TRISTAN i IZOLDA czyli opowieść o miłości zaczarowanej i przeklętej, (fragment wstępu do "Dziejów Tristana i Izoldy" Całość do pobrania w formie ebooka (bezpłatnego) Dante Gabriel Rossetti - Roman de la Rose John William Waterhouse - Tristan i Izolda Rogelio de Egusquiza - Tristan i Izolda Edmund Blair Leighton - Tristan i Izolda Edmund Blair Leighton - Akolada Evelin de Morgan - Napój miłosny Dante Gabriel Rossetti - Tristan i Izolda wypijają napój miłosny Każdy, kto ma choćby mgliste pojęcie o średniowieczu, musi przyznać, że Dzieje Tristana i Izoldy to opowieść - jak na tamtą epokę - niezwykła. Dlaczego nie spotkała się z potępieniem ze strony Kościoła, skoro opowiada o grzesznej miłości, która na dodatek nie została przykładnie ukarana? Trzeba powiedzieć, że zaginięcie pełnej wersji Dziejów Tristana i Izoldy może świadczyć, iż był to utwór, który nie zdobył tak dobrej sławy jak opowieści o rycerzach Okrągłego Stołu. Rzadziej opowiadany i przepisywany dotrwał do naszych czasów jedynie we fragmentach. Trzeba równocześnie zauważyć, że tylko pozornie Dzieje Tristana i Izoldy znajdują się w opozycji do głównych idei średniowiecza. Bóg Tristana i Izoldy nie przypomina średniowiecznego Surowego Sędziego, jest raczej Miłosiernym Ojcem, co nie zmienia sprawy, że pozostaje dla wszystkich bohaterów najwyższym autorytetem. Nikt też nie ośmiela się krytykować Kościoła czy sakramentu małżeństwa. Ważniejszym jednak jest fakt, że ta niezwykła opowieść o miłości wcale nie odbiegała tak dalece, jak nam się wydaje, od oficjalnej wykładni tego uczucia. Czegóż bowiem dowiadywał się o miłości średniowieczny odbiorca? Że jest to uczucie potężne, nieokiełznane, które przynosi jedynie cierpienia, nie może bowiem zostać zaspokojone. Dowiadywał się, że miłość to rozkosz straszliwa i męka bez końca, i śmierć! a co najważniejsze że miłość pozamałżeńska zawsze będzie skazana na udrękę i prześladowania. W zamkach i oberżach rycerze i plebejusze słuchali zapewne z zapartym tchem o przygodach nieszczęśliwych kochanków, chłonąc każdym nerwem słowa trubadura czy waganta, by na koniec przetrzeć oczy jak po długim śnie i, dziękując Bogu za uchronienie od podobnych katuszy, wrócić do swych codziennych zajęć i legalnych małżonek. Sądzę, że Dzieje Tristana i Izoldy realizowały marzenia ludzi o wielkiej miłości, zarazem ich przed tą miłością przestrzegając. Ich odbiór był czynnością zastępczą, czytano i słuchano zamiast osobistego przeżywania uniesień miłosnych. Taka jest zresztą jedna z funkcji literatury - dostarczać ludziom odczuć i przeżyć, których sami nie są w stanie doświadczyć. Dla nas ważniejsze jest, że ta niezwykła opowieść to jedna z najwspanialszych, jeśli nie najwspanialsza, historia miłosna w literaturze świata. Stało się tak dzięki połączeniu w jedną, spójną i logiczną całość, elementów i wątków zasadniczo od siebie odmiennych. W historii Tristana i Izoldy splatają się legendy celtyckie o pochodzeniu jeszcze przedchrześcijańskim, rycerskie obyczaje rodem z chanson de geste [epiki rycerskiej], kultura miłości dwornej wyrosła w XII wieku w Prowansji oraz moralność chrześcijańska, która była drogowskazem całego średniowiecza. To połączenie okazało się mieszanką piorunującą, tworzącą w efekcie arcydzieło literatury miłosnej. Zostawmy jednak specjalistom rozważania, z jakiej tradycji wywodzą się poszczególne elementy i epizody Tristana i Izoldy, oraz na ile osobowość Josepha Bediera odcisnęła się na znanym nam dziele. Zajmijmy się miłością najsłynniejszej, obok Romea i Julii, pary kochanków. Każdy przyzna, że miłość jest najważniejszym wątkiem Tristana i Izoldy, któremu podporządkowane są pozostałe elementy fabuły. Widać to choćby po pośpiechu, z jakim narrator przemyka nad dzieciństwem Tristana, nie wykorzystując do stworzenia efektownych epizodów takich wydarzeń jak porwanie Tristana przez piratów czy jego życie pod rządami zdrajcy Morgana. Podobnie jest do końca opowieści - wszystkie zdarzenia niezwiązane bezpośrednio z uczuciem między Izoldą i jej rycerzem zostają zaledwie wzmiankowane. Miłości, która rodzi się między bohaterami, nikt nie chciał. Narodziła się sama, mocą czarodziejskiego napoju, który przez przypadek wypili. Jedynie przez przypadek? Przecież Tristan i Izolda są dla siebie stworzeni i przeznaczeni sobie. To Izolda ratuje Tristanowi życie, lecząc go z ran zadanych przez jej wuja, to Tristan zabija smoka pustoszącego Irlandię i zdobywa moralne prawo do ręki Izoldy. Życie rycerza poranionego przez smoka jest w ręku królewny, jej małżeństwo z tchórzliwym marszałkiem dworu zależy od świadectwa Tristana. Ona jest przekonana, że Tristan pragnie ją zaślubić, on oddaje Izoldę królowi Markowi tylko na przekór wrogom, którzy chcą go poróżnić z królem. Zaiste, wypicie magicznego napoju nie jest początkiem, a logiczną konsekwencją przeznaczenia, które połączyło Tristana i Izoldę. Kochankowie są na siebie skazani. Brangien musiała nie dopełnić swoich obowiązków, bo oni musieli wypić czarodziejską miksturę. Miłości, która jest równoznaczna z fatum, nie można oszukać, nie ma też przed nią ucieczki. W rzeczywistym średniowiecznym świecie miłość Izoldy byłaby dla Tristana równie nieosiągalna jak tron królewski. Uczucie inne niż platoniczne między królową a wasalem jej męża było wprost nie do pomyślenia. Gdyby nie niedopatrzenie służącej, miłość Tristana i Izoldy nie wyszłaby poza ramy dworskiej konwencji. On wielbiłby ją z daleka, staczał w jej barwach kolejne zwycięskie pojedynki, ona pozwalałaby mu śpiewać pieśni sławiące jej wdzięk i cnotę, podarowałaby rycerzowi swoją szarfę lub nawet pukiel włosów i na tym zapewne by się skończyło. W opowieści scalonej przez Bediera widać pewne wpływy koncepcji miłości dwornej między rycerzem i jego damą. Izolda jest panią Tristana, on jej wasalem. Małżeństwo Tristana wszyscy, nawet on sam, traktują jak zdradę, Izoldy nie plami życie z królem Markiem, z którym przecież nie obcowała platonicznie. To Izolda musi przysięgać, że gdy zobaczy pierścień Tristana, podąży do ukochanego mimo wszelkich przeszkód. Nie ma natomiast najmniejszej potrzeby, aby on składał taką samą przysięgę - jest oczywiste, że nie bacząc na śmiertelne niebezpieczeństwo podąży na pierwsze wezwanie swej pani. Etyka rycerska powoduje, że dzieje miłości Tristana i Izoldy to ciągłe przeplatanie się pożądania i zaspokojenia, rozstania i połączenia. I nie chodzi tu o fizyczne rozdzielenie, którego los nie będzie szczędził kochankom. Oni sami wiedzą, że powinni się rozstać, lecz nie są w stanie tego uczynić. Istota ich zaczarowanej i wyklętej miłości polega na tym, że każda chwila spędzona razem jest zatruta świadomością grzechu, a każde spełnienie rodzi kolejne pożądanie. Pogrążeni w miłosnym zapomnieniu, ciasno otuleni ramionami, w chwilach największej bliskości, jaka jest możliwa między ludźmi, nie mogą zapomnieć o tym, co ich oddziela, nie mogą zasypać przepaści, jaka jest między nimi, ani zmazać swego grzechu pierworodnego. Wszystkie ludzkie prawa sprzysięgły się przeciw nim, jednak Bóg im sprzyja. Ratuje Tristana po skoku z okna nadmorskiej kaplicy, pozwala Izoldzie wyjść bez skazy z sądu Bożego, spełnia wreszcie ostatnie życzenie królowej, by umarła razem z ukochanym. Albowiem miłość między Tristanem a Izoldą nie jest miłością grzeszną. Nie kłamie ani nie popełnia bluźnierstwa Tristan, kiedy w momencie pojmania przez straże woła do króla: ...jeśli jest w twoim dworze człowiek dość śmiały, aby podtrzymać kłamstwo, iż ją [królową] kochałem występną miłością, gotów mu jestem stanąć do oczu na udeptanej ziemi. To żądanie sądu Bożego powtórzy jeszcze bohater dwukrotnie, zanim odda Izoldę królowi Markowi. Czy można wątpić w wynik tego pojedynku, gdyby znalazł się śmiałek pragnący stawić czoło Tristanowi? Można się zastanawiać, czy Bóg sprzyja kochankom, czy tylko się nad nimi lituje, pewnym jest jednak, że ich nie potępia. Także zwyczajni ludzie nie potępiają tego uczucia. Cóż poczęliby Tristan i Izolda bez pomocy Brangien i wiernego służącego Perenisa? Nie zapominajmy także o Gorwenalu i innych rycerzach - przyjaciołach Tristana, którzy wspierają go w latach wygnania. Nawet król Marek zdaje się po cichu sprzyjać kochankom. Niezbyt energicznie poczyna sobie, by ich ująć, zwłaszcza wówczas gdy ukrywają się pod jego bokiem w lesie moreńskim, kpiąc sobie z królewskiej sprawiedliwości. Zastanówmy się raczej, kto stoi po przeciwnej stronie. Czterech zdrajców-zawistników, którzy nie mogą ścierpieć, że Tristan przewyższa ich w każdej materii, garbaty karzeł Frocyn - sługa diabła, nienawidzący tego, co piękne i dobre, a także stu trędowatych. Można jednoznacznie stwierdzić, że prawda i szlachetność stoi po stronie kochanków. Przeciw nim jest ludzka zawiść i podłość. Oraz prawo. We współczesnych nam czasach dla większości ludzi nie stanowiłoby to żadnego problemu. W średniowieczu niepisane normy rycerskiej etyki były przeszkodą nie do przezwyciężenia. I Tristan, i Izolda, i król Marek stali się zakładnikami kilku ludzi podłych, którzy po mistrzowsku szantażowali ich przepisami kodeksu dworskiego i rycerskiego. Przede wszystkim jednak są ofiarami własnego honoru, wiary, przywiązania do prawa oraz uczciwości. Aby osiągnąć szczęście, musieliby podeptać swoje przekonania, a wtedy byliby najnieszczęśliwsi. Każde z nich musiałoby wyprzeć się samego siebie, wyciąć sobie kawałek serca, duszy i mózgu. Tyle że wtedy Tristan przestałby już być Tristanem, a Izolda Izoldą. I jakże wówczas mogliby się kochać? Historia Tristana i Izoldy pokazuje, że człowiek może pokonać wszystkie przeciwności zawistnego losu, okrutnych bogów czy obojętnej historii. Nie może pokonać jedynie samego siebie. |
Całość do pobrania w formie ebooka (bezpłatnego)