POLSCY POECI ROMANTYCZNI

  • Antoni Malczewski
  • Seweryn Goszczyński
  • Józef Bohdan Zaleski
  • Wincenty Pol
  • Ryszard Berwiński
  • Teofil Lenartowicz
  • Kornel Ujejski



    Strona poświęcona poetom niezwykle pechowym - gdyby urodzili się 30 lat później, mieliby szansę świecić własnym światłem i to pewnie nie najsłabszym. Ponieważ jednak tworzyli w dobie rozkwitu poezji polskiej, zostali całkowicie przyćmieni i zepchnięci w cień przez gigantów - Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, a później Norwida.


    Antoni Malczewski

    (1793-1826), prekursor romantyzmu w Polsce, obok Seweryna Goszczyńskiego i Józefa Bohdana Zaleskiego przedstawiciel tzw. "szkoły ukraińskiej" polskiego romantyzmu. Uczeń Liceum Krzemienieckiego, słuchacz wojskowej szkoły inżynieryjnej, lata 1816-1821 spędził w podróżach po Europie. Poznał wówczas Byrona, który wywarł wielki wpływ na jego twórczość. W 1818 r. jako pierwszy z Polaków (i ósmy na świecie) zdobył szczyt Mont Blanc. Jest autorem pierwszej polskiej powieści poetyckiej "Maria" (1825). Tło fabularne dzieła stanowią wydarzenia autentyczne, związane ze zbrodnią dokonaną w 1771 r. na Gertrudzie Komorowskiej - pierwszej żonie Szczęsnego Potockiego, zamordowanej na polecenie przeciwnego małżeństwu wojewody Franciszka Salezego Potockiego. Malczewski akcję przesunął do na XVII wieku i umiejscowił na Ukrainie, a nie na Wołyniu. Powieść utrzymana jest w nastroju bajronowskiego pesymizmu, przesycona atmosferą tajemniczości i grozy.

    MARIA


    Fragment

    I

    "Bujno rośnie, odludnie kwiat stepowy ginie;
    I wzrok daleko, próżno błądzi po równinie;
    A w niezbędnej zgryzocie jeśli chcesz osłody,
    Chmurne na polu niebo i cierpkie jagody.
    Idź raczej w piękne mirtów i cyprysów kraje ;
    Co dzień w weselnej szacie u nich słońce wstaje,
    U nich w czystym powietrzu jaśniejsze wejrzenie
    I głosy rozpieszczone, i rozkoszne tchnienie.
    U nich wawrzyny rosną; i niebo pogodne,
    I ziemia ubarwiona, i myśli swobodne.
    A na kształtnych budowlach męże wieków dawnych
    Stoją w bieli - i pyszni z swoich imion sławnych,
    Zapraszają z daleka w czarowne zwaliska;
    Bogów i bohatyrów - pająków siedliska.
    Tam, jeśli dawnych rzeczy myśl w tobie głęboko,
    Może, w ten śliczny błękit wpatrzywszy twe oko.
    Słodycz w rozpaczy znajdziesz i lubość w żałobie,
    Jak uśmiech ust kochanych w śmiertelnej chorobie;
    Ale na pola nie chodź, gdy serce zbolało;
    Na równinie mogiły - więcej nie zostało -
    Resztę wiatr ukraiński rozdmuchał do znaku -
    To siedź w domu i słuchaj dumek o kozaku."

    "Moje młode pacholę, gdzież to ty wędrujesz?
    Czy z Ziemi Świętej wracasz, że tak utyskujesz?"

    "Oh! nie - ja wszystkim obcy wśrzód mojej ojczyzny -
    I Śmierć mi zostawiła czarne w piersiach blizny -
    I świata jadłem gorszkie, zatrute kołacze -
    To mnie ciężko na sercu i ja sobie płaczę.
    A kiedy się rozśmieję - to jak za pokutę;
    A kiedy będę śpiewał - to na smutną nutę;
    Bo w mojej zwiędłej twarzy zamieszkała bladość.
    Bo w mej zdziczałej duszy wypleniono radość.
    Bo wpływ mego Anioła grób w blasku zobaczy."

    "To czegoż chcesz, pacholę?" - "Uciec od Rozpaczy."

    II

    Stało młode pacholę, pod płotem zostało,
    Na smutek, co się skarzy, uważają mało,
    A ten, co z nim rozmawiał na wrotach oparty,
    Wyszczerzał w inną stronę wzrok cały otwarty -
    Skąd w różnofarbnych strojach, huczne czyniąc wrzaski,
    Niespodzianym orszakiem zbliżały się maski.

    1

    "Czy znasz weneckie zapusty?
    I w noc, i we dnie,
    Wesołe, szalone, przednie;
    Maska twarz kryje - a kto się pyta
    O sprawy czyje, tego przywita
    Wrzawa, śmiech pusty.
    Żywo, radośnie, Skrycie, miłośnie,
    Staruszek Doża, Arlekin młody,
    Dziewczyna hoża szuka osłody;
    Matrony, księża, oszusty
    Swobody.
    A kryte łodzie
    Czernią na wodzie.
    Wrzawa, śmiech pusty;
    Czy znasz weneckie zapusty?"

    2

    "My sobie jedziem kulikiem ;
    I w noc, i we dnie,
    Wesołe, szalone, przednie;
    Maska nas kryje - a kto chce wiedzieć,
    Skąd my i czyje, to odpowiedzieć
    Śmiechem i krzykiem.
    Szczera ochota
    Otwiera wrota,
    Bo Krakowianki i pielgrzym stary,
    Żydzi, Cyganki, uderzą w pary;
    Wróżki, Diabli, nie oszusty,
    W puchary.
    Lecim saniami
    I jadą z nami,
    Wrzawa, śmiech pusty;
    Czy znasz ty polskie zapusty?"

    "Ale tu wejść nie można - teraz nie zapusty -
    Pan Miecznik na Tatarach, to i dworzec pusty."
    Tak stary sługa wstrzymał tych przychodniów śmiałość;
    I znów rozparł na wrotach niewzruszoną stałość.
    Lecz gdy grać, śpiewać, piszczeć, grzechotki potrząsać
    Poczęły wszystkie larwy a nogami pląsać;
    I łączyć obce stroje, papierowe czoła,
    Wzrok żywy, rysy martwe w migające koła;
    I farby, blaski, cienie rozwijać w polocie,
    I skoczno, zwinno, huczno rzucać się w obrocie -
    Tak mu w szumiącej głowie myśl wzięła tańcować,
    Że patrzał, a nie wiedział, jak się pomiarkować:
    Śmiał się z Żydów, Cyganek, bał Wróżek z Diabłami
    I chciwie łapał ruchy - i mrużył oczami -
    A maski przed nim skacząc mijały się żwawa
    A maski w nim ciekawość syciły obawą.
    Aż wykrojone usta zadmuchawszy w rogi,
    Opuściły się ręce - zatrzymały nogi -
    I głosy ostre, fletni umilone wtórem,
    Wrzasnęły tę piosneczkę niedobranym chórem:

    "Ah! na tym świecie Śmierć wszystko zmiecie,
    Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.

    A gdy się troski do duszy wkradną,
    Hucząc w niej chmury czarnemi;
    A gdy nieszczęścia na kogo spadną
    I postać wzniosłą, szlachetną, ładną,
    Smutek nachyli ku ziemi;
    O! niech na chwilę Złość się już schowa,
    Rany sztyletem nie cuci...
    Niech choć przy zgonie zabrzmią te słowa:
    Wróci spokojność - wróci!

    Bo na tym świecie Śmierć wszystko zmiecie,
    Robak się lęgnie i w bujnym kwiecie.

    Albo gdy nieba cud nad chorobą,
    Gołąb' - od przekleństw odleci
    I władzę życia zabierze z sobą,
    A wyschłe lica nadmie żałobą,
    Wprzód nim gromnica zaświeci -
    Niech nicht, by uśpić zgonu boleści,
    Tryumfu pieśni nie nuci...
    Chyba te słowa w końcu umieści:
    Wróci twój Anioł - wróci!

    N A  G Ó R Ę


    Seweryn Goszczyński


    (1801 - 1876), polski działacz społeczny, rewolucjonista, pisarz i poeta polskiego romantyzmu. Zasłynął jako autor wierszy patriotycznych oraz jeden z czołowych członków grona mesjanistycznego Andrzeja Towiańskiego. Współcześnie znany zwłaszcza dzięki powieści poetyckiej Zamek kaniowski oraz powieści gotyckiej Król zamczyska. Obok Antoniego Malczewskiego i Józefa Bohdana Zaleskiego zaliczany do tzw. "szkoły ukraińskiej" poetów romantycznych.
    W 1820 przyjechał do Warszawy, wstąpił do tajnego Związku Wolnych Braci Polaków. Gdy wybuchło powstanie w Grecji, w sierpniu 1821 poszedł pieszo na Ukrainę, aby przez Odessę dostać się do Grecji. Brakło mu jednak pieniędzy na tę podróż, zatrzymał się więc na Ukrainie. Pozostał tam aż do 1830, prowadząc działalność konspiracyjną. Był ścigany przez policję, co zmuszało go do częstych zmian miejsca zamieszkania. W czerwcu 1830 ponownie przyjechał do Warszawy i wstąpił do sprzysiężenia Piotra Wysockiego. Był jednym z uczestników ataku na Belweder. W powstaniu listopadowym walczył w randze kapitana pod dowództwem generała Józefa Dwernickiego. Walczył w bitwach pod Stoczkiem i Nową Wsią. Po kapitulacji Warszawy osiedlił się w Galicji, kontynuując działalność polityczno-społeczną. W 1832 założył we Lwowie Związek Dwudziestu Jeden, zaś w 1835 w Krakowie Stowarzyszenie Ludu Polskiego. W 1835 w pracy Nowa epoka poezji polskiej ostro skrytykował "niepolski charakter" komedii A. Fredry, co w połączeniu z atakami innych romantyków spowodowało zamilknięcie komediopisarza na kilkanaście lat. W 1838 wyemigrował do Francji. Tam poznał Mickiewicza i Słowackiego. W 1842 wstąpił do Koła Towiańczyków. Odciął się od swojej dawnej działalności politycznej, zrezygnował też z pisarstwa. Żył w dokuczliwej biedzie. W 1872 dzięki pomocy przyjaciół wrócił do kraju i zamieszkał we Lwowie. Tam zmarł, został pochowany na cmentarzu Łyczakowskim.

    Przy sadzeniu róż


    DO M[ichała] S[zwycera]

    Sadźmy, przyjacielu, róże!
    Długo jeszcze, długo światu
    Szumieć będą śnieżne burze:
    Sadźmy je przyszłemu latu!

    My, wygnańcy stron rodzinnych,
    Może już nie ujrzym kwiatu -
    A więc sadźmy je dla innych,
    Szczęśliwszemu sadźmy światu!

    Jakże los nasz piękny, wzniosły!
    Gdzie idziemy - same głogi,
    Gdzieśmy przeszli - róże wzrosły;
    Więc nie schodźmy z naszej drogi!

    Idźmy, szczepmy! Gdy to znuży,
    Świat wiecznego wypocznienia
    Da nam milszy kwiat od róży:
    Łzy wdzięczności i wspomnienia.

    1831


    Wyjście z Polski



    Wysoko pod niebem żurawie leciały,
    Wysoko leciały, a lecąc śpiewały.
    Polami lasami, wojacy szli w tłumach,
    Bez pieśni, bez grania w milczących szli dumach

    Ich dumy posępne, ich lica w kurzawie.
    "A dokąd wojacy? - pytają żurawie -
    Wasz pochód jak pogrzeb, choć bronią błyskacie,
    Choć broń wam przygrywa, wy w oczach łzy macie.

    Choć broń nam przygrywa, nam śpiewać niesporo,
    Bo Niemcy dziś jeszcze, dziś ją nam zabiorą.
    My z dłońmi gołymi pójdziemy w świat dalej
    I chleba u obcych będziemy żebrali
    Gorzkiego, drogiego - i droższej ojczyzny
    Będziemy żebrali za sławę i blizny.

    Zalećcie po drodze do naszej rodziny.
    Na skrzydła, na szybkie, żołnierskie łzy weźcie
    I matkom i żonom, i siostrom je nieście:
    Niech matki wymodlą, wypłaczą niech żony,

    By Bóg dał nam rychło powrócić w te strony.
    Napoi was Wisła, krwią naszą opita
    Nakarmi was rola trupami okryta.
    Bo my tu nieprędko pić i jeść będziemy!

    Nieprędko, nie wszyscy my tutaj wrócimy...
    Hej, ptaki do Polski, a my w świat daleki,
    Ażeby ją zrobić szczęśliwą na wieki.

    N A  G Ó R Ę


    Józef Bohdan Zaleski


    (1802-1886), poeta okresu romantyzmu, wraz z Antonim Malczewskim i Sewerynem Goszczyńskim zaliczany do "ukraińskiej szkoły poetów". W powstaniu listopadowym walczył m.in. pod Sochaczewem i Grochowem, za co otrzymał Krzyż Virtuti Militari. Działał również jako poseł na sejm powstańczy oraz jako sekretarz prezydenta Warszawy. Po klęsce powstania przedostał się do Paryża, gdzie brał czynny udział w życiu emigracyjnym, wstępując do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego i zakładając Zgromadzenie Ojców Zmartwychwstańcow. Nie dał się nakłonić do modnego wówczas towianizmu. Od 1853 r. był członkiem Rady Szkoły polskiej w Battigniolles. Debiutował poematem Duma o Wacławie w 1819 r. Jego wiersze charakteryzuje duża śpiewność. Tworzyli do nich muzykę najwybitniejsi ówcześni kompozytorzy z Chopinem na czele. Z uznaniem wyrażał się o nim Adam Mickiewicz dedykując Zaleskiemu wiersz "Do B... Z." (Słowiczku mój).

    DUCH OD STEPU


    Fragment

    I mnie matka-Ukraina,
    I mnie matka swego syna
    Upowiła w pieśń u łona;
    Czarodziejka - na rozświcie
    Napowietrzne, ptasie życie
    Przeczuwała na plemiona,
    I wołała rozczulona:

    "Piastuj dziecię me, rusałko!
    Mlekiem dum - i mleczem kwiecia,
    Pój do lotu mdłe to ciałko!
    Pięknej sławy mej stulecia
    Podaj do snu na obrazki,
    Barwą złotą i błękitną,
    Tęczą w okrąg niech rozkwitną
    Wszystkie mego ludu kazki!"

    Błogo było mi - o! błogo;
    Nigdy - nigdzie - i nikogo
    Nie pieściła czulsza matka...
    Owe nie wiem chwilki - latka,
    Uwikłana w cud zagadka,
    Leży w duszy pod pieczęcią;
    Wciąż tam wracam się pamięcią,
    Wciąż zmysłami gonię pięcia,
    Rozpierzchnioną w sen daleki...

    O! Rusałki mej piastunki
    W pieśń dzwoniące pocałunki
    Rozpaliły krew na wieki!
    Śród ojczyzny dziś katuszy,
    Smutny na śmierć - w sercu - w duszy,
    Krew mnie jeszcze zrzuca z łoża;
    Chcę opiewać wiekom dzieło,
    Lecz natchnienie przeminęło,
    Niech się święci wola Boża!...

    II

    I mnie matka-Ukraina,
    Skrzydlatego swego syna,
    Gdy mrugnęła z niebios gwiazda,
    Odebrała z rąk rusałki;
    Osmuknęła puch i pałki,
    Lot kazała wznieść od gniazda;
    I kwiliła w ślad pisklęcia
    Lube wróżby i zaklęcia:

    "I ja pańska służebnica!
    Dzień po dniu - najmilsze dzieci,
    Wedle woli ziem rodzica,
    Na igrzysko ślę zamieci.
    Znowu mój pieściwy leci,
    Nie zna jeszcze swego krzyża;
    Myśl jak powiew wolna, chyża,
    Lgnie do cudów - łaknie pieśni:
    O! niech w stepach świat swój prześni!
    Stepy - światoburców droga,
    Tam przechadzał się gniew Boga;
    Głos grzmi dotąd: niech posłucha!
    Niech na żywot wzmoże ducha!...
    O! po leciech, po przygodach,
    Kiedy gwiazda owa zmierzchnie,
    Wniknie jako duch w powierzchnię,
    Rozpościele się po wodach;
    Będzie późnych moich synów,
    Grzał do pieśni - i do czynów!
    Krew Bojana - obok przodka,
    Nowa tu mogiła wstanie..."

    Wrzała ciszej wróżba słodka:
    Coś - coś było o Bojanie...
    Matko moja - matko miła!
    Co? - gdzie Bojan? - gdzie mogiła?
    Wtem skinęła - pożegnanie.

    III

    Odzianemu w piór oblaski
    Wybłysnęła chwila łaski.
    Uroczysta wielka chwila!
    Pańskie - stań się! dla motyla;
    Co urokiem przypomnienia
    Dotąd pieśń mą rozpromienia;
    Tu - pod krzyżem - łzy, cierpienia,
    W jakąś rajską woń umila.
    Chwila wiecznie wielka, święta!...
    Błogo temu - kto pamięta
    Luby, dziwny, gdzieś przed laty,
    Żywot czysty i skrzydlaty,
    Pierworodny swój początek!
    Kto w cielesnych więzów męce,
    W niebo co dzień wznosząc ręce,
    Do tych dusznych drży pamiątek!...

    IV

    Odzianemu w piór oblaski
    Świeci oto chwila łaski!
    Ważę - ważę się w błękity;
    Skrzydłem prawem, skrzydłem lewem
    Mierzę światy za powiewem;
    Namiot Boga zlotolity,
    Ku mnie - ku mnie - tu - ku ziemi -
    Strzępi fałdy promiennemi...
    Wyżej - wyżej - wyżej wzbity,
    Serafińską, śpiewną ciszę -
    Sercem chłonę: niebios nuta
    Drży rozkosznie w pierś rozsnuta...
    Wyżej - wyżej wzlatam w pysze...
    I - "Hosanna, o Hosanna!

    Na wiek wieków chwała! chwała!"
    W świętych likach nieustanna,
    Milijonów - pieśń rozbrzmiała...
    Duch mój światłość -w słońcach pała, ..
    Pieśń chórami anielskiemi,
    "Chwała! chwała! (w słuch niewoli)
    Chwała Panu! - a na ziemi
    Pokój ludziom dobrej woli!"

    Tajemnicą wieków senny
    Rozpościera krzyż ramiona...
    Stoi w chwale Pan promienny,
    Z Rodzicielką swą u łona...
    Po prawicy, po lewicy,
    Ziemscy Pańscy męczennicy...
    Chwała - chwała nieskończona!...

    Weseliły się Cheruby,
    Wiały ku mnie głos roznośny:
    "Pan cię darzy znakiem chluby,
    Maria śle ci wzrok litośny,
    Błogosławią w krąg wybrani;
    Czas wypełnia się twej próby,
    Zleć iskierko do otchłani,
    Czeka oto ziemia rada!...
    Zgaśniesz - biada ci! o biada!...
    Jak ty, bliźni twoi, ludzie -
    Byli w duchu czyści, święci,
    Odkupieni cudem w cudzie,
    Lecz olśnęli na ułudzie,
    Zmierzchło niebo - w ich pamięci,
    I na wieczność odepchnięci!"
    Wiały - wiały głos Cheruby,
    Powtarzali w głos wybrani:
    "Czas wypełnia się twej próby,
    Zleć iskierko do otchłani!"

    Aniołowie w lot krążyli.
    Na skinienie Pańskie - w chwili -
    U stóp krzyża duch niebieski
    Promieniące czoło chyli;
    Składa skarb swój - czyste łezki;
    Anioł oto poślubiony
    Składa za mnie łzy, pokłony;
    Bądź mój stróżu pochwalony!
    I w miłości tam ognisku,
    Jak dwie lilie w jednym wieńcu,
    Oblubieniec w oblubieńcu,
    Zleliśmy się tchem w uścisku...

    "Pan zastępów świętych - święty!"
    Wyżej - wyżej wieją chóry...
    I ja ważę lot do góry,
    Lecz zwichnięty - o! zwichnięty...
    W myśli wstają pierwsze męty...
    Anioł mój na klęczkach woła...
    Pozdrowienie ślą wybrani...
    Na ramionach już anioła,
    Smętny wracam do otchłani.

    N A  G Ó R Ę


    Wincenty Pol


    (1807-1872), poeta i geograf, uczestnik powstania listopadowego, odznaczony orderem Virtuti Militari. Po upadku powstania organizował pomoc dla emigrantów, jako wysłannik gen. Józefa Bema przebywał w Lipsku, Dreźnie (tam poznał Adama Mickiewicza), a później we Francji. 1832 wrócił do Galicji, gdzie zaangażował się w działalność konspiracyjną, stopniowo przechodząc na pozycje coraz bardziej konserwatywne. Zniechęcony brakiem sukcesów w działalności społeczno-oświatowej i politycznej zajął się badaniami geograficznymi. Wiele podróżował, badając Karpaty, Wołyń, Polesie, Tatry. W wyniku rabacji galicyjskiej i Wiosny Ludów stał się orędownikiem legalnej działalności w polityce i konserwatywnego programu społecznego. 1849 został mianowany profesorem nadzwyczajnym "geografii powszechnej, fizycznej i porównawczej" na Uniwersytecie Jagiellońskim. 4 lata później usunięty z uniwersytetu z powodu na rzekomej nielojalności wobec władz zaborczych. Największą sławę przyniosły mu wydane w 1835 w Paryżu "Pieśni Janusza" poświęcone bohaterom powstania listopadowego. Uznaniem cieszyła się także "Pieśń o ziemi naszej" (wyd. całości 1843) - poetycki cykl opisów ziem polskich odwiedzonych przez Pola.

    PIEŚŃ O ZIEMI NASZEJ



    Paść może i Naród wielki, zniszczeć
    nie może, tylko nikczemny!...
    Stanisław Staszic

    Co to tak się w głowie męci?
    Rad bym duszę mą ocucił;
    Ach, i z serca czy z pamięci
    Coś wysnował i zanucił
    Jakoś rzewnie czy miłośnie
    I wesoło czy żałośnie,
    Coś a bracie czy o bitwie,
    O Koronie czy o Litwie?...

    "Gadu, gadu, stary dziadu!
    Pleć, pleciuga, byle długo;

    Bajże, baju, po zwyczaju
    O tym , naszym polskim kraju!"
    -W to mi grajcie, panie bracie!
    W to mi grajcie, miły swacie!
    Tyle szczęścia, co człek prześni,
    Tyle życia, co jest w pieśni.

    Długom błąkał się bez celu
    I milczałem, troską blady.
    Jak grobowy głaz Wawelu,
    Bo nie było z wami rady.
    W waśni bracia się rozdarła
    I jak wróg mi życie zbrzydło,
    Jak w więzieniu pieśń zamarła
    I sokole zwisło skrzydło...

    Dziś - gdy jest znów śpiewać komu,
    Gdy was widzę znowu w zgodzie
    W wielkopolskim starym domu,
    Znów wam brząknę: "Żyj, Narodzie!"

    A czy znasz ty, bracie młody,
    Te pokrewne twoje rody?
    Tych Górali i Litwinów,
    I Żmudź świętą, i Rusinów?

    A czy znasz ty, bracie młody,
    Twoje ziemie, twoje wody?
    Z czego słyną, kędy giną,
    W jakim kraju i dunaju?

    A czy znasz ty, bracie młody,
    Twojej ziemi bujne płody?
    Twe kurhany i mogiły,
    I twe dzieje, co się śćmiły?

    A czy wiesz ty, co w nich leży?
    O, nie zawsze, o, nie wszędzie,
    Młody orle, tak ci będzie,
    Jako dzisiaj przy macierzy!

    Trzeba będzie ważyć, służyć,
    Milczeć, cierpieć i wojować!
    I niejedno miłe zburzyć,
    A inaczej odbudować...

    Kto tam zgadnie, gdzie osiędziesz,
    Jaką wodą w świat popłyniesz,
    W której stronie walczyć będziesz
    I od czyjej broni zginiesz?...

    Wyleć ptakiem z tego gniazda,
    Miłać będzie taka jazda,
    Spojrzyć z góry na twe ziemie
    I rodzime twoje plemie...

    Tam na północ! hen, daleko!
    Szumią puszcze ponad rzeką,
    Tam świat inny, lud odmienny,
    Kraj zapadły, równy, senny,
    Często mszysty i piaszczysty,
    Puszcze czarne, zboża marne,
    Nieba bledsze, trawy rzedsze,
    Rojsty grząskie, groble wąskie,
    Ryby, grzyby i wędliny;
    Lny dorodne, huk zwierzyny
    I kęs chleba w czoła pocie. -
    A na pański stół łakocie:
    Lipce stare, łosie chrapy
    I niedźwiedzie łapy.
    Puszcz i żubrów to kraina,
    A dziedzictwo Giedymina! -

    Ćmią się puszcze, mgła się zbiera,
    Po pasiekach kraj przeziera,
    Wół za rogi orze zgliszcze,
    W ostrym zwirze socha świszcze,
    A za drogą, gdzieś w postronne,
    Ciągną wózki jednokonne.
    Koń obłączny w wózkach małych,
    Lud w chodakach z łyku szytych,
    W chatach dymem ogorzałych,
    Dranicami płasko krytych.

    Gdy na lud ten człek spoziera,
    To aż serce żal opłynie
    I zapytać chęć go zbiera:
    Co ci ta, Litwinie? -
    Ale Litwin nie wygada!
    Bo w tej duszy hart nie lada!
    Lud to cichy, rzewny, skryty,
    Jak to mówią: kuty, bity.
    Kiedy szczery, jak wosk topnie;
    Ale gdy go kto zahaczy:
    To i w grobie nie przebaczy
    I na końcu swego dopnie! -

    Choć kraj jego niebogaty,
    Radzi sobie, bo oszczędny;
    Nie marnuje grosz na szaty,
    Bo rozsądny i oględny.
    Nie zwykł on się kochać w krasie,
    Ale myśli o zapasie
    I dobytek w dom gromadzi,
    I o jutrze wiecznie radzi.

    Toteż znajdziesz w każdej porze
    W bród wszystkiego, jak w komorze:
    Czy w krajance, czy w gomółce,
    Jest w serniku ser na półce.
    Wiszą kumpie i wędliny,
    I półgęski, i świniny;
    Obok w długich żerdziach ryby;
    Z siatki pachną leśne grzyby.
    A kwas czysty miasto wody;
    W lochu stoją białe miody,
    Wódki starki i nalewki,
    I rok cały lód przeleży. -
    A już w świrnie wiszą wianki
    I rozliczne przyodziewki;
    Płótna cienkie, jasne tkanki
    I przybory do odzieży.
    W kubli stoi ów miód święty,
    A dokoła włok rozpięty...

    Nucąc pieśni o Birucie,
    O Perkunie i Kiejstucie,
    Przy łuczywie u komina
    Przędzie miękki len drużyna;
    A w pobliżu dziatwy zdrowej
    Toczy kołem wąż domowy.
    Krosna stoją w małym oknie
    I czółenko pływa w włóknie;
    Pieśni płyną, jak uroda,
    A wiek schodzi niby woda...

    Niby w ciężkim zadumaniu
    O przeszłości czy kochaniu,
    Stoją niemo czarne puszcze;
    I rozlały się jeziora...
    A po toniach ryba pluszcze,
    A na niebie stoi gora:
    Puszcze płoną gdzieś z daleka
    I w zaścianku pies gdzieś szczeka,
    A za głosem z tokowiska,
    Czesze gęstwią leśnik śmiały,
    Przez jelniki i zawały,
    Do rodziny i ogniska.

    Stanął - słucha - tam dzik ryje,
    Uroczyskiem łoś pomyka,
    Padła wietrząc wilk gdzieś wyje,
    A puszczami żubr poryka...

    "Da! niech ryje, niechaj wyje,
    Niech pomyka, niech poryka,
    Na strzał padnie mi przed psami,
    Com dziś jeszcze nie zastrzelił,
    Byle tylko się barciami
    Niedźwiedź ze mną nie podzielił..."

    N A  G Ó R Ę


    Ryszard Berwiński


    (1819-1879), poeta związany z Wielkopolską, członek Towarzystwa Literacko-Słowiańskiego we Wrocławiu, tłumacz z języka czeskiego. W 1836 debiutował w czasopiśmie "Przyjaciel Ludu". 1840-43 studiował w Berlinie, prowadząc równocześnie działalność konspiracyjną. 1845 aresztowany, do 1847 więziony w Wiśniczu i berlińskim Moabicie. Zwolniony 1848 wstąpił do Komitetu Narodowego, wziął udział w wydarzeniach Wiosny Ludów w Krakowie, uczestniczył w Kongresie Słowiańskim w Pradze. Na przełomie 1850/51 zapadł na chorobę nerwową. Po leczeniu wrócił do działalności politycznej, został posłem na sejm pruski. 1855 wyjechał do Konstantynopola i wstąpił do kozaków Sadyka Paszy, następnie aż do 1871 służył w 2. pułku dragonów otomańskich. Zmarł w nędzy i zapomnieniu. Najbardziej znane utwory to: Bogunka na Gople, 1840 (pieśń, tytułowa Bogunka to przemieniona dziewczyna, Gopło ukazane mitycznie, podobnie jak w Balladynie Słowackiego) i Don Juan Poznański, 1844 (poemat, parodia Don Juana Byrona).

    PIOSENKA WYGNAŃCA


    W wonnym sadzie mojej matki
    Kwitły bzy, kwitły róże,
    Polne maki i bławatki,
    I lilije - kwiatów stróże.

    Słowik dla nich śpiewał - jęczał
    Najpiękniejsze swoje pieśnie;
    Wiatr szeleścił - strumień brzęczał,
    Pół na jawie - na pół we śnie -

    Jak w dziecinnych moich latach,
    Z calym rajem w młodym sercu
    Biegał skocznie po tych kwiatach,
    Na jedwabnym traw kobiercu. -

    Dziś tułactwa twarde drogi
    I los gorzki w poniewierce
    Poraniły moje nogi,
    Zakrwawiły moje serce.

    A tam jeszcze dzisiaj może
    Kwitną maki i bławatki,
    I piękniejsze od nich róże
    W wonnym sadzie mojej matki.

    NA WYSOKOŚCI TATRÓW


    Ja król - na tronie mych ojczystych gór,
    Ja król i ziemi, i wichrów, i chmur!

    Spojrzę - pode mną w obłącz rozesłana
    Ziemia pokorne ugina kolana,
    Pasmem gór dłonie żebrzące podnosi,
    Litości woła i o wolność prosi.
    Daremnie, ziemio - płaczem nie podołasz,
    Nigdy się łzami szczęścia nie dowołasz!
    Ja kroi - brzęk kajdan, płacz całego świata
    Do majestatu mego nie dolata!

    Ja król - gdzie tylko sięgnę wszerz i wzdłuż,
    Ja król nawałnic, piorunów i burz!

    Spojrzę - pode mną zżyma się i dąsa,
    Warczy, wre - grzywą niewolniczą wstrząsa
    Potwór niebieski!... To lud buntowniczy,
    To chmur nawała burzą zemsty ryczy!
    Lecz próżno - próżno chce zatrząść mym tronem.
    Na próżno do mnie wystrzela piorunem;
    Ja król, mych ludów, moich chmur potęga
    Do majestatu mego nie dosięga!

    Ja król - na tronie mych ojczystych gór
    Świetny - królewski otoczył mnie dwór!

    Tu siwe skały, z powagą senatu,
    U stóp mojego siadły majestatu;
    Berła przyrody ujarzmione władzą,
    Mówić nie śmieją - wiem, że mnie nie zdradzą!
    Tam nieśmiertelnych wojsk olbrzymie masy
    Do ziemi wrosłe - szarzeją się lasy,
    Wiem, że domowej nie podniosą wojny;
    Choć król - a przecież zasypiam spokojny!

    Ja król - na tronie mych ojczystych gór
    Świetny - królewski otoczył mnie dwór!

    W dole murawa, przetykana w kwiaty,
    Moje królewskie wysłała komnaty -
    U stóp mych strumień czołga się i szepce
    I wiatr mi niesie mych dolin kadzidła:
    Ale ja znam was, znam dworów pochlebcę -
    Daremnie zdradne rozstawiacie sidła -
    Podłych języków wielkość ma nie słucha,
    Choć król - pochlebstwom nie nadstawiam ucha!

    MOJA GWIAZDA


    Pod wieczór nadziei spojrzałem na ciebie -
    A byłaś jak niebo we zmroku;
    I gwiazda mi moja zabłysła na niebie,
    A niebo mi było w twym oku. -

    Jam czuwał noc całą - i oczym me znużył,
    Patrzając w tę gwiazdę mych losów:
    Patrzałem - myślałem: ażalim zasłużył,
    To spadnie na ziemię z niebiosów; -

    Patrzałem - myślałem! - Wtem gwiazda zagasła -
    Noc ciemne rozwarła podwoje -
    Noc ciemna minęła - i jutrznia zabrzasła -
    Lecz słońce mi wzeszło nie moje. -

    Bez słońca - bez gwiazdy! - a wy się dziwicie,
    Ze żywot prowadzę tułaczyŚ
    O bracia! - Kto serca przewidział rozbicie,
    Ten nie dba - co Bóg mu przeznaczy! -

    N A  G Ó R Ę


    Teofil Lenartowicz



    (1822-1893), poeta, etnograf, rzeźbiarz. Związany ze środowiskiem cyganerii warszawskiej, współpracownik Oskara Kolberga, uczestnik konspiracji i Wiosny Ludów 1848 roku na ziemiach polskich. Na emigracji wykładał literaturę słowiańską. Tworzył wiersze patriotyczne i religijne, poematy historyczne oraz liryki oparte na folklorze mazowieckim. Pochowany w Krypcie Zasłużonych na Skałce w Krakowie. Sławę przyniosły mu dwa wiersze: "Kalina" oraz "Złoty kubek".

    KALINA


    Rosła kalina z liściem szerokiem,
    Nad modrym w gaju rosła potokiem,
    Drobny deszcz piła, rosę zbierała,
    W majowym słońcu liście kąpała.
    W lipcu korale miała czerwone,
    W cienkie z gałązek włosy wplecione.
    Tak się stroiła jak dziewczę młode
    I jak w lusterko patrzyła w wodę.
    Wiatr co dnia czesał jej długie włosy,
    A oczy myła kroplami rosy.
    U tej krynicy, u tej kaliny
    Jasio fujarki kręcił z wierzbiny
    I grywał sobie długo, żałośnie,
    Gdzie nad krynicą kalina rośnie,
    I śpiewał sobie: dana! oj dana!
    A głos po rosie leciał co rana.
    Kalina liście zielone miała
    I jak dziewczyna w gaju czekała,
    A gdy jesienią w skrzynkę zieloną
    Pod czarny krzyżyk Jasia złożono,
    Biedna kalina znać go kochała,
    Bo wszystkie swoje liście rozwiała,
    Żywe korale rzuciła w wodę.
    Z żalu straciła swoją urodę.

    ZŁOTY KUBEK


    W szczerym polu na ustroni
    Złote jabłka na jabłoni,
    Złote liście pod jabłkami,
    Złota kora pod liściami.
    Aniołowie przylecieli
    W porankową cichą porę:
    Złote jabłka otrząsnęli,
    Złote liście, złotą korę.

    Nikt nie widział w całym świecie,
    Ludzkie oczy nie widziały,
    Tylko jedno małe dziecię,
    Małe dziecię z chatki małej.
    Pan Bóg łaskaw na sierotę,
    Przyleciała znad strumyka,
    Pozbierała jabłka złote,
    Zawołała na złotnika:
    - Złotniczeńku, zrób mi kubek,
    Tylko proszę, zrób mi ładnie.
    Zamiast uszka ptasi dzióbek,
    Moją matkę zrób mi na dnie,
    A po brzegach naokoło
    Liść przeróżny niech się świeci,
    A po bokach małe sioło,
    A na spodku małe dzieci.

    - Ja ci zrobię złoty kubek
    I uleję wszystko ładnie:
    Zamiast uszka ptasi dzióbek,
    Twoją matkę zrobię na dnie,
    A po brzegach naokoło
    Liść przeróżny się zaświeci,
    A po bokach małe sioło,
    A pod spodem małe dzieci.
    Ale czyjeż ręce, czyje,
    Będą godne tej roboty?
    Ale któż się nim napije,
    Komu damy kubek złoty?
    Kto się w dłonie wziąć ośmieli,
    W złotym denku przejrzeć lice?

    - Sam Pan Jezus i anieli,
    I Maryja, i dziewice.
    Złotniczeńku, patrz weselej,
    Czemu twoje w łzach źrenice?
    Sam Pan Jezus i anieli,
    I Maryja, i dziewice.

    N A  G Ó R Ę


    Kornel Ujejski


    (1823-1897), często nazywany "ostatnim wielkim poetą romantyzmu". Znał Teofila Lenartowicza, Joachima Lelewela, Józefa Bohdana Zaleskiego, Fryderyka Chopina, Juliusza Słowackiego. Brał udział w rewolucji lutowej 1848 roku w Paryżu. Na wieść o rewolucjach w Berlinie i Wiedniu powrócił do Galicji i uczestniczył w wydarzeniach Wiosny Ludów na ziemiach polskich. Po upadku powstania styczniowego przeciwnik konserwatywnego stronnictwa stańczyków. Poseł do Rady Państwa we Wiedniu w latach 1877-1878. Jego najbardziej znanym utworem jest pieśń "Chorał" (Z dymem pożarów), powstała jako reakcja na rabację galicyjską Jakuba Szeli, wydana w zbiorze "Skargi Jeremiego" (1847). Sławę przyniósł mu już poemat "Maraton" (1845), w którym opowieść o bohaterskiej walce Greków z perskim najeźdźcą stanowiła czytelną aluzję do dziejów Polski i zapowiedź jej odrodzenia.

    SKARGI JEREMIEGO


    Och! cała ziemia ta nasza cmentarna
    Wygląda, Panie, jak czara ofiarna,
    W którą poganie zlewali krew wrogów
    Dla dawnych bogów.

    Coraz się więcej spód ziemi zaplemia,
    Na nowe groby miejsca nie ma ziemia,
    A więc na prochach ojców twarzą bladą
    Syny się kładą.

    I oto, Panie, jak się wypiętrzyła
    Warstwami trupów sypana mogiła!
    A innym licem każda pokolenia
    Warstwa się zmienia.

    I najprzód leżą daleko u spodu
    Ciemne olbrzymy, ojcowie narodu,
    Ci pospierali o krwawe oszczepy
    Czaszek czerepy.

    I niedźwiedziową okryli się skórą,
    A znać im z oczu przymkniętych ponuro,
    Że w borach wiodły niejeden bój dziki
    Te zapaśniki.

    A na tych ciałach szeregiem się łożą
    Ludzie, co znali już naukę bożą,
    Bo szorstkie dłonie na zbroi ze stali
    W krzyż poskładali.

    A każdy patrzy pokojem natchniony,
    Widać, że poległ dla kraju obrony,
    Widać, że synom kraj wolny zostawił
    I siebie wsławił.

    Wyżej na onych ojcach bogobojnych
    Kłębią się ciała w rzutach niespokojnych;
    Jak na wędrowcach, co zmylili drogę,
    Znać na nich trwogę.

    Jedni z nich troską zadumani leżą,
    Drudzy z rozpaczy miecz złamany dzierżą.
    A inni zdrajców osypani trądem
    Straszą się sądem.

    A prócz tych, Panie, co śpią w ziemi zmierzchu,
    O! ileż trupów tu, na samym wierzchu!
    A wszystkie w niebo patrząc znaną twarzą,
    Ach! o nas marzą.

    Sercem i ręką naszą obwiązani,
    Teraz, o Panie, leżą przepasani
    Przez szyję siną pręgą, a przez łono
    Pręgą czerwoną.

    I jako słudzy Twoi w dawnej Romie
    Z pieśnią stawali na płonącym łomie
    I na świadectwo Twojej wiecznej prawdy
    Cierpieli zawdy,

    Tako i nasi bracia, wielki Boże!
    Jak na spoczynek szli na krwawe łoże,
    A strasznym bólem pokurczone wargi
    Nie miały skargi.

    Panie! toż wszystkie ojców naszych winy
    Już śmiercią swoją okupiły syny;
    Panie! Tyś musiał zmarłych poczet cały
    Wziąć już do chwały.

    A jeśli naszą pokutę żałobną
    Chcesz nam przedłużyć, daj nam śmierć podobną;
    Ale nam powiedz: "Do ofiarnej katni
    Idźcie ostatni!"

    Ale nam powiedz: "Was umieszczę w chwale,
    Kraj wasz ku morzom rozścielę wspaniale,
    A dzieci wasze do jednego stołu
    Sproszę po społu".

    Cześć, cześć i chwała niech będzie popiołom,
    W proch, w proch, w pokorę giąć się naszym czołom,
    W jęk, w łzę rozlewać to nasze wołanie
    Do Ciebie, Panie!

    MARATON


    (fragmenty)


    W Atenach wrzawa! Perscy heroldowie
    Stoją na rynku i w nieznanej mowie
    Coś ciżbie głoszą. Nikt ich nie zrozumiał.
    Jeden Grek tylko, co po persku umiał,
    Wstąpił na kamień i zaczął tłumaczyć
    Na język swojski; a miało to znaczyć:
    "Dariusz, król Persów i Medów, pan świata,
    Na harde ludy plaga i zatrata,
    Zsyła heroldów, by mu wasze plemię
    Na znak poddaństwa dało wodę, ziemię,
    A może da się pokorą przebłagać
    I wstrzyma rękę, co ma Greków smagać" (...)

    Z czterech stron świata ciągną się zastępy,
    Z czterech stron świata zlatują się sępy:
    Aż wicher się zrywa od wiania buńczuków
    I gwar powstaje od pochrzęstu łuków,
    Od końskich kopyt ziemia poczerniała,
    Tak wielka koni i ludzi nawała.
    Można by nimi podbić cały świat ten,
    A tam krzyk tylko: "Do Aten! Do Aten!!" (...)

    W Atenach trwoga; lud tłumem się zbiera,
    Milczy i smutnie po sobie spoziera:
    Wierny swój naród opuściły bogi
    I do wyboru dały mu dwie drogi:
    Łańcuch i hańba lub śmierć i mogiła!
    A jedni szepcą: "Nieprzyjaciół siła!
    Na cóż się przyda ofiara i męstwo?"
    A drudzy krzyczą: "Śmierć albo zwycięstwo!"
    Śród nich Miltiades jak zesłannik bogów,
    Słowem podźwiga zwątpiałego ducha.
    Lud go otoczył zwiesił skroń i słucha.
    "Wy się trwożycie tą liczbą ogromną?
    I tą przemocą, co się zda niezłomną?
    Cóż jednak znaczy taka ćmamotłochu
    Wylęgła z prochu, czołgająca w prochu,
    Którą do boju popędzają biczem,
    Aby nie pierzchła przed wolnych obliczem?
    A nas, nas wszystko do boju porywa:
    Każda piędź ziemi mogiłami żywa,
    To jasne niebo, co niesie w obłoku
    Cienie poległych, widne duszy oku
    I cała przeszłość, ta przeszłość wiekowa,
    Co w swoim łonie tyle sławy chowa!
    Bogowie z nami! Jedno nasze ramię
    Tysiąc najemców zgruchoce i złamie.
    Bogowie z nami! Oni nas prowadzą!
    Oni nam siłę Tytanów nadadzą!
    Niechże nas wspiera ich błogosławieństwo!"
    A lud wykrzyknął: "Śmierć albo zwycięstwo!"

    ***

    Nad Maratonem
    Wzniosło się niebo zarzewiem czerwonem.
    Nad Maratonem przeciągają sępy,
    Siadły na skałach i dziób ostrzą tępy.
    A przeciw Persom stoi garstka ludzi.
    Persom się zdaje, że ich oko łudzi;
    Med pomrukuje: "Szaleni! Szaleni!
    Jeden na tysiąc! my niezwyciężeni!" (...)

    W Atenach pusto. Kto mógł miecz podźwignąć,
    Już ojca swego w boju chciał wyścignąć.
    W nagłej potrzebie dla kraju posługi
    Rzucano skarby, warsztaty i pługi;
    W Atenach pusto. Śród obszaru miasta
    Pozostał starzec, ślepiec i niewiasta.
    A kto mógł, patrzał w trwożnym niepokoju,
    Czy nie obaczy co od strony boju. (...)
    Prędkimi kroki ktoś po bruku bije
    I woła: "Tchu! Tchu! Głosu! Grecja... żyje!
    Z gałązką lauru Grek ulicą bieżył
    I padł wołając: "Zwy-cięstwo!" Już nie żył.
    A lud się ciśnie, podnosi mu głowę,
    Rozrywa zbroję całe ciało zdrowe!
    Ni śladu rany.

    CHORAŁ


    1. Z dymem pożarów, z kurzem krwi bratniej,
    Do Ciebie, Panie, bije ten głos,
    Skarga to straszna, jęk to ostatni,
    Od takich modłów bieleje włos.
    My już bez skargi nie znamy śpiewu,
    Wieniec cierniowy wrósł w naszą skroń,
    Wiecznie, jak pomnik Twojego gniewu,
    Sterczy ku Tobie błagalna dłoń.

    2. Ileż to razy Tyś nas nie smagali
    A my, nie zmyci ze świeżych ran,
    Znowu wołamy: "On się przebłagał,
    Bo On nasz Ojciec, bo On nasz Pan!"
    I znów powstajem w ufności szczersi,
    A za Twą wolą zgniata nas wróg,
    I śmiech nam rzuca, jak głaz na piersi:
    "A gdzież ten Ojciec, a gdzież ten Bóg?"

    3. I patrzym w niebo, czy z jego szczytu
    Sto słońc nie spadnie wrogom na znak -
    Cicho i cicho, pośród błękitu
    Jak dawniej buja swobodny ptak.
    Otwórz w zwątpienia strasznej rozterce,
    Nim naszą wiarę ocucim znów,
    Bluźnią Ci usta, choć płacze serce;
    Sądź nas po sercu, nie według słów!

    4. O! Panie, Panie! ze zgrozą świata
    Okropne dzieje przyniósł nam czas,
    Syn zabił matkę, brat zabił brata,
    Mnóstwo Kainów jest pośród nas.
    Ależ, o Panie! oni niewinni,
    Choć naszą przyszłość cofnęli wstecz,
    Inni szatani byli tam czynni;
    O! rękę karaj, nie ślepy miecz!

    5. Patrz! my w nieszczęściu zawsze jednacy,
    Na Twoje łono, do Twoich gwiazd,
    Modlitwą płyniem jak senni ptacy,
    Co lecą spocząć wśród własnych gniazd.
    Osłoń nas, osłoń ojcowską dłonią,
    Daj nam widzenie przyszłych Twych łask,
    Niech kwiat męczeństwa uśpi nas wonią,
    Niech nas męczeństwa otoczy blask.

    6. I z archaniołem Twoim na czele
    Pójdziemy potem na wielki bój,
    I na drgającym szatana ciele
    Zatkniemy sztandar zwycięski Twój!
    Dla błędnych braci otworzym serca,
    Winę ich zmyje wolności chrzest;
    Wtenczas usłyszy podły bluźnierca
    Naszą odpowiedź: "BÓG BYŁ i JEST!"