Janusz Uhma
Herszt cudownej czwórki


Stanisław Wyspiański - malarz, dramaturg, scenograf, artysta teatru - tak wspominał swoje dzieciństwo:
U stóp Wawelu miał ojciec pracownię,
wielkš izbę białš wysklepionš,
żyjšcš figur zmarłych wielkim tłumem;
tam chłopiec mały chodziłem, co czułem,
to póŸniej w kształty mej sztuki zakułem.
Uczuciem wtedy tylko, nie rozumem
obejmowałem zarys glinš ulepionš
wyrastajšcy przede mnš w olbrzymy:
w drzewie lipowym rzezane posšgi.
Ojciec, rzeŸbiarz-nieudacznik, topišcy swe rozczarowania w alkoholu, niewiele zajmował się synem. Matka zmarła młodo, więc małego Stasia wychowywała ciotka. Ona zadbała o jego wychowanie i wykształcenie. Posłała go do najlepszego w Krakowie gimnazjum Œwiętej Anny.
Już w szkole otaczała Stasia aura artysty. Jak wspomina jeden z jego kolegów:
Wyspiański często "zapominał" o ćwiczeniach domowych z matematyki i wtedy zwracał się do mnie, by mu dać odpisać. Chętnie to robiłem, ale nie za darmo. Podsuwałem Wyspiańskiemu kartkę papieru, a on na niej robił różne szkice i rysunki, nieraz zapominajšc o obecnoœci profesora w klasie.
Najbliższym przyjacielem Stanisława był zresztš inny przyszły malarz, Józef Mehoffer. We dwóch rysowali karykatury profesorów, portrety rycerzy i królów, wspólnie kopiowali dzieła Matejki, zgodnie też drwili z artystycznych prób innych kolegów.
W kpinach celował Wyspiański często darš cudze rysunki i rzucał je do kosza, wołajšc: "Niech to ciemnoœci zakryjš!", a potem otrzepywał ręce.
W ogóle był bardzo wybredny w doborze znajomoœci. Oprócz Mehoffera kolegował się jeszcze ze Stanisławem Estreicherem (w przyszłoœci wielki naukowiec) i Henrykiem Opieńskim (kompozytor).
Trzeba przyznać, że rzadko w historii szkolnictwa, chyba nawet œwiatowego, uda się zebrać takš czwórkę geniuszy w jednej klasie.
Choć najlepiej uczył się Estreicher, hersztem paczki został Wyspiański. Wyróżniała go nie tylko najwyższa ocena z gimnastyki i rysunków raczej głębokie przekonanie o własnej genialnoœci. Ta pewnoœć wyrażała się nawet w figlach, do których prowokował kolegów.
Pewnego dnia mieszkańców Krakowa ogromnie zdziwił głos słynnego dzwonu Zygmunta, bijšcego w zupełnie niespodziewanym momencie. Kto i po co rozkołysał dzwon, możemy dowiedzieć się ze wspomnień Estreichera:
Wyszliœmy na wieżę.Wyspiański wpadł na pomysł, który bardzo nam się spodobał:
- Słuchajcie, chłopcy powiedział to przywilej królewski dzwonić w Zygmunta. Musimy jego głos usłyszeć. Zadzwonimy sami dla siebie...
Uwiesiliœmy się po dwóch i nie bez trudu rozkołysaliœmy dzwon. Kiedy pierwszy raz uderzył, puœciłem sznur, ale Wyspiański krzyknšł: "cišgnij, cišgnij" i znowu pocišgnšłem, i znowu dzwon uderzył raz, drugi, trzeci... Nie mieliœmy doœć sił, aby go rozkołysać jak należy. To wielki ciężar.
Nie mieliœmy także czasu, bo nagle wpadli na wieżę koœcielni.
Krzyczeli na nas, a głównie na Wyspiańskiego, bo pokazało się, że on już raz próbował dzwonić w Zygmunta, ale był wtedy sam i nie mógł dzwonu poruszyć. Spędzili nas na dół, do zakrystii...
Biskup krakowski, usłyszawszy dzwon, czym prędzej poszedł do katedry i spotkał nas prowadzonych przez koœcielnych. Wyjaœnili mu psotę. Skarżyli się na Wyspiańskiego.
Biskup zapytał go:
- Czemuż to, kochanku, namówiłeœ kolegów, żeby dzwonili?
- Bo chciałem, żeby Zygmunt zadzwonił dla nas.
Rozeœmiał się dobry biskup i powiedział:
- A czy wiesz, że na to trzeba być znakomitym mężem?
Mały Wyspiański œwietnie o tym wiedział. Był jednak przekonany, że jemu i jego kolegom przywilej ten się należy. Jak pokazała przyszłoœć nie pomylił się.

1. Przypomnij sobie z 4 klasy opowieœć o innym wielkim malarzu. Co go łšczyło, a co dzieliło z Wyspiańskim?

2. SprawdŸ, czy w encyklopedii znajdujš się nazwiska przyjaciół Stasia. Jeœli tak, powiedz, jak ten fakt wpływa na ocenę postaci Wyspiańskiego.

3. Jak sšdzisz, na ile można mieć zaufanie do - napisanych już po œmierci Wyspiańskiego - wspomnień jego kolegów? Swojš odpowiedŸ uzasadnij.

4. Czy tobie również zdarza się "zapomnieć" o pracy domowej? Co wówczas robisz?






Podręcznik 5 klasy

Język polski w szkole

Strona główna