CYPRIAN KAMIL NORWID
na pdst. Pisma wybrane, wyd. 2 zmienione 1980 |
Klaskaniem mając obrzękłe prawice, * Dlatego od was... O! laury, nie wziąłem * Po-obracanych w przeszłość nie pojętę - * Niewiast, zaklętych w umarłe formuły, * I nic... nie wziąłem od nich w serca wnętrze, - Czemu? dlaczego? w przesytu-Niedzielę * Piszę - ot! czasem... piszę na Babylon * Syn - minie pismo, lecz ty spomnisz, wnuku,
...Iusiurandum patri datum usque ad hanc-diem ita servavi... Annibal I Czemu, Cieniu, odjeżdżasz, ręce złamawszy na pancerz, Przy pochodniach, co skrami grają około twych kolan? - Miecz wawrzynem zielony i gromnic płakaniem dziś polan; Rwie się sokół i koń twój podrywa stopę jak tancerz. - Wieją, wieją proporce i zawiewają na siebie, Jak namioty ruchome wojsk koczujących po niebie. Trąby długie we łkaniu aż się zanoszą i znaki Pokłaniają się z góry opuszczonymi skrzydłami Jak włóczniami przebite smoki, jaszczury i ptaki... Jako wiele pomysłów, któreś dościgał włóczniami... II Idą panny żałobne: jedne, podnosząc ramiona Ze snopami wonnymi, które wiatr w górze rozrywa, Drugie, w konchy zbierając łzę, co się z twarzy odrywa, Inne, drogi szukając, choć przed wiekami zrobiona... Inne, tłukąc o ziemię wielkie gliniane naczynia, Czego klekot w pękaniu jeszcze smętności przyczynia. III Chłopcy biją w topory pobłękitniałe od nieba, W tarcze rude od świateł biją pachołki służebne; Przeogromna chorągiew, co się wśród dymów koleba, Włóczni ostrzem o łuki, rzekłbyś, oparta pod-niebne... IV Wchodzą w wąwóz i toną... Wychodzą w światło księżyca I czernieją na niebie, a blask ich zimny omusnął, I po ostrzach, jak gwiazda spaść nie mogąca, przeświéca, Chorał ucichł był nagle i znów jak fala wyplusnął... V Dalej - dalej - aż kiedyś stoczyć się przyjdzie do grobu I czeluście zobaczym czarne, co czyha za drogą, Które aby przesadzić, Ludzkość nie znajdzie sposobu, Włócznią twego rumaka zeprzem jak starą ostrogą... VI I powleczem korowód, smęcąc ujęte snem grody, W bramy bijąc urnami, gwizdając w szczerby toporów, Aż się mury Jerycha porozwalają jak kłody, Serca zmdlałe ocucą - pleśń z oczu zgarną narody... Dalej - dalej - - [Wiersz z 1851 r., w pierwszą rocznice śmierci gen. Józefa Bema]
1 Pod latyńskich żagli cieniem, Myśli moja, płyń z aniołem, Płyń, jak kiedyś ja płynąłem: Za wspomnieniem - płyń spomnieniem... 2 Dookoła morze - morze - Jak błękitu strop bez końca: O! przejasne - pełne słońca. Łodzi! wioseł!... Szczęść ci, Boże... 3 Płyń - a nie wróć-że mi z żalem Od tych laurów tam różowych, Gdzie Tass śpiewał Jeruzalem, I od moich dni-laurowych... 4 O! po skarby cię wysłałem: Cóż! gdy wrócisz mi z tęsknotą - Wiem to, ale proszę o to - Niech zapłaczę, że płakałem... 5 Pod latyńskich żagli cieniem, Myśli moja, płyń z aniołem, Płyń, jak kiedyś ja płynąłem: Za wspomnieniem - płyń wspomnieniem... [Wiersz z przełomu roku 1845/46]
1 Czemu mi smutno i czemu najsmutniej, Mamże ci śpiewać ja - czy świat i czas?... Och! bo mi widnym strój tej wielkiej lutni, W którą wplatany duch każdego z nas. 2 I wiem, ze każda radość tu ma drugę, Poniżej siebie, przeciw-rada łzę, I wiem, ze każdy byt ma swego sługę, I wiem, ze nieraz, błogosławiąc, klnę. 3 Czemu mi smutno? - bo nierad bym smucić, Ani przed sobą kłamstwa rzucać cień, By skryć, jak czego nie można odrzucić, By uczcić, czego trudno wyciąć w pień. 4 Więc to mi smutno - aż do kości smutno, I to - że nie wiem, czy ten ludzi stek Ma już tak zostać, komedią okrutną, I spać, i nucić, śpiąc: "To-taki wiek!" 5 Więc to mi smutno, i tak coraz gorzej, Aż od-człowiecza się i pierś, i byt I nie wiem, czy już w akord się ułoży, I nie wiem, czy już kiedy będę syt!... 6 I nie wiem - czy już będę mógł nie wiedzieć, Że coraz żywot mniej uczony tu - Że coraz łatwiej przychodzi powiedzieć, Ze snu się budząc: "Wróćmyż znów do snu!"
I Nad Kapuletich i Montekich domem, Spłukane deszczem, poruszone gromem, Łagodne oko błękitu. II Patrzy na gruzy nieprzyjaznych grodów, Na rozwalone bramy do ogrodów -- I gwiazdę zrzuca ze szczytu; III Cyprysy mówią, że to dla Julietty, Że dla Romea -- ta łza znad planety Spada... I groby przecieka; IV A ludzie mówią, i mówią uczenie, Że to nie łzy są, ale że kamienie, I -- że nikt na nie... nie czeka!
I. Nie tylko, pierw się najadłszy mandragor, Że byłem, tomów dwunastu na dowód III. Wolę gdzieś jechać, w pilnym interesie, IV. Być tam i owdzie, wonczas, dziś i potem, V. Lecz pytasz, co tak wielce trudzi VI. Tam uczuć nie ma, tylko ich sprężyny, VII. Tam celów nie ma, lecz same rutyny VIII. Nieokreślone pierwej cyfrą stałą, IX. Rzekłbyś, w tytańskim z wiecznością zapasie, X. Jakby wcielonej ciągle puls ironii XI. A ten systemat sprężyn bez ich celu, XII. Raz wraz porywa spazmem za wnętrzności, XIII. Wtedy to próba jest, wtedy jest waga, XIV. I ileś zwał się tym lub owym w czasie, XV. Coraz to z ciebie, jako z drzazgi smolnéj, XVI. Czy popiół tylko zostanie i zamęt, XVII. Lecz prawić o tem i prawić na dowód, XVIII. Wolę wsiąść na koń z jakim drabem, który, Na dwukrańcowe wolę ruszyć szlaki
Źle, źle zawsze i wszędzie, Ta nic czarna się przędzie: Ona za mną, przede mną i przy mnie, Ona w każdym oddechu, Ona w każdym uśmiechu, Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie... Nie rozerwę, bo silna, Może święta, choć mylna, Może nie chcę rozerwać tej wstążki; Ale wszędzie - O! wszędzie - Gdzie ja będę, ta będzie: Tu - w otwarte zakłada się książki, Tam u kwiatów zawiązką, Ówdzie stoczy się wąsko, By jesienne na łąkach przędziwo, I rozmdleje stopniowo, By ujednić na nowo, I na nowo się zrośnie ogniwo. Lecz, nie kwiląc jak dziecię, Raz wywalczę się przecie. Niech mi puchar podadzą i wieniec!... I włożyłem na czoło, I wypiłem, - a wkoło Jeden mówi drugiemu: "Szaleniec!!" Wiec do serca o rade Dłoń podniosłem i kładę, Alić nagle zastygnie prawica: Głośno śmieli się oni, Jam pozostał bez dłoni, Dłoń mi czarna obwiła pętlica. Źle, źle zawsze i wszędzie, Ta nic czarna się przedzie: Ona za mną, przede mną i przy mnie, Ona w każdym oddechu, Ona w każdym uśmiechu, Ona we łzie, w modlitwie i w hymnie.. Lecz nie kwiląc jak dziecię, Raz wywalczę się przecie; Złotostrunna, nie opuść mię, lutni! Czarnoleskiej ja rzeczy Chcę - ta serce uleczy! I zagrałem... ... I jeszcze mi smutniej. Pisałem we Florencji 1844 r. Moja piosnka [II] Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba Podnoszą z ziemi przez uszanowanie DladarówNieba.... Tęskno mi, Panie... Do kraju tego, gdzie winą jest dużą Popsować gniazdo na gruszy bocianie, Bo wszystkim służą... Tęskno mi, Panie... Do kraju tego, gdzie pierwsze ukłony Są, jak odwieczne Chrystusa wyznanie, "Bądź pochwalony!" Tęskno mi, Panie... Tęskno mi jeszcze i do rzeczy innej, Której już nie wiem, gdzie leży mieszkanie, Równie niewinnej... Tęskno mi, Panie... Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia, Do tych, co mają tak za tak - nie za nie, Bez światło-cienia... Tęskno mi, Panie... Tęskno mi owdzie, gdzie któż o mnie stoi? I tak być musi, choć się tak nie stanie Przyjaźni mojej... Tęskno mi, Panie... [Wiersz z 1854 r.] fragmencik Bo nie jest światło, by pod korcem stało,
Na śliskim bruku w Londynie, W mgle, podksiężycowej, białej, Niejedna postać cię minie, Lecz ty ja wspomnisz, struchlały. Czoło ma w cierniu, czy w brudzie?- Rozeznać tego nie można, Poszepty z niebem o cudzie W wargach... czy? piana bezbożna!... Rzekłbyś, ze to Biblii księga Zataczająca się w błocie, Po którą nikt już nie sięga, Iz nie czas myśleć o cnocie!... Rozpacz i pieniądz - dwa słowa - Łyskają bielmem jej źrenic. Skąd idzie?... - sobie to chowa. Gdzie idzie?... - zapewne, gdzie nic! Takiej to podobna jędzy Ludzkość, co płacze gdzieś i drwi; - Jak historia?... - wie tylko: "krwi!..." Jak społeczność?... - tylko "pieniędzy!..."
Daj mi wstążkę błękitną - oddam ci ja Bez opóźnienia... Albo - daj mi cień twój z giętka twą szyją: - Nie! nie chce cienia. Cień - zmieni się, gdy ku mnie skiniesz ręka, Bo - on nie kłamie! Nic - od ciebie nie chcę, śliczna panienko, Usuwam ramię... Bywałem ja - od Boga nagrodzonym, Rzeczą - mniej wielką: Spadłym listkiem, do szyby przyklejonym, Deszczu kropelką...
Nad stanami jest i stanów-stan, Jako wieża nad płaskie domy Stercząca, w chmury... Wy myślicie, że i ja nie Pan, Dlatego że dom mój ruchomy Z wielbłądziej skory... Przecież ja - aż w nieba łonie trwam, Gdy ono duszę mą porywa, Jak piramidę! Przecież i ja - ziemi tyle mam, Ile jej stopa ma pokrywa, Dopokąd idę!...
Jak dziki zwierz przyszło Nieszczęście do człowieka I zatopiło wen fatalne oczy... - Czeka - Czy, człowiek zboczy? Lecz on odejrzał mu, jak gdy artysta Mierzy swojego kształt modelu; I spostrzegło, że on patrzy - Co? korzysta Na swym nieprzyjacielu: I zachwiała się całej postaci waga - i nie ma go!
Ty mnie do pieśni pokornej nie wołaj, Bo ta już we mnie bez głosu; A jeśli milczę, nie przeto mnie połaj, Kwiatów Ty nie chciej od kłosu. Bo ja z przeklętych jestem tego świata, Ja bywam dumny i hardy, A miłość moja, bracie, dwuskrzydlata: Od uwielbienia do wzgardy. [Szkoda, mój bracie, na wiatr ducha wywiać I krew wypluwać tęsknotą, Żeby siedzących w cyrku uszczęśliwiać - Więc mów, że milczę tak oto.] Gdy w głębie serca purpurę okrutną Wyrabia prządka cierpienia, Smutni - lecz smutni, że aż Bogu smutno - Królewskie mają milczenia. [wiersz z 1855 r., skierowany do T. Lenartowicza]
Jeżeli kiedy płatne serca dzwonów Leniwo zadrżą, echo porwie jęki I do wesołych rzuci je salonów - Ty westchnij! - smutek uzalotnia wdzięki... A jeśli karta będzie pogrzebowa Po rogach ulic czernić się nazwiskiem - Ty odwróć oczy, wraz podąży nowa Oczekiwanym ciesząc widowiskiem... A jeśli w cmentarz się zapuścisz głuchy, Ku ziemi czoło chyląc zamyślone, I zerwiesz listek - niźli będzie suchy, Pamiętaj, proszę, przegrać gowzielone. Kto wygra, [niech ci] te powtórzy słowa, Dla jakich miałem nieprzyjaciół wielu: "Nie szukaj świata, kochaj, i... bądź zdrowa... A za umarłych módl się - po weselu". Pisałem we Florencji 1844 r.
1. 2. 3.
Ubi depuit orbis... 1 Za drugą, trzecią skonów metą Gladiator rękę podniósł swą, "To - nie to, krzycząc, SIŁA, nie to, To nie to MĄDROŚĆ, co dziś zwą... Sam Jowisz mi nie groźny więcej, Minerwa sama z siebie drwi: Wam - widzów dwakroć sto tysięcy - Co dzień już trzeba łez i krwi... Przyszliście drżąc i wątpiąc razem, Gdzie dusza wietrzyć i gdzie moc?... A my wam - księgą i obrazem, A głos nasz ku wam - pocisk z proc. - Przyszliście drżąc i wątpiąc razem, Cała już światłość wasza - NOC!" 2 Za drugą, trzecią skonów metą Gladiator rękę podniósł swą: "To - nie to, krzycząc, MIŁOŚĆ, nie to, To nie to PRZYJAŹŃ, co dziś zwą... Z Kastorem Polluks, druhy dawne, W całusach sobie wierność klną; A Wenus włosy ma przyprawne, Rumieńce z potem w maść jej lgną... - Siedliście, głazy, w głazów kole Aż mchu porośnie na was sierć: I duszą waszą - nasze-bole, I ciałem waszym - naszych-ćwierć; - Siedliście, głazy, w głazów kole, Całe już życie wasze: śmierć!" Pisałem 1857
Grecjo piękna!... twe dziwiąc ramiona z marmuru I - serce... Pytam: co się też stało z Homerem, Który cię uczył śpiewać z gwiazdami do chóru? Gdzie jego grób? lub chata? - mów! - chociażby szmerem Fal egejskich, bijących w heksametr o skałę - Rytmem klasku ich rzeknij - zapisz w piany białe! Wdzięczna Grecjo! - a co się izFidiasemstało, Który cię uczył kibić wyginać dostojnie I stąpać jako bogi, duchem czując ciało? - Czy on w wiezieniu przepadł? Milcjad czy na wojnie? Temistokles, Tucyd, Cymon... czyż skazani?! Grecjo!- a co się z słodkim Arystydem stało, Ktory-ć przebaczać uczył, cierpiąc jak wygnani? A stary Focjon, bitwę co wygrywa z chwałą, Nim mu podawasz trucizn... A Sokrat??... ...Och! Pani Blekitno-oka, z równym profilem Minerwy... - Stąd to zwaliska twoje są, jak ty, nadobne: Wita się je z radością!... A żegna z tęsknotą, Rosami operlone rwąc fijołki drobne, Jedyne, co łzawieją tam... I rosną po to.
Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie, Ze ci ze złota statuę lud niesie, Otruwszy pierwej?... Coś ty Italii zrobił, Alighieri, Ze ci dwa groby stawi lud nieszczery, Wygnawszy pierwej?... Coś ty Kolumbie, zrobił Europie, Ze ci trzy groby we trzech miejscach kopie, Okuwszy pierwej?... Coś ty uczynił swoim, Camoensie Ze po raz drugi grób twój grabarz trzęsie, Zgładziwszy pierwej?... Coś ty, Kościuszko, zawinił na świecie, Ze dwa cię głazy we dwu stronach gniecie, Bez miejsca pierwej?... Coś ty uczynił światu, Napolionie, Ze cię w dwa groby zamknięto po zgonie, Zamknąwszy pierwej?... Coś ty uczynił ludziom, Mickiewiczu? Wiec mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie, Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu? Bo grób twój jeszcze odemkną powtórnie, Inaczej będą głosić twe zasługi I łez wylanych dziś będą się wstydzić, A lać ci będą łzy potęgi drugiej Ci, co człowiekiem nie mogli Cię widzieć... Każdego z takich jak Ty świat nie może Od razu przyjąć na spokojne loże, I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem, Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy. Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem Później... lub pierwej...
Kiedym spróbował prawa na planecie I wagi zmierzchu, co się zowie jawem, Widziałem dobrze, bo wzrokiem nadłzawym, Ze tyś mię jeden nie opuścił w świecie - Niechże cię miłość Boża za to czeka, Nie, żeś pamiętał mnie, lecz że - człowieka! Z pokładu Marguerity Cokolwiek słońca w żaglach się prześwieca, Omuska maszty lub na fale spryska: Mgły nikną niby zasłona kobieca, Obłoki widać za nią jak zwaliska! "Czemu zwaliska? i czemu zasłona? Czemu niewieścia?..." - krytyk niech już pyta, I niech oskarżą muzę, ze zmącona W harmonii pojęć swoich ta kobieta - Ja - nie wiem... Widzę i rzecz kreślę smutno, Jakbym był jednym z ciągnących żurawi, Co cień swój wiodą przez masztowe płótno, Nie myśląc, czy stąd obraz się zostawi!... Ja nie wiem... końca, nigdy nie wiem może, lecz... (tu mi przerwał sternik) ... szczęść wam, Boże...
Nie bluźń, żem zranił Cię, lub jeszcze ranie, Bom Ci ustąpił na mil sześć tysięcy; I pochowałem łzy me w Oceanie, Na pereł więcej!... I nie myśl, jak cię nauczyli w świecie Świątecznych uczuć świąteczni czciciele - I nie mów, ziemskie iż są marne cele - Lecz żyj - raz - przecie!... I myśl - gdy nawet o mnie mówić zaczną, Ze grób to tylko, co umarłe chowa - A mów... Ze gwiazda ma była rozpaczna, I - bywaj zdrowa...
Jak niewiele jest ludzi i jak nie ma prawie Pragnących się objawić!... Przychodzą przechodzą Odpychają się, tańcząc ze sobą lub w zabawie Poufnej, kłamią płynnie, serdecznie się zwodzą: Ni współcześni, ni bliscy, ani sobie znani, Ręce imając, śliniąc się szczelnym uściskiem. Głębia pomiędzy nimi wre i oceani, A na jej pianach oni; bliscy czym?... nazwiskiem! Świat zaś mówi: "To - swoi, to kółko domowe, To nasi!" szczerzej Niebo łączy lazurowe Tysiąc ludów, co rżną się przez wieki, bo szczerzej Z każdego aby jeden w spólne Niebo wierzy, Oni zaś tańczą, łonem zbliżeni do łona, Polarnie nieświadomi siebie i osobni; Dość, że nad nimi jedna lampa zapalona I moda jedna wszystkich wzajemnie podobni. "To nasi!" Mapę-życia gdyby kto z wysoka Kreślił jak mapę globu?... góry i pustynie Przeniosłyby się w jedno krótkie mgnienie oka, Ocean by zaś przepadł, gdzie łza drobna płynie!
Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala Czy ten , co mówić o tym nie pozwala? Czy ten żył za mnie, co nie zna mej winy, Czy ów, co nawet zna owej przyczyny? Jaka roznieca miedzy oskarżeniem, Zniesieniem, klątwa, albo przewinieniem? - I jak te rzeczy do siebie się maja, I czy sądzący, ucząc się jej, zna ja? I czy sumienie może jąć się za nic, Bezorganicznym będąc, bo bez granic, Czymś, co jak magnes odpycha lub styka?... A cnoty treść - co? - galwanoplastyka?... A jaw co wtedy będzie - a praktyka Czym?... tu - odpowiedz - w pukaniu stolika!!
"Cóż nowego?" - Despotyzm runął!... Wraz opowiem. Oto depesza..." "... Jakże, pan cieszy się zdrowiem - Niech pan siądzie! - depesza?... mówi?... - spocząć proszę. Ktoś nadchodzi!- to Baron - jakże? cenne zdrowie. Niech siądzie! - cóż? nowego nam Baron opowie..." "Depesza ta - co? mówi... może pomarańczę?... Lub może wody z cukrem?" - "Upadły szarańcze W Grecji - na Cyprze brzeg się w otchłanie usunął! - W Cyruliku sewilskim występuje Pitta - - Pomarańcza, jak widzę, z Mtitley - wyśmienita!" "Może drugą?..." "... I jakże - despotyzm ów runął?" Lecz - właśnie anonsują ex-szambelanowę Z synem przybranym - "Cóż pan mówisz na nepotyzm? Chłopiec starszy od matki o rok i o głowę... Właśnie nadchodzą... ... jakże? runął ów Despotyzm".
Do Antoniego C ............. La musique est une chose étrange! Byron L`arte? ... c`est l`art - et puis, Voila tout Béranger I Byłem u Ciebie w te dni przedostatnie Nie docieczonego wątku -- -- -- Pełne, jak Mit, Blade, jak świt... -- Gdy życia koniec szepce do początku: "Nie stargam Cię ja -- nie! -- Ja, u-wydatnię!..." II Byłem u Ciebie w dni te, przedostatnie, Gdy podobniałeś -- co chwila, co chwila - Do upuszczonej przez Orfeja liry, W której się rzutu-moc z pieśnią przesila, I rozmawiają ze sobą struny cztéry, Trącając się Po dwie -- po dwie - I szemrząc z cicha: "Zacząłże on Uderzać w ton?... Czy taki Mistrz!... że gra... choć -- odpycha?..." III Byłem u Ciebie w te dni, Fryderyku! Którego ręka... dla swojej białości Alabastrowej -- i wzięcia -- i szyku - I chwiejnych dotknięć jak strusiowe pióro - Mięszała mi się w oczach z klawiaturą Z słoniowej kości... I byłeś jako owa postać, którą Z marmurów łona, Niźli je kuto, Odejma dłuto Geniuszu -- wiecznego Pigmaliona! IV A w tym, coś grał -- i co? zmówił ton -- i co? powié, Choć inaczej się echa ustroją, Niż gdy błogosławiłeś sam ręką Swoją Wszelkiemu akordowi -- A w tym, coś grał: taka była prostota Doskonałości Peryklejskiej, Jakby starożytna która Cnota, W dom modrzewiowy wiejski Wchodząc, rzekła do siebie: "Odrodziłam się w niebie I stały mi się arfą -- wrota, Wstęgą -- ścieżka... Hostię -- przez blade widzę zboże... Emanuel już mieszka Na Taborze!" V I była w tym Polska, od zenitu Wszechdoskonałości dziejów Wzięta, tęczą zachwytu -- -- Polska -- przemienionych kołodziejów! Taż sama, zgoła, Złoto-pszczoła!... (Poznał-ci-że bym ją -- na krańcach bytu!...) VI I -- oto -- pieśń skończyłeś -- -- i już więcéj Nie oglądam Cię -- -- jedno -- słyszę: Coś?... jakby spór dziecięcy -- -- -- a to jeszcze kłócą się klawisze O niedośpiewaną chęć: I trącając się z cicha, Po ośm -- po pięć -- Szemrzą: "Począłże grać? Czy nas odpychaŚ?..." VII O Ty! Co jesteś Miłości-profilem Któremu na imię Dopełnienie: Te -- co w Sztuce mianują stylem, Iż przenika pieśń, kształci kamienie... O! Ty -- co się w Dziejach zowiesz Erą, Gdzie zaś ani historii zenit jest, Zwiesz się razem: Duchem i Literą, I "Consummatum est"... O! Ty -- Doskonałe-wypełnienie, Jakikolwiek jest Twój, i gdzie?... Znak... Czy w Fidiasu? Dawidzie? Czy w Szopenie? Czy w Eschylesowej scenie?... Zawsze -- zemści się na tobie: BRAK!... -- Piętnem globu tego -- niedostatek: Dopełnienie?... go boli!... On -- rozpoczynać woli I woli wyrzucać wciąż przed się -- zadatek! -- Kłos?... gdy dojrzał jak złoty kometa, Ledwo że go wiew ruszy, Deszcz pszenicznych ziarn prószy, Sama go doskonałość rozmieta... VIII Oto -- patrz, Fryderyku!... to -- Warszawa: Pod rozpłomienioną gwiazdą Dziwnie jaskrawa -- -- -- Patrz, organy u Fary; patrz! Twoje gniazdo: Owdzie -- patrycjalne domy stare Jak Pospolita-rzecz, Bruki placów głuche i szare, I Zygmuntowy w chmurze miecz. IX Patrz!... Z zaułków w zaułki Kaukaskie się konie rwą Jak przed burzą jaskółki, Wyśmigając przed pułki, Po sto -- po sto -- -- -- Gmach zajął się ogniem, przygasł znów, Zapłonął znów -- -- i oto -- pod ścianę Widzę czoła ożałobionych wdów Kolbami pchane -- -- I znów widzę, acz dymem oślepian, Jak przez ganku kolumny Sprzęt podobny do trumny Wydźwigają... runął... runął -- twój fortepian! X Ten!... co Polskę głosił, od zenitu Wszechdoskonałości Dziejów Wziętą, hymnem zachwytu -- -- Polskę -- przemienionych kołodziejów; Ten sam -- runął -- na bruki z granitu! -- i oto: jak zacna myśl człowieka, Poterany jest gniewami ludzi, Lub jak -- od wieka Wieków -- wszystko, co zbudzi! I -- oto -- jak ciało Orfeja, Tysiąc Pasyj rozdziera go w części; A każda wyje: "Nie ja!... Nie ja" -- zębami chrzęści -- -- Lecz Ty? -- lecz ja? -- uderzmy w sądne pienie, Nawołując: "Ciesz się, późny wnuku!... Jękły-- głuche kamienie: Ideał -- sięgnął bruku" -- --
Przez wszystko do mnie przemawiałeś Panie! Przez ciemność burzy, grom i przez świtanie; Przez przyjacielską dłoń w zapasach z światem, Pochwałą wreszcie ach! nie Twoim kwiatem... I przez tę rozkosz, którą urąganie Siódmego nieba tchnąć się zdaje latem I przez najsłodszy z darów Twych na ziemi, Przez czułe oko, gdy je łza ociemi; Przez całą dobroć Twą, w tym jednym oku, Jak całe niebo objaśnione w stoku!... Przez całą Ludzkość z jej starymi gmachy, Łukami, które o kolumnach trwają, A zapomniane w proch włamując dachy, Bujnymi z nowa liśćmi zakwitają. Przez wszystko!... Panie! ja nie miałem głosu Do odpowiedzi godnej i milczałem; Błogosławionym zazdrościłem stosu I do Boleści jak do matki drżałem I, jak z Bliźnięciem, zrosły wpół z Zapałem, Na cztery strony świata mając ramię, Gdy doskonałość Twą obejmowałem, To jedno słowo wyjąknąwszy: "kłamię" Do niemowlęctwa wracam... Jestem znamię!... Sam głosu nie mam Panie dałeś słowo, Lecz wypowiedzieć któż ustami zdoła? Przez Ciebie prochów stałem się Jehową, Twojego w piersiach mam i czczę anioła To rozwiąż jeszcze głos bo anioł woła. |
|
|