co mają tak za tak - nie za nie,
      Bez światło-cienia...
      Tęskno mi, Panie...

      Tęskno mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi?
      I tak być musi, choć się tak nie stanie
      Przyjaźni mojej...
      Tęskno mi, Panie...
      [Wiersz z 1854 r.]


      N A  G Ó R Ę

      Promethidion

      fragmencik

      Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
      Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,
      Bo piękno na to jest, by zachwycało
      Do pracy - praca, by się zmartwychwstało.

      I stąd największym prosty lud poetą,
      Co nuci z dłońmi ziemią brązowemi,
      A wieszcz periodem pieśni i profetą,
      Odlatującym z pieśniami od ziemi.
      I stąd największym prosty lud muzykiem,
      Lecz muzyk jego płomiennym językiem.
      I stąd najlepszym Cezar historykiem,
      Który dyktował z konia - nie przy biurze -
      I Michał-Anioł co kuł sam w marmurze...



      N A  G Ó R Ę

      Larwa

      Na śliskim bruku w Londynie,
      W mgle, podksiężycowej, białej,
      Niejedna postać cię minie,
      Lecz ty ja wspomnisz, struchlały.

      Czoło ma w cierniu, czy w brudzie?-
      Rozeznać tego nie można,
      Poszepty z niebem o cudzie
      W wargach... czy? piana bezbożna!...

      Rzekłbyś, ze to Biblii księga
      Zataczająca się w błocie,
      Po którą nikt już nie sięga,
      Iz nie czas myśleć o cnocie!...

      Rozpacz i pieniądz - dwa słowa -
      Łyskają bielmem jej źrenic.
      Skąd idzie?... - sobie to chowa.
      Gdzie idzie?... - zapewne, gdzie nic!

      Takiej to podobna jędzy
      Ludzkość, co płacze gdzieś i drwi;
      - Jak historia?... - wie tylko: "krwi!..."
      Jak społeczność?... - tylko "pieniędzy!..."

      N A  G Ó R Ę

      Daj mi wstążkę błękitną

      Daj mi wstążkę błękitną - oddam ci ja
      Bez opóźnienia...
      Albo - daj mi cień twój z giętka twą szyją:
      - Nie! nie chce cienia.

      Cień - zmieni się, gdy ku mnie skiniesz ręka,
      Bo - on nie kłamie!
      Nic - od ciebie nie chcę, śliczna panienko,
      Usuwam ramię...

      Bywałem ja - od Boga nagrodzonym,
      Rzeczą - mniej wielką:
      Spadłym listkiem, do szyby przyklejonym,
      Deszczu kropelką...

      N A  G Ó R Ę

      Pielgrzym

      Nad stanami jest i stanów-stan,
      Jako wieża nad płaskie domy
      Stercząca, w chmury...

      Wy myślicie, że i ja nie Pan,
      Dlatego że dom mój ruchomy
      Z wielbłądziej skory...

      Przecież ja - aż w nieba łonie trwam,
      Gdy ono duszę mą porywa,
      Jak piramidę!

      Przecież i ja - ziemi tyle mam,
      Ile jej stopa ma pokrywa,
      Dopokąd idę!...

      N A  G Ó R Ę

      Fatum

      Jak dziki zwierz przyszło
      Nieszczęście do człowieka
      I zatopiło wen fatalne oczy...
      - Czeka -
      Czy, człowiek zboczy?

      Lecz on odejrzał mu, jak gdy artysta
      Mierzy swojego kształt modelu;
      I spostrzegło, że on patrzy - Co? korzysta
      Na swym nieprzyjacielu:
      I zachwiała się całej postaci waga
      - i nie ma go!

      N A  G Ó R Ę

      [Ty mnie do pieśni pokornej nie wołaj]

      Ty mnie do pieśni pokornej nie wołaj,
      Bo ta już we mnie bez głosu;
      A jeśli milczę, nie przeto mnie połaj,
      Kwiatów Ty nie chciej od kłosu.

      Bo ja z przeklętych jestem tego świata,
      Ja bywam dumny i hardy,
      A miłość moja, bracie, dwuskrzydlata:
      Od uwielbienia do wzgardy.

      [Szkoda, mój bracie, na wiatr ducha wywiać
      I krew wypluwać tęsknotą,
      Żeby siedzących w cyrku uszczęśliwiać -
      Więc mów, że milczę tak oto.]

      Gdy w głębie serca purpurę okrutną
      Wyrabia prządka cierpienia,
      Smutni - lecz smutni, że aż Bogu smutno -
      Królewskie mają milczenia.
      [wiersz z 1855 r., skierowany do T. Lenartowicza]

      N A  G Ó R Ę

      Pamiątka

      Jeżeli kiedy płatne serca dzwonów
      Leniwo zadrżą, echo porwie jęki
      I do wesołych rzuci je salonów -
      Ty westchnij! - smutek uzalotnia wdzięki...

      A jeśli karta będzie pogrzebowa
      Po rogach ulic czernić się nazwiskiem -
      Ty odwróć oczy, wraz podąży nowa
      Oczekiwanym ciesząc widowiskiem...

      A jeśli w cmentarz się zapuścisz głuchy,
      Ku ziemi czoło chyląc zamyślone,
      I zerwiesz listek - niźli będzie suchy,
      Pamiętaj, proszę, przegrać gowzielone.

      Kto wygra, [niech ci] te powtórzy słowa,
      Dla jakich miałem nieprzyjaciół wielu:
      "Nie szukaj świata, kochaj, i... bądź zdrowa...
      A za umarłych módl się - po weselu".
      Pisałem we Florencji 1844 r.

      N A  G Ó R Ę

      Trylog

      1.
      Jak fontanna tak wstawała,
      Z tymi swymi warkoczami,
      Z tymi swymi półsłówkami,
      Co kropliła, odkraplała,
      Co dzwoniła, co szeptała...

      A ja miałem skrzydeł cztery,
      Dla niej jednej cztery skrzydeł,
      I latałem przez Etery,
      Do tej mojej, do nieszczerej,
      Do tej Jasnej-pani sideł...

      Od-kraplalem na nią słowa -
      Te, dzwoniące najzabawniej,
      I szeptałem: "Nadzmysłowa!
      Jak my bliscy, jak my dawni,
      Jak ta przyjaźń już nie nowa..."

      Aż poznałem!... że tak nowa!

      2.
      Nadzmysłowa bo też była
      Onegdajsza tamta pani,
      I nie taka jak ta miła,
      Com zapomniał pierwszej dla niej...
      Ani do niej się umyła!

      Jak zatęskni - to niesztucznie;
      słowem, okiem, takim okiem,
      Co wyrzuca włócznią w włócznię;
      A zapłacze - to potokiem...
      A zaśmieje się - to hucznie...

      Bodaj szepnę jej te mocy,
      Co olbrzymią pierś i ramię -
      Że wylatasz jakby z procy,
      Ból się łamie, grom się łamie!...
      Tak - jej szepnę o północy...

      Aż poznałem znów, że kłamie...

      3.
      Mniejsza o to... bardzo ładnie...
      Najżyczliwszym jestem sługą:
      jak wypadnie, tak wypadnie,
      Przecudownie czy szkaradnie,
      Zawsze pewność - że niedługo.

      Przy księżycu dziś herbata?
      Z dawna miłe mi księżyce...
      A zieloność - jak sałata;
      Dzikie także okolice?...
      - Burze - bębny - błyskawice.

      Bardzo ładnie - owszem - służę -
      Romantycznie albo z grecka,
      Z tym wszech-śmiechem, co w naturze,
      Socjalistka czy szlachecka,
      Kanoniczka albo świecka?...

      Bardzo ładnie... Owszem, służę.
      Paryż 1849-o

      N A  G Ó R Ę

      Spartakus

      Ubi depuit orbis...

      1
      Za drugą, trzecią skonów metą
      Gladiator rękę podniósł swą,
      "To - nie to, krzycząc, SIŁA, nie to,
      To nie to MĄDROŚĆ, co dziś zwą...
      Sam Jowisz mi nie groźny więcej,
      Minerwa sama z siebie drwi:
      Wam - widzów dwakroć sto tysięcy -
      Co dzień już trzeba łez i krwi...
      Przyszliście drżąc i wątpiąc razem,
      Gdzie dusza wietrzyć i gdzie moc?...
      A my wam - księgą i obrazem,
      A głos nasz ku wam - pocisk z proc.
      - Przyszliście drżąc i wątpiąc razem,
      Cała już światłość wasza - NOC!"

      2
      Za drugą, trzecią skonów metą
      Gladiator rękę podniósł swą:
      "To - nie to, krzycząc, MIŁOŚĆ, nie to,
      To nie to PRZYJAŹŃ, co dziś zwą...
      Z Kastorem Polluks, druhy dawne,
      W całusach sobie wierność klną;
      A Wenus włosy ma przyprawne,
      Rumieńce z potem w maść jej lgną...
      - Siedliście, głazy, w głazów kole
      Aż mchu porośnie na was sierć:
      I duszą waszą - nasze-bole,
      I ciałem waszym - naszych-ćwierć;
      - Siedliście, głazy, w głazów kole,
      Całe już życie wasze: śmierć!"
      Pisałem 1857

      N A  G Ó R Ę

      Marmur-biały

      Grecjo piękna!... twe dziwiąc ramiona z marmuru
      I - serce... Pytam: co się też stało z Homerem,
      Który cię uczył śpiewać z gwiazdami do chóru?
      Gdzie jego grób? lub chata? - mów! - chociażby szmerem
      Fal egejskich, bijących w heksametr o skałę -
      Rytmem klasku ich rzeknij - zapisz w piany białe!

      Wdzięczna Grecjo! - a co się izFidiasemstało,
      Który cię uczył kibić wyginać dostojnie
      I stąpać jako bogi, duchem czując ciało? -
      Czy on w wiezieniu przepadł? Milcjad czy na wojnie?
      Temistokles, Tucyd, Cymon... czyż skazani?!
      Grecjo!- a co się z słodkim Arystydem stało,
      Ktory-ć przebaczać uczył, cierpiąc jak wygnani?
      A stary Focjon, bitwę co wygrywa z chwałą,
      Nim mu podawasz trucizn... A Sokrat??...

      ...Och! Pani

      Blekitno-oka, z równym profilem Minerwy...
      - Stąd to zwaliska twoje są, jak ty, nadobne:
      Wita się je z radością!... A żegna z tęsknotą,
      Rosami operlone rwąc fijołki drobne,
      Jedyne, co łzawieją tam... I rosną po to.

      N A  G Ó R Ę

      Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie

      Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie,
      Ze ci ze złota statuę lud niesie,
      Otruwszy pierwej?...

      Coś ty Italii zrobił, Alighieri,
      Ze ci dwa groby stawi lud nieszczery,
      Wygnawszy pierwej?...

      Coś ty Kolumbie, zrobił Europie,
      Ze ci trzy groby we trzech miejscach kopie,
      Okuwszy pierwej?...

      Coś ty uczynił swoim, Camoensie
      Ze po raz drugi grób twój grabarz trzęsie,
      Zgładziwszy pierwej?...

      Coś ty, Kościuszko, zawinił na świecie,
      Ze dwa cię głazy we dwu stronach gniecie,
      Bez miejsca pierwej?...

      Coś ty uczynił światu, Napolionie,
      Ze cię w dwa groby zamknięto po zgonie,
      Zamknąwszy pierwej?...

      Coś ty uczynił ludziom, Mickiewiczu?

      Wiec mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie,
      Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu?
      Bo grób twój jeszcze odemkną powtórnie,
      Inaczej będą głosić twe zasługi
      I łez wylanych dziś będą się wstydzić,
      A lać ci będą łzy potęgi drugiej
      Ci, co człowiekiem nie mogli Cię widzieć...

      Każdego z takich jak Ty świat nie może
      Od razu przyjąć na spokojne loże,
      I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem,
      Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy.
      Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem
      Później... lub pierwej...

      N A  G Ó R Ę

      Do Teofila Lenartowicza

      Kiedym spróbował prawa na planecie
      I wagi zmierzchu, co się zowie jawem,
      Widziałem dobrze, bo wzrokiem nadłzawym,
      Ze tyś mię jeden nie opuścił w świecie -
      Niechże cię miłość Boża za to czeka,
      Nie, żeś pamiętał mnie, lecz że - człowieka!

      N A  G Ó R Ę


      Z pokładu Marguerity

      Cokolwiek słońca w żaglach się prześwieca,
      Omuska maszty lub na fale spryska:
      Mgły nikną niby zasłona kobieca,
      Obłoki widać za nią jak zwaliska!

      "Czemu zwaliska? i czemu zasłona?
      Czemu niewieścia?..." - krytyk niech już pyta,
      I niech oskarżą muzę, ze zmącona
      W harmonii pojęć swoich ta kobieta -

      Ja - nie wiem... Widzę i rzecz kreślę smutno,
      Jakbym był jednym z ciągnących żurawi,
      Co cień swój wiodą przez masztowe płótno,
      Nie myśląc, czy stąd obraz się zostawi!...

      Ja nie wiem... końca, nigdy nie wiem może,
      lecz...
      (tu mi przerwał sternik)
      ... szczęść wam, Boże...

      N A  G Ó R Ę

      Trzy strofki

      Nie bluźń, żem zranił Cię, lub jeszcze ranie,
      Bom Ci ustąpił na mil sześć tysięcy;
      I pochowałem łzy me w Oceanie,
      Na pereł więcej!...

      I nie myśl, jak cię nauczyli w świecie
      Świątecznych uczuć świąteczni czciciele -
      I nie mów, ziemskie iż są marne cele -
      Lecz żyj - raz - przecie!...

      I myśl - gdy nawet o mnie mówić zaczną,
      Ze grób to tylko, co umarłe chowa -
      A mów... Ze gwiazda ma była rozpaczna,
      I - bywaj zdrowa...

      N A  G Ó R Ę

      Kółko

      Jak niewiele jest ludzi i jak nie ma prawie
      Pragnących się objawić!... Przychodzą przechodzą
      Odpychają się, tańcząc ze sobą lub w zabawie
      Poufnej, kłamią płynnie, serdecznie się zwodzą:
      Ni współcześni, ni bliscy, ani sobie znani,
      Ręce imając, śliniąc się szczelnym uściskiem.
      Głębia pomiędzy nimi wre i oceani,
      A na jej pianach oni; bliscy czym?... nazwiskiem!
      Świat zaś mówi: "To - swoi, to kółko domowe,
      To nasi!" szczerzej Niebo łączy lazurowe
      Tysiąc ludów, co rżną się przez wieki, bo szczerzej
      Z każdego aby jeden w spólne Niebo wierzy,

      Oni zaś tańczą, łonem zbliżeni do łona,

      Polarnie nieświadomi siebie i osobni;
      Dość, że nad nimi jedna lampa zapalona
      I moda jedna wszystkich wzajemnie podobni.

      "To nasi!" Mapę-życia gdyby kto z wysoka

      Kreślił jak mapę globu?... góry i pustynie
      Przeniosłyby się w jedno krótkie mgnienie oka,
      Ocean by zaś przepadł, gdzie łza drobna płynie!

      N A  G Ó R Ę

      Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala

      Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala
      Czy ten , co mówić o tym nie pozwala?

      Czy ten żył za mnie, co nie zna mej winy,
      Czy ów, co nawet zna owej przyczyny?

      Jaka roznieca miedzy oskarżeniem,
      Zniesieniem, klątwa, albo przewinieniem? -
      I jak te rzeczy do siebie się maja,
      I czy sądzący, ucząc się jej, zna ja?
      I czy sumienie może jąć się za nic,
      Bezorganicznym będąc, bo bez granic,
      Czymś, co jak magnes odpycha lub styka?...
      A cnoty treść - co? - galwanoplastyka?...
      A jaw co wtedy będzie - a praktyka
      Czym?...
      tu - odpowiedz - w pukaniu stolika!!

      N A  G Ó R Ę

      Ostatni despotyzm

      "Cóż nowego?" - Despotyzm runął!... Wraz opowiem.
      Oto depesza..."
      "... Jakże, pan cieszy się zdrowiem -
      Niech pan siądzie! - depesza?... mówi?... - spocząć proszę.
      Ktoś nadchodzi!- to Baron - jakże? cenne zdrowie.
      Niech siądzie! - cóż? nowego nam Baron opowie..."

      "Depesza ta - co? mówi... może pomarańczę?...
      Lub może wody z cukrem?" - "Upadły szarańcze
      W Grecji - na Cyprze brzeg się w otchłanie usunął! -
      W Cyruliku sewilskim występuje Pitta -
      - Pomarańcza, jak widzę, z Mtitley - wyśmienita!"
      "Może drugą?..."

      "... I jakże - despotyzm ów runął?"

      Lecz - właśnie anonsują ex-szambelanowę
      Z synem przybranym - "Cóż pan mówisz na nepotyzm?
      Chłopiec starszy od matki o rok i o głowę...
      Właśnie nadchodzą...
      ... jakże? runął ów Despotyzm".

      N A  G Ó R Ę

      Fortepian Szopena

      Do Antoniego C .............

      La musique est une chose étrange!
      Byron
      L`arte? ... c`est l`art - et puis, Voila tout
      Béranger

      I
      Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie
      Nie docieczonego wątku -- --
      -- Pełne, jak Mit,
      Blade, jak świt...
      -- Gdy życia koniec szepce do początku:
      "Nie stargam Cię ja -- nie! -- Ja, u-wydatnię!..."

      II
      Byłem u Ciebie w dni te, przedostatnie,
      Gdy podobniałeś -- co chwila, co chwila -
      Do upuszczonej przez Orfeja liry,
      W której się rzutu-moc z pieśnią przesila,
      I rozmawiają ze sobą struny cztéry,
      Trącając się
      Po dwie -- po dwie -
      I szemrząc z cicha:
      "Zacząłże on
      Uderzać w ton?...
      Czy taki Mistrz!... że gra... choć -- odpycha?..."

      III
      Byłem u Ciebie w te dni, Fryderyku!
      Którego ręka... dla swojej białości
      Alabastrowej -- i wzięcia -- i szyku -
      I chwiejnych dotknięć jak strusiowe pióro -
      Mięszała mi się w oczach z klawiaturą
      Z słoniowej kości...
      I byłeś jako owa postać, którą
      Z marmurów łona,
      Niźli je kuto,
      Odejma dłuto
      Geniuszu -- wiecznego Pigmaliona!

      IV
      A w tym, coś grał -- i co? zmówił ton -- i co? powié,
      Choć inaczej się echa ustroją,
      Niż gdy błogosławiłeś sam ręką Swoją
      Wszelkiemu akordowi --
      A w tym, coś grał: taka była prostota
      Doskonałości Peryklejskiej,
      Jakby starożytna która Cnota,
      W dom modrzewiowy wiejski
      Wchodząc, rzekła do siebie:
      "Odrodziłam się w niebie
      I stały mi się arfą -- wrota,
      Wstęgą -- ścieżka...
      Hostię -- przez blade widzę zboże...
      Emanuel już mieszka
      Na Taborze!"

      V
      I była w tym Polska, od zenitu
      Wszechdoskonałości dziejów
      Wzięta, tęczą zachwytu -- --
      Polska -- przemienionych kołodziejów!
      Taż sama, zgoła,
      Złoto-pszczoła!...
      (Poznał-ci-że bym ją -- na krańcach bytu!...)

      VI
      I -- oto -- pieśń skończyłeś -- -- i już więcéj
      Nie oglądam Cię -- -- jedno -- słyszę:
      Coś?... jakby spór dziecięcy -- --
      -- a to jeszcze kłócą się klawisze
      O niedośpiewaną chęć:
      I trącając się z cicha,
      Po ośm -- po pięć --
      Szemrzą: "Począłże grać? Czy nas odpychaŚ?..."

      VII
      O Ty! Co jesteś Miłości-profilem
      Któremu na imię Dopełnienie:
      Te -- co w Sztuce mianują stylem,
      Iż przenika pieśń, kształci kamienie...
      O! Ty -- co się w Dziejach zowiesz Erą,
      Gdzie zaś ani historii zenit jest,
      Zwiesz się razem: Duchem i Literą,
      I "Consummatum est"...
      O! Ty -- Doskonałe-wypełnienie,
      Jakikolwiek jest Twój, i gdzie?... Znak...
      Czy w Fidiasu? Dawidzie? Czy w Szopenie?
      Czy w Eschylesowej scenie?...
      Zawsze -- zemści się na tobie: BRAK!...
      -- Piętnem globu tego -- niedostatek:
      Dopełnienie?... go boli!...
      On -- rozpoczynać woli
      I woli wyrzucać wciąż przed się -- zadatek!
      -- Kłos?... gdy dojrzał jak złoty kometa,
      Ledwo że go wiew ruszy,
      Deszcz pszenicznych ziarn prószy,
      Sama go doskonałość rozmieta...

      VIII
      Oto -- patrz, Fryderyku!... to -- Warszawa:
      Pod rozpłomienioną gwiazdą
      Dziwnie jaskrawa -- --
      -- Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo:
      Owdzie -- patrycjalne domy stare
      Jak Pospolita-rzecz,
      Bruki placów głuche i szare,
      I Zygmuntowy w chmurze miecz.

      IX
      Patrz!... Z zaułków w zaułki
      Kaukaskie się konie rwą
      Jak przed burzą jaskółki,
      Wyśmigając przed pułki,
      Po sto -- po sto -- --
      -- Gmach zajął się ogniem, przygasł znów,
      Zapłonął znów -- -- i oto -- pod ścianę
      Widzę czoła ożałobionych wdów
      Kolbami pchane -- --
      I znów widzę, acz dymem oślepian,
      Jak przez ganku kolumny
      Sprzęt podobny do trumny
      Wydźwigają... runął... runął -- twój fortepian!

      X
      Ten!... co Polskę głosił, od zenitu
      Wszechdoskonałości Dziejów
      Wziętą, hymnem zachwytu -- --
      Polskę -- przemienionych kołodziejów;
      Ten sam -- runął -- na bruki z granitu!
      -- i oto: jak zacna myśl człowieka,
      Poterany jest gniewami ludzi,
      Lub jak -- od wieka
      Wieków -- wszystko, co zbudzi!
      I -- oto -- jak ciało Orfeja,
      Tysiąc Pasyj rozdziera go w części;
      A każda wyje: "Nie ja!...
      Nie ja" -- zębami chrzęści -- --
      Lecz Ty? -- lecz ja? -- uderzmy w sądne pienie,
      Nawołując: "Ciesz się, późny wnuku!...
      Jękły-- głuche kamienie:
      Ideał -- sięgnął bruku" -- --

      N A  G Ó R Ę

      Modlitwa

      Przez wszystko do mnie przemawiałeś Panie!
      Przez ciemność burzy, grom i przez świtanie;
      Przez przyjacielską dłoń w zapasach z światem,
      Pochwałą wreszcie ach! nie Twoim kwiatem...

      I przez tę rozkosz, którą urąganie
      Siódmego nieba tchnąć się zdaje latem
      I przez najsłodszy z darów Twych na ziemi,
      Przez czułe oko, gdy je łza ociemi;
      Przez całą dobroć Twą, w tym jednym oku,
      Jak całe niebo objaśnione w stoku!...

      Przez całą Ludzkość z jej starymi gmachy,
      Łukami, które o kolumnach trwają,
      A zapomniane w proch włamując dachy,
      Bujnymi z nowa liśćmi zakwitają.
      Przez wszystko!...

      Panie! ja nie miałem głosu
      Do odpowiedzi godnej i milczałem;
      Błogosławionym zazdrościłem stosu
      I do Boleści jak do matki drżałem
      I, jak z Bliźnięciem, zrosły wpół z Zapałem,
      Na cztery strony świata mając ramię,
      Gdy doskonałość Twą obejmowałem,
      To jedno słowo wyjąknąwszy: "kłamię"
      Do niemowlęctwa wracam...

      Jestem znamię!...
      Sam głosu nie mam Panie dałeś słowo,
      Lecz wypowiedzieć któż ustami zdoła?
      Przez Ciebie prochów stałem się Jehową,
      Twojego w piersiach mam i czczę anioła
      To rozwiąż jeszcze głos bo anioł woła.