JULIUSZ SŁOWACKI

(1809-1849) największy obok A. Mickiewicza twórca polskiego romantyzmu, został znakomicie przygotowany do swej roli przez dom rodzinny. Jego ojciec był profesorem literatury w słynnym Liceum Krzemienieckim i na Uniwersytecie Wileńskim, ojczym (A. Becu, pierwowzór Doktora z III cz. Dziadów Mickiewicza) - profesorem medycyny tego samego uniwersytetu. Ale największe znaczenie w życiu Słowackiego miała matka, Salomea, o czym pięknie świadczą listy, które pisał do niej przez pół życia.

Przyszły poeta odebrał staranne wykształcenie (Liceum Krzemienieckie i prawo na Uniwersytecie Wileńskim). W 1830 r. pracował w Komisji Skarbu w Warszawie, więc jako jedyny z wielkich poetów znalazł się w centrum powstania listopadowego. Powstałe wówczas utwory (Hymn, Oda do wolności, Kulik) przyniosły mu sławę powstańczego barda.

Po upadku powstania Słowacki znalazł się na emigracji. Jego najbardziej znane dramaty (Kordian, Balladyna) powstały podczas pobytu w Szwajcarii (1834-36). W latach 1836-37 odbył romantyczną podróż po Włoszech, Grecji, Egipcie i krajach Bliskiego Wschodu, której plon stanowi poemat dygresyjny Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu wraz z Grobem Agamemnona, a także słynny Hymn ("Smutno mi, Boże). Od 1839 r. Słowacki przebywał w Paryżu. Tu powstała Lilla Weneda (1840), Beniowski (pieśń I-V 1841), tu poznał A. Towiańskiego i na krótko (1842-43) przystąpił do jego sekty. Po zerwaniu z towiańczykami, zajął się tworzeniem i wyjaśnianiem systemu swojej filozofii genezyjskiej, próbującej ująć dzieje świata i człowieka jako ciąg przemian ducha i jego ewolucję od materii do anioła (traktat Genezis z Ducha, poemat Król-Duch, dramaty Sen srebrny Salomei, Samuel Zborowski). W 1848 r. mimo bardzo złego stanu zdrowia wyruszył do Poznania, licząc na wybuch Wiosny Ludów w Wielkopolsce. Zmarł rok później w Paryżu na gruźlicę.

Przez wiele lat, jeśli nie do dziś, Słowackiego traktowany był jako konkurent, a nawet wróg Mickiewicza. Wzajemna niechęć między tymi dwoma geniuszami na długo zatruła atmosferę w kręgu polskiej emigracji. Ocena tego sporu zawsze nieodłącznie wiązała się z literackimi preferencjami oceniającego. Miłośnicy Mickiewicza cała winą obciążają Słowackiego - i na odwrót. W rzeczywistości zaś obaj nie są bez winy. Mickiewicz protekcjonalnie traktował młodszego kolegę, Słowacki arogancko walczył o uznanie swojej pozycji. Dodać należy, że jego twórczość - bezkompromisowa w krytyce prawdziwych i urojonych polskich win, grzechów, błędów - nie mogła przypaść do gustu Polakom, którzy po upadku powstania listopadowego wegetowali na paryskim bruku lub cierpieli represje w kraju. Docenić ją mogło dopiero w okresie Młodej Polski pokolenie, które nie zaznało klęski.

TWÓRCZOŚĆ

KORDIAN

Bogactwo tego dramatu można porównywać jedynie z Dziadami. Luźna kompozycja i fabuła złożona z szeregu epizodów pozwoliły Słowackiemu na ukazanie losów i dojrzewania romantycznego bohatera, ocenę powstania listopadowego, a zwłaszcza na polemikę z ideami Mickiewicza. Wszystkie te problemy ogniskują się w działaniach i klęskach tytułowego bohatera będącego nieodrodnym dzieckiem swej epoki.

W I akcie dramatu 15-letni Kordian przeżywa dylematy typowe dla wczesnej fazy romantyzmu. Można tu wyliczyć wzorowany na szekspirowskim bohaterze hamletyzm, czyli rozdźwięk między wielkimi marzeniami a brakiem woli i możliwości ich urzeczywistnienia; romantyczną "chorobę wieku" wywoływaną przez ból istnienia i wyobcowanie ze świata; werteryzm prowadzący do samobójczej próby z powodu nieszczęśliwej miłości (jednak przeszkodą jest wiek Kordiana, a nie jego pochodzenie społeczne). Ujawnia się już w tym akcie dramaturgiczny geniusz Słowackiego, który urywa i zawiesza akcję słowami wiernego sługi, Grzegorza: "Panicz się zabił!", co znakomicie buduje napięcie dramaturgiczne.

Akt II przebiega pod znakiem jakże typowych w biografii romantyka podróży, rozumianych jako etap dojrzewania i zdobywania doświadczeń. Kordian wędruje po całej Europie i w trakcie tej wędrówki traci kolejne złudzenia i ideały - literaturę, miłość, Kościół. Nagi na duszy, pozbawiony wszystkich idei wdrapuje się na szczyt Mont Blanc, by tam znaleźć nowy cel w życiu - Polskę. Odmiennie od Mickiewicza, Słowacki kreśli przyszłość ojczyzny jako Winkelrieda narodów. Szwajcarski rewolucjonista Winkelried rzucił się na dzidy wrogów i w ten sposób zapewnił zwycięstwo towarzyszom. Polska w idei Słowackiego ma podobnie poświęcić się za ludzkość, ale nie w imię religii, tylko rewolucji.

Akt III wykorzystuje autentyczne wydarzenie, jakim był spisek na życie cara Mikołaja I. Jednak Słowacki prawdę historyczną wykorzystuje do oceny powstania listopadowego i dalszej polemiki z Mickiewiczem. Widzimy Kordiana jako podchorążego, uczestnika spisku na życie cara. Spiskowcy spotykają się w podziemiach Katedry, by przegłosować podjęcie lub zaniechanie działań. W dramatycznym starciu między Prezesem (J. U. Niemcewicz) a Kordianem wygrywa lęk i doświadczenie starca. Car - koronowany na króla Polski - zostanie przy życiu. Na nic zdały się poetyckie i oratorskie talenty Kordiana. Spiskowcy boją się świętokradztwa, kary i zemsty. To czytelne aluzja do rządów powstańczych, które robiły co mogły, by gasić zapał patriotyczny młodzieży. Kordian, choć sam przerażony i załamany swą klęską w głosowaniu, rzuca zebranym słowa wzgardy i przysięga w pojedynkę dopełnić zemsty za krzywdy Polski. Ma do tego realną okazję, ponieważ w następnej scenie pełni wartę przed sypialnia cara. Jednak okaże się niedojrzały do czynu. Rozdarty między projekcje swej duszy - Strach i Imaginację (Wyobraźnię) - zemdleje przed drzwiami carskiej sypialni. W scenie tej Słowacki ukazał słabość belwederczyków, którzy wywołali powstanie listopadowe, ale podobnie jak Kordian nie potrafili zdobyć się na mord świętokradczy i nie zabili carskiego brata, wielkiego księcia Konstantego. Nie mieli również - jak Kordian - żadnego programu poza ogólnikami o historycznej sprawiedliwości i przebudzeniu narodu. Scena przed sypialnią cara to także dalsza polemika z ideami Mickiewicza. W klęsce Kordiana trudno nie doszukiwać się aluzji do Konrada Wallenroda, oceny realnych szans powodzenia spiskowca-zdrajcy. Dalszy ciąg tej polemiki toczy się w szpitalu wariatów, gdzie początkowo wtrącono Kordiana. Bohater w rozmowie z Doktorem-Szatanem dowiaduje się, że idea poświęcenia za ludzkość to szaleństwo, a cierpienie - pokarm poezji. Szaleńcem jest człowiek, który uważa się za mitycznego Atlasa podtrzymującego niebo, i drugi, twierdzący, iż jest drzewem krzyża Chrystusowego. Takim samym szaleńcem był Kordian, gdy chciał poświęcić się za naród, ale jednocześnie z tej samej sceny wynika, iż to samo można powiedzieć o pomysłach Mickiewicza. Wszystkie plany, marzenia, sny, ideały Kordiana legły w gruzach. Została mu jedynie śmierć. Przejmująco brzmi scena więzienna w Kordianie. Bohater w rozmowie ze starym, dobrotliwym księdzem poznaje swój największy grzech - brak miłości do ludzi. W pełnym żalu monologu stwierdza, że gdyby mógł jeszcze raz przeżyć życie, byłby ciekawszy świata. Jednak ludźmi nadal gardzi. Dumnie rusza na rozstrzelanie, świadom, że zostanie po nim jedynie róża, którą na pamiątkę zasadzi ksiądz, oraz imię Kordian nadane wnukowi wiernego sługi - Grzegorza. Nie wiemy, czy bohater rzeczywiście zginie, bowiem w chwili, gdy pluton egzekucyjny szykuje się do salwy, pojawia się oficer z aktem ułaskawienia. Czy zdąży? Słowacki ponownie urwał akcję w najbardziej dramatycznym momencie. Kordian w zamyśle miał być trylogią, więc pewnie bohater miał przeżyć. Jednakże pozostaje faktem, iż ciąg dalszy nigdy nie powstał. Nawet Słowacki miałby problemy z tchnięciem życia w kolejną kreację Kordiana. Nie dość, że bohater już raz uratował się cudem od śmierci (akt I), że przeszedł metamorfozę podobną do przemiany Gustawa w Konrada (scena na Mont Blanc), to w momencie egzekucji był całkowicie martwy wewnętrznie.

W losach Kordiana odbija się tragedia całego pokolenia młodych romantyków polskich - uwiedzionych przez Mickiewicza i jego Konrada Wallenroda, zaczytanych w Goethem i filozofach niemieckich, w Szekspirze, Byronie, mierzących siły na zamiary, żyjących snami i marzeniami, pełnych ambicji, nadziei, wiary, ale żyjących w cieniu czcigodnych starców, bohaterów wojen napoleońskich, okutych w powiciu, nieznających ani smaku wolności, ani klęski. Ich zderzenie z brutalną rzeczywistością, najpierw podczas powstania listopadowego, potem na emigracji, przyniosło wiele tragedii życiowych. W tym sensie Kordian jest utworem pokoleniowym. Jest także początkiem destrukcji romantycznego mitu, która apogeum osiągnie w Beniowskim. Jednak już w Kordianie Słowacki zaneguje romantyczne idee, ukaże ich pustkę lub szkodliwość, w zasadzie nie ofiarowując nic w zamian poza mglistymi ogólnikami. Z tego powodu jego dzieło zostało bardzo negatywnie przyjęte przez publiczność. Odrzucając wymowę dzieła, wszyscy oddawali honor doskonałości jego formy.

Kordian to najwybitniejsze formalne osiągnięcie dramatu romantycznego w Polsce, a nawet dramaturgii polskiej w ogóle. O genialnym zawieszaniu akcji w punkcie kulminacyjnym była już mowa. Równie fascynujący jest kształt teatralny utworu, z pomysłami udramatyzowania stanów psychicznych bohatera, filmowym następstwem scen aktu II, które można było zrealizować tylko na scenie obrotowej, monumentalizmem monologu na Mont Blanc (zarówno pod względem literackim, jak i widowiskowym), narkotyczną wizyjnością sceny w domu wariatów, dramatycznym dialogiem car - wielki książę, pełną różnorodnych uczuć - od zgrozy po kpinę - scenę koronacji cara, w której pada tylko jedno słowo. Realizm przeplata się z fantastyką (Przygotowanie), patos z ironią (scena u papieża), wzniosłość ze zwykłymi ludzkimi uczuciami. Również bogactwo języka, lekkość wiersza i żywość dialogu, liryzm i dynamika monologów wskazują, iż w Kordianie osiągnął Słowacki wyżyny kunsztu literackiego.

Grób Agamemnona

Ten fragment poematu Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu zawiera jedno z najostrzejszych w naszej literaturze oskarżeń tradycji szlacheckiej i szerzej - polskiej. Nikt chyba nie napisał równie okrutnych słów: "Polsko! [...] pawiem narodów byłaś i papugą/ a teraz jesteś służebnicą cudzą". Te oskarżenia rodzą się z refleksji nad grobem bohatera Iliady, Agamemnona, z porównania historii greckiej i polskiej. Słowacki przywołuje pamięć bitwy pod Termopilami, gdzie Spartanie pod dowództwem Leonidasa zginęli co do jednego, broniąc się przed cała potęgą perską. Porównanie greckich bohaterów z polskimi powstańcami prowadzi do okrutnych wniosków. Ci, którzy przeżyli powstanie, to niewolnicy, niegodni stanąć twarzą w twarz z duchami spartańskich wojowników. Winą obarcza Słowacki szlachtę i tradycję szlachecką ("czerep rubaszny"), którą jak "Dejaniry koszulę" trzeba odrzucić, by uwolnić duszę anielską i stworzyć Polskę nową, piękną jak "marmurowy posąg".

Hymn (Smutno mi Boże)

Hymn to na ogół utwór o patriotycznej lub religijnej tematyce i podniosłym nastroju, wysławiający jakieś dobro niezwykle ważne dla społeczności (Ojczyznę, Boga, wolność). Jednak Hymn Słowackiego nie sławi Boga, ma natomiast charakter lirycznego wyznania skierowanego do Stwórcy. Podmiot mówiący buduje intymną więź z Bogiem, który staje się jego jedynym powiernikiem. Bohater to nie tylko polski wygnaniec, to Każdy. Pielgrzymka i niepewność składają się na egzystencję wszystkich ludzi, a jedynym pewnym elementem życia jest śmierć. Początkowo taka refleksja budzi dojmujący smutek mówiącego, jednak potem żal ustępuje pogodzeniu. Przyczynia się do tego przekonanie o stałej obecności Boga w świecie, a także świadomość, że choć człowiek przemija bez śladu, o tyle ludzkość będzie wciąż trwała, otoczona boską opieką.

Więcej

Testament mój

Nawiązując do formy zapisów testamentowych, w których oprócz legatów zawarte były życzenia dotyczące pogrzebu, Słowacki rozlicza się ze swoimi poetyckimi dokonaniami. Nie kryje rozgoryczenia wywołanego niezrozumieniem. Kreuje się na nieugiętego bojownika o wolność, głównie jednak wyraża przekonanie, że jego poezja przetrwa swego twórcę i przyczyni się do przemiany, "przeanielenia" świata.

Beniowski

Nieukończony poemat dygresyjny Słowackiego przyniósł ostateczną - wydawałoby się - destrukcję romantycznych tematów i ideałów. Wybór formy był nieprzypadkowy. Poemat dygresyjny to dzieło epicko-liryczne, w którym fabuła stanowi jedynie przyczynek do szerokich dygresji narratora (często tożsamego z autorem), a ich tematykę narzuca wyłącznie jego arbitralna decyzja. Głównym tematem Beniowskiego staje się jego twórca i sam proces tworzenia. Ten autotematyzm połączony z ironią romantyczną, czyli dominacją subiektywnych odczuć nad faktami, swobodnym żonglowaniem tematami i konwencjami literackimi, ujawnianiem obecności autora w utworze, najczęściej tworzy dystans między narratorem a opisywanymi wydarzeniami, czasem jednak przynosi liryczne wyznania o wielkiej sile. W końcowym efekcie prowadzi do unicestwienia romantycznej pozy i przestarzałego - zdaniem autora - języka poezji romantycznej w duchu Mickiewicza.

Wszystko w tym utworze wykonano na przekór romantycznej publiczności. Biorąc za bohatera fabuły postać, która do dziś fascynuje niezwykłą biografią - konfederata barskiego, więźnia Syberii, który ucieka porwanym statkiem, by po licznych perypetiach wylądować na Madagaskarze i zostać królem murzyńskiego plemienia - czyni z niego Słowacki zwykłego, niezbyt rozgarniętego, przyziemnego szlachcica. To wyraźne przeciwstawienie się romantycznemu dążeniu do niezwykłych wydarzeń i heroicznych bohaterów. Ale autor idzie dużo dalej. Kpi z byronizmu, werteryzmu, romantycznych kochanek, pejzaży, uczuciowości. Ta destrukcja sięga nawet poziomu języka. Wystarczy otworzyć Beniowskiego w dowolnym miejscu, by się o tym przekonać. Na przykład w wersach 585-664 Słowacki używa w ironicznym kontekście słów tak istotnych dla romantyzmu jak: łzy, serce, romans, Werter, trup, kochanek, piekło, dziewica, anieli, szatan. Sporo jak na 80 wersów, zwłaszcza, że poza tym pojawia się kpina z krytyków Słowackiego oraz z Dziadów Mickiewicza. Jest to zresztą jeden z głównych tematów odautorskich dygresji. Wyśmiewa w nich Słowacki niechętnych sobie krytyków, publiczność, która nie zrozumiała jego dzieł, przyzwyczajenia i szablon poezji romantycznej. Znajduje się w nich jednak miejsce na autoironię, na dystans wobec własnych utworów i bohaterów. Wyłania się z tego całego bogactwa zwrotów do czytelnika, do siebie samego, do znawców i innych twórców obraz człowieka cierpiącego z powodu samotności, odrzucenia i niezrozumienia. To także jest niezgodne z romantycznym wzorcem, w którym poeta powinien stać ponad tłumem, gardzić nim i czuć dumę z powodu wyobcowania.

Dokonawszy destrukcji romantycznych tematów i słów, tworzy Słowacki nowy program poetycki, zawarty w słynnym fragmencie:

"Chodzi mi o to, aby język giętki

powiedział wszystko, co pomyśli głowa".

Nowa poezja ma być podporządkowana twórczemu zamysłowi, wydobywać z języka wszystkie jego znaczenia i oddziaływać na wszystkie uczucia jednostki i zbiorowości. Jednym słowem, ma być taka jak Beniowski - porywająca i olśniewająca czytelnika, ale zapraszająca go do wspólnej wędrówki, a nie narzucająca mu gotowe rozwiązania. Słowacki przeciwstawił poezji wieszczej - kunszt i sztukę poezji, a następnie swój program wprowadził w życie. Świadczy o tym również wiersz poematu, pisanego najtrudniejszą miarą wersową, oktawą, czyli strofą ośmiowersową, o układzie rymów abababcc.

Wiersze Juliusza Słowackiego