Krystyna Siesicka
Kadisz za kanarka
(fragment powieści Chwileczkę, Walerio...)

Waleria wpatrywała się w Natana, jak w egzotyczne stworzenie.
- Oprócz stukania w nie malowane drzewo i w konieczność posiadania czarnego kota, w co jeszcze pan wierzy? - spytała zaczepnie.
- Nie jestem przesądny aż tak idiotycznie, jak myślisz. Tylko trochę, tak na wszelki wypadek.
Drwiący uśmieszek pojawił się na twarzy Natana. Już dobrze, co miało być odstukane, zostało odstukane, teraz można spokojnie pośmiać się z samego siebie.
- Czy może mi pan opowiedzieć więcej o swoich przesądach? -prosiła Waleria.
Zastanowił się. Waleria siedziała z przechyloną głową, jeden kucyk wyżej, drugi niżej, zaciekawienie w oczach. Natan przypatrywał się jej uważnie.
- No więc... - zaczął trochę niepewnie. - Moja mama była odrobinę przesądna. Pamiętam, że kiedy wymienialiśmy mieszkanie i poszliśmy zobaczyć nowe, moja matka stanęła w środkowym pokoju i zaczęła się rozglądać, w końcu zapytała mojego ojca: "Dawidzie, w której stronie leży Jerozolima?"
Natan przymrużył oczy, wiedziałam, że przywołuje z pamięci ten obraz, który teraz stara się opisać Walerii.
- "Nie mam pojęcia, Fenko, ptaszynko!", powiedział mój ojciec, bo zawsze do niej tak czule mówił. "Nie mam pojęcia, ale myślę, że w dzisiejszych czasach Jerozolima jest tam!" Wyciągnął rękę i okręcił się dokoła.
- l co?
- Nic. Mama nachyliła się nade mną i powiedziała cichutko, tak, żeby nikt nie słyszał: "Drzwi i okna domu muszą się otwierać na tę stronę, w której leży Jerozolima, zapamiętaj, Natanie". Wtedy wydawało mi się to nie bardzo rozsądne, jednak teraz, gdziekolwiek jestem i jakkolwiek otwierają się drzwi i okna domu, ja wiem, gdzie leży Jerozolima...
Waleria patrzyła na niego bez słowa, wiedziałam: już zrozumiała. Była tam z nim, z małym żydowskim chłopcem Natanem, nad którym pochylała się Fenka. A Ty, kochanie, jesteś tam? Bądź, tak cię proszę, bądź, to tylko chwila.
- Najpierw trzeba wkładać prawy but, tak twierdziła mama. Nie można go jednak sznurować, dopóki nie włoży się i nie zasznuruje lewego. Nie śmiej się, Walerio, sprawa jest poważna! Nigdy tego nie robię, ale często o tym myślę, kiedy wkładam buty, bardzo to jest męczące w gruncie rzeczy. Mama zresztą nie wymagała ode mnie nigdy, żebym najpierw wkładał prawy but, ale często powtarzała mi tę kolejność, może chciała, żebym zapamiętał? No i zapamiętałem, najpierw trzeba wkładać prawy but...
Waleria wsunęła do buzi paznokieć, ściskała go zębami. Przyglądała się Natanowi nieruchomym spojrzeniem.
- Czy były tam jakieś zwierzęta? - zapytała cichutko. Natan spojrzał na mnie pytająco, ale ja nie drgnęłam nawet, teraz już sam musiał podejmować decyzję.
- Moja siostra i ja nigdy nie mieliśmy ani psa, ani kota, chociaż Chana bardzo chciała. Kiedyś przyplątał się mały kociak, ale wiecznie wskakiwał na stół, mama nie lubiła tego, mówiła: "psik! psik!" i spędzała go na podłogę. Za to mieliśmy kanarka.
- Kanarka... - powtórzyła Waleria.
- Mieszkał w klatce, żółty jak cytryna. Jadał specjalny pokarm dla ptaków, takie drobne, brązowe ziarenka. Był do nich przyzwyczajony, potem nie chciał niczego innego, a ziarenek już nie było. Wreszcie Fenka, moja mama, powiedziała, że trzeba go wypuścić. "Może uda mu się przelecieć przez mur? Przecież nie ma na czole napisane, że jest żydowskim kanarkiem?", mówiła. Chana płakała, była taka malutka, niczego nie rozumiała, ale kiedy mama otworzyła klatkę, Chana krzyknęła: "On zginie! Zabiją go inne ptaki!" i mama zawahała się, a następnego dnia było już za późno. Wieczorem Chana poprosiła ojca: "Tatusiu, odmów kadisz, nasz kanarek umarł". Moja ciotka oburzyła się: "Coś ty, Chana, kadisz za kanarka?" a moja mama powiedziała: "Dlaczego nie?" Ojciec pogłaskał Chanę po głowie: "Dobrze, córeczko, odmówię kadisz za niego".
Waleria płakała. Odprowadziłyśmy Natana do samochodu. Zapiął już pas, kiedy wsunęła głowę przez otwarte okienko.
- Czy mogę panu życzyć dobrej drogi? - zapytała przezornie. Widziałam, że Natan opuścił głowę jak pod ciosem. Fatalnie, pomyślałam.
- Oczywiście, Walerio, możesz.
- Dobrej drogi.
- Dziękuję.
Później, kiedy odjechał, spojrzała na mnie.
- Widziałam, że ma przy desce rozdzielczej obrazek ze świętym Krzysztofem - powiedziała ze zdumieniem.
- To patron tych, którzy w drodze.
- Katolicki.
- Natanowi uratowali życie Ojcowie Paulini. I tak mu to zostało...
- Tylko jego uratowali?
- Tylko.
- Chany nie?
- Nie.
- Chodzi do kościoła? Możesz mi powiedzieć?
- Chodzi.
Pokręciła głową.
- Ile to spraw musi się zmieścić w jednym człowieku, i wszystkie trzeba pogodzić ze sobą. Czy sądzisz, że ja to w ogóle kiedyś zrozumiem?
- Przecież dziś zrozumiałaś, Walerio.


1. Co to jest kadisz? Jeśli nie będziesz umiał odpowiedzieć na podstawie tekstu, sprawdź w encyklopedii.

2. Kim jest Natan? Kim była Chana? O jakim murze jest mowa - dokąd ma odlecieć kanarek?

3. Co znaczy słowo: antysemityzm? Czy zetknąłeś się z przejawami antysemityzmu?

4. Jaką twoją reakcję emocjonalną wywołał ten tekst? Postaraj się odpowiedzieć szczerze i spokojnie.

5. Dlaczego rodzice Chany nie mieli nic przeciwko odmówieniu modlitwy za kanarka?

6. Jak rozumiesz zdanie, które mówi Waleria: Ile to spraw musi się zmieścić w jednym człowieku, i to wszystko trzeba pogodzić ze sobą?

7. Wyjaśnij, co udało się Walerii zrozumieć po spotkaniu z Natanem?

8. Zaznacz w tekście wszystkie przesądy, o jakich mówi Natan. Skąd się one wzięły? z jakiego okresu jego życia?

9. Dlaczego życzenie dobrej drogi sprawiło Natanowi ból?

10. Czy i ty masz jakieś rytuały - przesądy, które przyswoiłeś sobie w dzieciństwie i są dla ciebie bardzo ważne?

Podręcznik 6 klasy

Język polski w szkole

Kanon literatury dla dzieci

Strona główna