PAULINA "VERA" KRÓL

świt
taki odległy
ironiczny
jego nie obchodzi
patrzy z dystansem
mruży oczy
zaciera ręce
kolejny pot
z ciała kochanków
kolejny krzyk
po przerwanym
koszmarze



czarne
białe
takie proste
czasem myślę
że to bezsens
utrzymuje mnie
wśród żywych
ale wstążka czarna
wciąż powiewa
na wietrze
a on się nie kończy
tak po prostu

widzisz
trzeba żyć
choćby
dla tego wiatru



Czas tak płynie
Twarz w lustrze
Wciąż ta sama
A może
trochę inna?



wszystkie dni tej
szalonej
dziecinności
bezpowrotnie?
sentymentalne
spojrzenie w przeszłość
tyle było
do zrobienia
tak mało
zrobiono
Kolejny księżyc
skrywa się
za horyzontem
kolejne słońce
wstaje
kolejny dzień
taki sam



zanim zamknę
za sobą
drzwi
na szeroki świat
spojrzę za siebie
co ujrzę?
wszak
nikt mi nie obiecywał
że życie
nie boli
a ja
doświadczam
mam 17 lat
i tysiące
wylanych łez



ślina
taka mokra
gdyby ból
był nią
wyplułabym
z obrzydzeniem
jak po
taniej fajce
syf
jednak
żyjąc
ginąc
cierpiąc
zbliżamy się
do nirwany



zaufasz
to nie takie proste
tak zwyczajnie
uwierzyć
bo co jeśli
moje życie
to kłamstwo
rozczarujesz się

sama
się rozczarowuję



westchnęłam
serce bije
ręce
telepią się
jak w febrze
boska efedryna
nic się nie zmienia
dzień za dniem
a księżyc wciąż
ten sam



zniknąć
zapomnieć
zazielenieć
razem z wiosną
spójrz
na drzewach pąki
nowe życie się rodzi
po to
aby umrzeć
perpetum mobile
świat ciągle
się
kręci



a ja piszę
naiwne wiersze
młodość
zasłania mi oczy
za dużo myślę
muszę przestać
oszczędzać
myśli
na starość



trup
nieżywy
kiedyś
śmiał się
jadł
pił
kochał

drwił

był taki
jak ja
a może trochę
lepszy
i co z tego ma?
teraz to z niego
się śmieją



bolą mnie włosy
za blisko są
mózgu



i co ja mam
z tych swoich lat
jestem
taka niedorosła
nigdy nie będę

no i co z tego?



w konkursie winiary
za cztery kody
kreskowe
podróż do nieba


spytał:
czemu ona płacze?
spojrzał nań
i usłyszał:
a, życie
nic takiego
przejdzie jej
znowu histeryzuje
że ją serce boli



spytałeś:
dlaczego?
wiesz
w sumie
to ja nie wiem
bywa czasem
że nie wiem
dziwne
ale
ja jestem
tylko człowiekiem
znaczy
z tego co mi
wiadomo



dzisiaj wiersze
dużo wierszy
dużo myśli
nieposkładanych
to dlatego
nie będę poetką
moje słowa są
rozhisteryzowane



aj tam
chyba jestem szczęśliwa
nosi mnie
młodość
i wcale
nie narzeka
że za dużo
ważę



i jak tu zrozumieć
człowieka
niby słowo
niby cztery kończyny
niby głowa
a taki skomplikowany
mechanizm

nawet najlepszy
zegarmistrz
nie da rady
naprawić



śmieszne
to całe życie
ubaw
po pachy
i to
za darmo

paradoks
17 lat
i takie
spłakane oczy
ale to nic
z każdym dniem
bliżej do raju



głowa mnie boli
w duszy

chyba czas
wciąć apap

lekarz polecał



a ja wezmę
Twoją twarz
scałuję oczy
zetrę
uśmiech z ust
i uderzę
uczuciem
aż upadniesz
martwy



po co chowasz
spalone zapałki
do pudełka
ja nie chcę
nowych zmartwień
na jutro



krzyczysz
że świat
zmierza donikąd
to samo
krzyczał Homer
a teraz
na wrzosowiskach
jest nadal
tak pięknie



zakwitły bzy
już prawie
i noc
taka wiosenna
ciepło mi
i tu
i tam
a mam przecież
takie lodowate
dłonie



ciągle noszę
Twoje słowa
w umyśle
analizuję
interpretuję

przygotowuję się
do matury



a świat nadal
tak do przodu
dookoła
tego piekielnego
słońca
które jak zawsze
bezczelnie
zagląda
przez firanki
świeżo wyprane
na święta



zarażamy się
nawzajem
nie mogąc
nasycić się
swoimi oczami



dobranoc
tak naprawdę

niech Ci się
śnią
kolorowe pisanki
i złote
czekoladowe
kurczaki

bywaj zdrów

następnych świąt
nie będzie



ciało przy ciele
oddechy łączące się
w przestworzach
uwielbiam Twój pot
wychodzący
z najgłębszego zakamarka rozkoszy
Twój jęk
przyspieszony oddech
to działa na mnie
mocniej niż Twoje ręce
na moich piersiach
ciało przy ciele
a w ustach znów
brakuje śliny



chciałabym
w imieniu swoim
i nieswoim
uroczyście
wznieść toast
za wszystkich
co zabierają nam
grosze młodości
sprzedając
alkohol nieletnim


herbata
z cytryną
wystygła
na szafce
chciałam się napić
ale zimna
rozpryskała się
o podłogę
razem z kubkiem

trzeba posprzątać
szkło
lubi się wbić
w samo serce



jest tak pięknie
tak słonecznie
bo słońce zagląda
przez umyte okna
wiatr
radośnie rusza
firankami
dym z papierosa
rozwiewa się
w atmosferze



Noc
nieszczęśliwe dzieci
czeszą swoje włosy
łzami
Tylko anioł
użycza im Skrzydeł
na moment Snu

Daj im światło
- nic nie widzą



Księżyc
puszcza do mnie oko
I nie wie
że jeszcze nie śnię



Biegnę
po rosie na trawach
Chcę dobiec do Boga
Ale nie!
to on jest rosą



Jesień
moje łzy jak liście
opadają
opadają
opadają
by zamarznąć
na Zimę



woda
obmywa mój ból
nienawiść
jest jak lekarstwo
na twoje kłamstwa

Samobójstwo
krzyczy mi przez palce
widok
białej pościeli
zabarwionej łzami

nie chcę utrwalać twej twarzy
w zakamarkach podświadomości



patrzę
marzenia mam
chcę być twoją brutalnością
byś mogła mnie
zabić
chcę być w tobie
zmysłem
niczym więcej



zamknij mnie
w pokoju bez ścian
niech ujrzę
co mnie tak męczy
ból całkiem
niefizyczny



modlę się
Biała
Czysta Śmierci
zabierz mnie w swoje ogrody
niech zaprzyjaźnię się
z biedronką
i pocałuję kwiat
tracąc niewinność
białej stokrotki



mam pustkę pełną
myśli
rozbieganych po głębi
rozumu nieokrzesanego
świat to dla mnie
czysta abstrakcja

wylecz mnie
z niepokoju
z chęci
samobójczej walki
z Bogiem



Kocham milczenie
milcząc
tym milczeniem
i cień
ocieniając się
tym cieniem



Prometeusz
zajęty rozmową
z Sokratesem
nie słyszy bicia serca
motyli



Ta melodia
bezkresna melodia
jak pocałunek
z samym Bogiem
namiętnym

za ustami śpiew
usta rozchodzą się w grymasie
melodia końca
dostała orgazmu



jak mężczyzna
kobietę
za nic
uderzę w twarz
moje nienarodzone dzieci



Mocno tłumiona samotność
ciche łkanie
zawstydzenie

odczucia
po dzisiejszym koncercie



repetytorium

muzyka kochankiem
poduszka spowiednikiem
kot szaleństwem

koniec.



żegnaj
czy do widzenia
powinnam
gówno mnie to obchodzi

mnie i tak już nie ma
wśród ludzi



alienacja
rozmowa ze swoim odbiciem w lustrze
oto mój sens
życia



tęsknię
za swoją przeszłością

"wehikuł czasu...
to byłby cud"



kropka
.
początek wiersza

kropka
.
koniec wiersza



nie mam w sobie nic już
z człowieczeństwa
teraz to tylko
mała nienawiść
do tych wszystkich
co są szczęśliwi



Cała mądrość świata
jawi mi się przed oczami

a pan od chemii mawia
gdyby głupota umiała latać
to byście się pozabijali

w powietrzu
zabrakłoby miejsca



zadumanie

chcę kogoś zabić

chętnych brak.

pierwsza
podniosę rękę



za młoda przecież jestem
nic o życiu nie wiem
ale jeśli
jest ono takie
jak je teraz widzę

mogłam się wcale nie rodzić



zimno mi
brak

stronię od ludzi

ale przecież

sama jestem człowiekiem

może chociaż dym
z papierosa
mnie przytuli



powiedzieli na zebraniu że zabraniają zabraniać
mąż wyszedł z domu
zostawiając żonę z podbitym okiem
i krwią na udach

dostosował się
nie zabraniał



pomyślał Kartezjusz
i jak pomyślał
tak zrobił

jedna kropla w oceanie
a przelał na papier
sens całego mojego życia



gdybyś istniał
zaprowadziłabym cię tam
dobrze wiesz
gdzie

pokazałabym ci
dobrze wiesz
co

powiedziałabym ci
dobrze wiesz
jakie słowa

przytuliłabym cię
dobrze wiesz
jak

i odszedłbyś
dobrze wiem
kiedy

jaka ulga
że nie istniejesz



dzisiaj na przystanku
stała pani
czekała
autobus nie nadjeżdżał

a gdy wreszcie
nadjechał
pani upadła
łapiąc się za serce

pozostali
wsiedli do autobusu



uwielbiam
zapach świeżo zaparzonej kawy
przytomnieję
po dwóch łykach
papieros w ręce
błogi spokój

niech ta chwila
się nie kończy



Mama uczyła
bądź dobra
nie kłam
nie kradnij
kochaj

ostatniego jakoś
nigdy nie potrafiłam się
nauczyć



1. pościelić
2. Ubrać się
3. Umyć zęby
4. pomalować oczy
5. Założyć maskę

no, jestem gotowa



kochanie
nie płacz
zetrę łzę z twojej twarzy
przyłożę zimną łyżkę
co by opuchlizna z oczu zeszła
pocałuję
przytulę

a kiedy ja będę płakać
ty będziesz miał mnie
daleko w dupie



każdy dzień jest początkiem końca
każda noc jest końcem koszmaru
nawet
gdy się jeszcze nie zaczął
początek i koniec to abstrakcje
tak bardzo przeciwstawne
że znaczą to samo



uśmiechać się
lubić wszystkich wkoło
robić przysługi
być uczynnym
pomagać
starać się
słuchać
doradzać
kochać

i po co to

przecież to i tak o dupę rozbić







Inne wiersze Pauliny

Na stronę gości

Na główną stronę