Kwiat paproci

(na motywach utworu J. Drdy Złota paproć)

Dawno temu w głuchym lesie, na polanie otoczonej paprociami żył młody owczarz Mikesz. Lubił swoje odludzie i nie przeszkadzało mu, że za jedyne towarzystwo ma owieczki. Czasem jednak budziła się w jego sercu tęsknota za kimś, z kim mógłby czule pogwarzyć, albo i pomilczeć. Zrywał się wtedy i gnał nie wiedzieć dokąd, byle dalej od swej chaty.

Podczas jednej z takich wędrówek, a było to jak raz w noc świętojańską, zawędrował do samego serca lasu. Szedł przed siebie, nie pamiętając, że tej nocy zakwita kwiat paproci, który człowiekowi, co go znajdzie, wszelkie powodzenie zapewnia. Nie zauważył, kiedy małe, złote nasionko wpadło mu do drewniaka. Wrócił do chaty, nie wiedząc nawet, jakie szczęście go spotkało.
Były jednak oczy, co wszystko widziały. Leśne panny, które szukały kwiatu, dostrzegły, jak Mikesz odchodzi z zaczarowanym nasionkiem w drewniaku. Postanowiły, że najpiękniejsza z nich oczaruje owczarza, po czym ukradnie mu skarb.
Następnego dnia wieczorem zaszedł Mikesz nad brzeg rzeki. Patrzy, a tu leśna panna kąpie się w wodzie. Niewiele myśląc chwycił pas dziewczyny i czym prędzej puścił się w stronę domu.
Ledwie drzwi za sobą zatrzasnął, usłyszał pukanie w okno.
- Zwróć mi pas, owczarzu - błagała leśna panna - bez niego nie mogę wrócić do sióstr. Chyba nie chcesz mojej zguby?
- Nie chcę ci zrobić krzywdy - powiedział Mikesz, wychodząc przed chatę. - Pragnę cię wziąć za żonę.
I tak leśna panna, Młódką się zwąca, weszła w dom i w życie Mikesza. Nie ukradła mu nasionka paproci, a wręcz przeciwnie - zaszyła je za kołnierzem jedynej mikeszowej koszuli. Ale przed nim to ukryła, bo wiedziała, że ludzie nie potrafią oprzeć się czarodziejskiej mocy kwiatu.
Wielkie szczęście zamieszkało w chacie ubogiego owczarza, ale nie czary to spowodowały, tylko niezwykła miłość człowieka i leśnej panny.
Niestety, w ślad za wielkim szczęściem lubi przywlec się wielkie nieszczęście.
Wybuchła wojna. Mikesz musiał ruszyć przeciw wrogom ojczyzny.
- Co z tobą będzie, Młódko? - zamartwiał się młody żołnierz.
- O mnie się nie martw. Dopóki mnie kochać będziesz, dopóty nic mi się stać nie może. A i ty wrócisz cały i zdrowy, bylebyś tę starą koszulę miał zawsze przy sobie.
I rzeczywiście. Mikesz z najcięższych walk wychodził nawet bez najmniejszego draśnięcia, chociaż wokół niego ginęli starzy i doświadczeni żołnierze. A młoda żona dzielnie go w pracy zastępowała. Na próżno inne leśne panny próbowały ją za zdradę ukarać. Młódkę chroniła ludzka miłość - czar ze wszystkich czarów najpotężniejszy.
Pewnego razu pułk, w którym służył Mikesz, został otoczony przez wroga.
- Order dla tego zucha, który pomoc sprowadzi! - krzyknął dowódca.
Poszedł Mikesz na ochotnika, nie tyle na order, co na urlop licząc. Przedarł się przez szeregi nieprzyjaciela, do głównego obozu dotarł i pomoc sprowadził.
Sam największy generał przypiął Mikeszowi order, ale na prośbę o urlop odpowiedział:
- Co to, to nie. Tak dzielnego wojaka jak ty? Nie ma mowy! Zostaniesz przy mnie.
I awansował Mikesza na porucznika, ale to wcale młodzieńca nie ucieszyło. Nadzieja na wizytę w domu przepadła. Założył Mikesz mundur oficera na starą koszulę i nadal z prostymi żołnierzami przy ognisku sypiał.
Raz, gdy na czele szwadronu wracał do miasta ze zwiadu, zobaczyła go córka najwyższego generała. Była to czarnowłosa ślicznotka o ognistych oczach, ale zła i kapryśna. Wpadł jej w oko dziarski, wiatrem wysmagany porucznik. Rzuciła mu różę, którą on złapał w locie. Ukłuł się przy tym w palec. I jakby jakiś jad wsączył mu się do krwi - nie mógł już opędzić się od myśli o tej czarnej ślicznotce.
Wieczorem poszedł po raz pierwszy na kolację do generała. Specjalnie na tę uroczystość założył nową koszulę z cieniuteńkiego batystu. I śmiech go pusty porwał, że do tej pory w łachu chodził. Już miał starą koszulę do ognia wrzucić, ale w ostatniej chwili się wstrzymał.
- Niech mi strony rodzinne przypomina - powiedział i włożył ją do sakwy przy siodle. Ale o Młódce przy tym nie pomyślał.
Czar ludzkiej miłości prysł i Młódka została wydana na pastwę swoich dzikich sióstr. Tego samego wieczoru wywlokły ją za próg i u okien chaty przemieniły w jabłonkę. Niech patrzy w te okna i rozmyśla, jak szybko człowiek umie zapominać. I niech co roku rodzi tylko jedno cierpkie jabłko. Jeśli zje to jabłko jej mąż i pomyśli przy tym z miłością o Młódce, będzie z jabłonki wyzwolona.
A Mikesz był jak zauroczony. Za jeden uśmiech generalskiej córy do samego piekła by poszedł. A tej okrutnej dziewczynie niezwykle schlebiało, że wojaka, przed którym drżą wrogowie, na pasku wodzi.
- Pokochałabym cię, mój drogi - powiedziała raz, gdy Mikesz o jedno dobre słowo z jej ust błagał - gdybyś mi miłość swą jakimś wielkim czynem udowodnił.
- Wystaw mnie na próbę! - zawołał Mikesz.
- Jak sobie życzysz. Dowódca naszych nieprzyjaciół ma ponoć niezwykłego ogiera. Przyprowadź mi go, a może uwierzę, że mnie kochasz.
Po trzech dniach przepyszny ogier stał pod oknem generalskiej córki. Ale ta ledwie raczyła na niego spojrzeć.
- Wcale nie jest taki piękny, jak wieść niosła... Możesz go sobie zatrzymać - stwierdziła.
W Mikesza jakby grom strzelił. Odszedł, przeklinając swoją głupotę, ale już następnego ranka błagał okrutnicę, by mu kolejną próbę wyznaczyła.
- Cóż, jeśli tak bardzo ci na tym zależy... Zdobądź dla mnie klejnoty córki wodza nieprzyjaciół. Podobno ma najpiękniejszą na świecie kolię z brylantów...
Przyniósł Mikesz brylanty, a oprócz nich perły i szmaragdy, i diamenty. Zła dziewczyna rzuciła się na nie z błyskiem chciwości w oczach. Po chwili jednak wrzuciła je do skrzyni, mówiąc:
- Myślałam, że są piękniejsze...
Odszedł Mikesz jak niepyszny, przysięgając sobie, że noga jego w generalskim pałacu więcej nie postanie. Po drodze zaczepił go żebrak:
- Daj, panie, parę groszy albo jakąś szmacinę na grzbiet.
Przypomniał sobie Mikesz o starej koszuli, którą miał przy siodle, i w swej wściekłości na świat cały postanowił się jej pozbyć, żeby o jego niskim pochodzeniu nie przypominała.
Następnego dnia - A jakżeby inaczej - znowu poszedł do generalskiej córy.
- Nudzisz mnie już - powiedziała, gdy ją o nowe zadanie poprosił - gdybyś mnie naprawdę kochał, sam wiedziałbyś, jak mnie uszczęśliwić.
Wymyślił Mikesz, że cudowny słowik samego króla nieprzyjaciół stopi lód, który jego ukochana miała w piersi zamiast serca. Ciemną nocą po raz trzeci wyruszył do obozu wroga. Znowu mu szczęście sprzyjało. Prześlizgnął się między strażami i niezauważony wszedł do namiotu królewskiego. Obok królewskiego łóżka wisiała mała, złota klatka. Kiedy Mikesz ją chował za pazuchę, słowik zaśpiewał. Zbudzony król usiadł na łóżku.
- Wróg, wróg w obozie! - krzyknął przerażony.
Rzucił się Mikesz do ucieczki. Jego ogier, zdobyty na wrogim generale, był najśmiglejszym koniem na świecie i żaden inny by go nie dogonił. Niestety, gdy przejeżdżali pod rozłożystym dębem, gałąź śmignęła Mikesza po oczach. Przestał cokolwiek widzieć. Zdał się na instynkt wierzchowca i pozwolił się unosić w czarną noc.
Ocknął się w szpitalu. Że to szpital, poznał po zapachu lekarstw i lęku, nadal bowiem nic nie widział. Sięgnął za pazuchę. Nic tam nie było!
- Gdzie mój słowik?! - krzyczał zrozpaczony.
- Nie rzucaj się! - usłyszał czyjś szorstki głos. - Twój słowik zdechł. Ciesz się, że sam żyjesz. Chociaż może i lepiej było ci zginąć...
Dowiedział się Mikesz, że już nigdy widzieć nie będzie. A co po ślepym w wojsku? Wyrzucili go z armii, ale przedtem szlify oficerskie mu zdarli. Za samowolne oddalenie się od oddziału. A główny generał powiedział na odchodnym:
- Gdyby nie ta odsiecz, którą wtedy sprowadziłeś, bym cię rozstrzelał.
Odszedł niewidomy Mikesz z wojska i miasta. Na swoje szczęście nie widział, jak z okna generalskiego pałacu złośliwie spogląda nie niego pewna czarnowłosa ślicznotka...

Na podstawie tłumaczenia J. Waczkówa


1.Wymyśl i napisz zakończenie baśni Kwiat paproci.

2.Porównajcie na lekcji swoje opowieści. Jakie zakończenia wśród nich dominowały? O czym to świadczy?

3.Jeden z twoich kolegów napisał następujące zakończenie: Niewidomy Mikesz błąkał się samotnie po świecie aż do samej śmierci. Jak oceniasz jego propozycję?

4.W baśni Kwiat paproci występuje cudowny słowik. Czy znasz inną baśń, w której słowik jest główną postacią?

5.Jak rozumiesz słowa: ludzie nie potrafią oprzeć się czarodziejskiej mocy kwiatu (paproci). Jeśli masz kłopoty z odpowiedzią, sięgnij po baśń Kwiat paproci J. I. Kraszewskiego.

6.Czy dostrzegasz jeszcze jakieś podobieństwa między baśnią Kwiat paprocia innymi znanymi ci baśniami?