KONRAD UHMA W karczmie z widokiem na agorę siedziało wielu gości, jednak największą uwagę zwracał na siebie wędrowny poeta - aojd, który opowiadał historię ostatnich wydarzeń w państwie.
Przed chwilą właśnie przerwał opowieść, by zwilżyć sobie gardło napojem boskiego Dionizosa. Ludzie jednak nie dawali mu spokoju. Ci, którzy dobrze znali całość sprawy, chcieli ją usłyszeć w lepszym niż zwykle wykonaniu, ci zaś, którzy byli tylko przejazdem, chcieliby choć raz usłyszeć opowieść o dziejach tragicznej Antygony z ust największego tragika Hellady.
- Polinejk wygnany przez żądnego władzy
W walce pod murami miasta zginęli wszyscy,
Władzę w mieście objął Kreon.
Jednak znalazła się taka, która złamała zakaz
Albowiem zbyt wiele wymagał Kreon!
Najnieszczęśliwszy jednak był sam Kreon, Ciężkie jest życie panującego. On nie może się mylić. - Jednak to Kreon miał władzę i to jego racje winny przeważyć szalę - odezwał się jakiś Fenicjanin. - Na później trzeba odłożyć wyroki boskie. Bogom co boskie, królowi co królewskie. Grecy spojrzeli na przybysza z ukosa. Co innego jak mówi ciekawe rzeczy o świecie, ale lepiej niech się nie wtrąca do wewnętrznych spraw greckich. - No cóż - Fenicjanin był uparty - w pewnym sensie Kreon miał rację. Musiał dać przykład. Musiał zniechęcić wszystkich potencjalnych naśladowców Polinika. - Jednak nie może człowiek ingerować w prawa boskie! - krzyknął jakiś pijany drwal. - Nie może, mówię - dodał, patrząc po wszystkich swymi zaczerwienionymi oczyma i głaszcząc swój ogromny topór, który oprócz ran ciętych i tłuczonych groził ponadto tężcem. Nagle na zewnątrz zakotłowało się, a jakiś chłopak wpadł do oberży, krzycząc: - Idą! Idą, idą! Już idą! Goście zerwali się z miejsc i wybiegli na drogę. Korowód już zdążył przejść, wszyscy więc pobiegli co prędzej na agorę, zapominając całkowicie o zasadach dobrego greckiego wychowania. Gdy dotarli na miejsce, większość ław była już zajęta, więc usiedli na ziemi gdzie kto stał, gdyż ranek był ciepły. Na podwyższenie z kamienia, z którego jeszcze niedawno przemawiał był Kreon, weszło dwunastu sędziwych obywateli. To oni przez ostatnie miesiące zastanawiali się nad całą sprawą, teraz zaś to oni mają wygłosić wyrok. Najstarszy z tej dwunastki podniósł się i gestem poprosił zebranych o ciszę. - Obywatele! Ludu miasta Teb! Zebraliśmy się tu, aby rozstrzygnąć spór między obywatelem Kreonem, a znajdującą się już w podziemiach Hadesu - Antygoną, jego krewną. Nas radę starców poproszono o sprawiedliwy wyrok. Dlatego na podstawie relacji i naszych przemyśleń uznajemy z poważniejsze powody Antygony. Mimo iż złamała prawo, to działała w dobrej wierze i sprzeciwiła się bezpodstawnemu łamaniu praw przez władcę. Zawierzyła ona bogom, w czym nie znaleźliśmy żadnych nieprawości. Kreon zaś wykroczy poza zakres swych uprawnień. Dawał zły przykład ludowi, i mimo iż również pragnął dobra, to z jego przedsięwzięć wyniknęły same nieszczęścia. Mimo iż nie do nas należy orzeczenie, jak Kreon postąpić powinien, to uznajemy wyższość racji Antygony nad racjami Kreona. Gdy staruszek usiadł, na całej agorze zawrzało. Wszyscy rzucili się by omówić ten wyrok. By poplotkować, poobmawiać, lub po prostu porozmawiać. Poeta zatarł ręce. - Wiedziałem, że tak będzie - szepnął sam do siebie. - Jak wiele może zdziałać siła poezji! a Kreon sam sobie winien, Po co się targował? Przecież mówiłem, że Ismena daje więcej...
Na swoim złotym tronie Zeus odetchnął głęboko i powiedział do Hery: - Nareszcie się skończył ponura tragedia rodu Labdakidów. A ten Sofokles to bardzo zdolny człowiek. Warto by go na stałe ściągnąć na Olimp. |